W piątek wieczorem na festiwalu South By South West w Austin odbyła się premiera najnowszego filmu Katarzyny Rosłaniec „Szatan kazał tańczyć” ("Galerianki", "Bejbi blues"). Uciekający od narracyjnych standardów obraz przyciągnął sporą publiczność i został przez nią bardzo ciepło przyjęty.
To niezwykły zapis kilku lat życia współczesnej dziewczyny z wielkiego miasta i dobrego domu, obracającej się w kręgach artystycznych, słynnej za sprawą książki, którą wydała w bardzo młodym wieku.
Bohaterka - w tej roli niemal magnetycznie przyciągająca wzrok i uwagę Magdalena Berus - kocha i ucieka od miłości, boryka się z uzależnieniami i problemami psychicznymi, konsumuje sukces i walczy z „syndromem drugiej książki”, próbuje poukładać relacje z rodziną, mężczyznami i znajomymi. Czy to w klubie, czy w domu, w łóżku czy na podłodze w toalecie, czy na dachu warszawskiej kamienicy, a nawet w szpitalu - zawsze idzie na całość. I zawsze ma w ręku telefon, żeby rejestrować każdą chwilę.
- Dużą inspiracją do stworzenia tej postaci była historia, którą gdzieś przeczytałam - opowiadała Rosłaniec pierwszym widzom swojego filmu. - Chodziło o dziewczynę z chorobą serca, której lekarze wszczepiają rozrusznik i każą się oszczędzać. A ona, jakby na przekór, postanawia żyć pełnia życia, a nawet jeszcze bardziej intensywnie niż zwykle: jeździć po świecie, zdobywać mężczyzn, bawić się - mówiła reżyserka podczas SXSW.
Choć najnowszy film Rosłaniec pod względem treści zdaje się więc być - ciekawszą zresztą, głębszą i znacznie bardziej napełnioną emocjami - dziewczęcą odpowiedzią na film „Wszystkie nieprzespane noce”, w kwestii formy znacznie bliżej mu do niedawnych, eksperymentalnych dzieł Przemysława Wojcieszka: „Jak całkowicie zniknąć” czy „Sekret” (słowa będące tytułem pierwszego z nich padają zresztą z ekranu w nowym filmie Rosłaniec: wypowiada je jedna z bohaterek).
Najnowsze dzieło Rosłaniec podzielone jest na kilkadziesiąt dwuminutowych scen, ułożonych w dość przypadkowej kolejności - nie łączą się ze sobą bezpośrednio, ale tworzą obraz życia bohaterki. I nawet jeśli nie zawsze można je precyzyjnie umieścić na osi czasu, nawet jeśli nie do końca wiadomo, w jakiej kolejności pojawiali się życiu bohaterki poszczególni mężczyźni albo w którym momencie przeprowadzała się kolejnych miast, gdzie mieszkała, nie ma to żadnego znaczenia. Emocje, które przeżywa bohaterka widać wystarczająco wyraźnie, widać je jak w mało którym z polskich filmów z ostatnich lat.
- Moim pierwotnym pomysłem w zasadzie nie był film, ale instalacja - opowiadała reżyserka w Austin. - Zainspirował mnie album fotografii Dasha Snowa: to zestaw polaroidów, które tworzą historię, choć nie są poukładane w żadnej konkretnej kolejności. Z tym filmem jest podobnie, jest skonstruowany trochę jak kostka Rubika, można patrzeć na nią z różnych stron i oglądać różne fragmenty, w dowolnym porządku. Tak to działało do momentu, kiedy musiałam przygotować film do prezentacji w kinie i poukładać poszczególne sceny w konkretnej kolejności. Ale to tylko jedna z bardzo wielu możliwych wersji. Warto też pamiętać, że dla bohaterki każda chwila może być ostatnią w życiu, a każda scena może tym samym stać się ostatnią w filmie.
Dystrybucja tego obrazu dostosowana jest do jego nietypowej formy: premierze kinowej towarzyszy udostępnienie aplikacji, dzięki której każdy widz może poukładać sceny w wybranej przez siebie kolejności, tworząc własną wersję filmu. Dopóki jest on w kinach, w aplikacji dostępna jest tylko część scen, reszta ma zostać udostępniona w tej formie, kiedy film zejdzie już z ekranów. Ciekawym dodatkiem mogą się okazać sceny, które nie trafiły do wersji kinowej.
Katarzyna Rosłaniec Fot. Renata Dąbrowska / Agencja Wyborcza.pl
Wygląda na to, że to przede wszystkim właśnie niezwykła forma tego filmu, jak i potężna dawka emocji, które w nim tkwią, sprawiły że organizatorzy amerykańskiego festiwalu zainteresowali się najnowszym dziełem Rosłaniec.
- Kiedy zobaczyłem ten film, wiedziałem od razu, że musimy go pokazać - opowiada Jim Kolmar, jeden z autorów festiwalowego programu. - Nie miałem żadnych wątpliwości: to „nasz” rodzaj kina, coś co idealnie wpisuje się w ducha festiwalu SXSW. Widziałem poprzednie filmy tej reżyserki i miałem wielkie oczekiwania co do jej kolejnego dzieła. Nie zawiodłem się ani trochę.
Do polskich kin nowy film Katarzyny Rosłaniec wejdzie 5 maja. Jego dystrybutorem będzie Kino Świat.
A teraz zobacz: Mięśnie Hugh Jackmana, piękna Emma Watson i hollywodzka gwiazda w roli Polki. W marcu w kinach