Grzegorz Stelmaszewski nie żyje. W ostatnim wywiadzie mówił: Nałóg bycia przy kasie uzależnia najszybciej

- Gdybym mógł się cofnąć w czasie i coś zmienić, to złapałbym za fraki samego siebie i zdzielił po pysku tak mocno, żebym w końcu zaczął myśleć jak człowiek - tak mówił o sobie aktor Grzegorz Stelmaszewski.

Jego ciało zostało znalezione w jego mieszkaniu w Łodzi, w nocy z poniedziałku na wtorek. Jak twierdzi Ivo Vuco, przyjaciel aktora, od dwóch dni nie było z nim kontaktu. Zaniepokojony wezwał policję.

Vuco jest również współautorem książki "Złodzirej", opowiadającej niezwykłą historię tego niezawodowego aktora. Stelmaszewski brał udział w spektakularnych napadach, siedmiokrotnie siedział w więzieniu, kochał Cygankę, która przedwcześnie umarła... O jego ciekawym życiu, tuż przed śmiercią, rozmawiał z nim jego inny przyjaciel, aktor Antek Królikowski. Publikujemy tę ostatnią rozmowę.

Antek Królikowski: Dlaczego Złodzirej?

Grzegorz Stelmaszewski: Długo zastanawialiśmy się nad tytułem książki, szukaliśmy czegoś niesztampowego. Czegoś, co odzwierciedli wszystkie historie zawarte w książce, jako całość. Kiedy Ivo [Vuco - współautor książki - red.] poprosił mnie o wywiad, o książce nikt jeszcze wtedy nie myślał. Miało to być jednorazowe spotkanie, ale potem spotkaliśmy się drugi raz i trzeci i wtedy Ivo zaproponował, żebyśmy napisali powieść, której ja miałbym być głównym bohaterem. Wtedy też nazwał mnie po raz pierwszy wodzirejem. Ivo nazwał książkę inaczej, czerpiąc z opowieści, które mu przekazywałem.

Pierwotnie książka miała się nazywać „Nie tak Cię synu wychowałam…”. Na pomysł zmiany tytułu wpadł Romek Jędrkowiak z ADHD Warsaw, któremu Ivo pokazał maszynopis i opowiedział mu o mnie w kilku zdaniach. Roman połączył fakty i słowa, i ze „złodzieja”, „wodzireja” oraz „Łodzi”, narodził się Złodzirej. Tytuł podchwycił Paweł Goźliński z Agory i tak już zostało.

Wszystkie historie zawarte w książce są prawdziwe?

Tak. To jest historia w całości prawdziwa, aczkolwiek przyznaję, że mogłem kilka faktów przeinaczyć. Minęło już tyle lat, że nie sposób wszystko spamiętać ze szczegółami. Poza tym, przez wiele lat mój umysł starał się wymazać pewne zdarzenia z pamięci, więc odtworzenie ich jota w jotę było pracą nad wyraz mozolną. Zmieniliśmy też wiele nazwisk i nazw firm lub instytucji, ale to z powodów czysto prawnych. Nie chcieliśmy nikogo narażać na nieprzyjemności, w końcu ta książka, to nie bajka dla dzieci, zawarliśmy w niej wiele pikantnych szczegółów z życia wielu ludzi, więc sam rozumiesz…

To ile w ciągu swojego życia miałeś żyć?

Trudno zliczyć, myślę, że każda wizyta w więzieniu to inny ja i tak samo za każdym razem, kiedy wychodziłem na wolność, byłem zupełnie innym człowiekiem. Każda odsiadka zmuszała mnie do szybkiego przystosowania się do nowych realiów, bo albo Ty ich, albo Oni Ciebie, jeśli wiesz co mam na myśli. Albo jesteś wilkiem albo truchłem każdego dnia przez wilki rozszarpywanym. Kiedy wychodziłem na wolność, okazywało się, że Polska to zupełnie inny kraj i znów musiałem się przystosować. Zanim stałem się tym Grzegorzem, którym jestem dzisiaj, zmieniałem się jak kameleon wielokrotnie.

Ostatnie wcielenie, to przygoda z filmem? Jak ją zacząłeś?

Przygodę z filmem zawdzięczam Wojtkowi Lepiance i Piotrowi Trzaskalskiemu. Byłem człowiekiem już wtedy bezdomnym i to właśnie oni zauważyli we mnie to coś, co pozwoliło mi przywdziać jedną z ról w filmie "Edi", którego ci dwaj panowie byli twórcami.

Z jakimi wnioskami chciałbyś zostawić czytelnika po lekturze książki?

Ivo powiedział mi kiedyś, że nic nie dzieje się bez przyczyny, że wszystko w życiu ma jakiś cel i nawet jeśli nie jesteśmy w stanie go dostrzec na pierwszy rzut oka, to jednak z perspektywy czasu zauważamy, że tak właśnie miało być. I kiedy czytałem już gotowy maszynopis, zrozumiałem, że skurczybyk ma rację. Teraz myślę, że w tej książce właśnie o to chodzi, aby nie reagować gorącą głową, wziąć jeden, czy drugi problem na przeczekanie i zobaczyć, do czego to wszystko zmierza.

Ta książka pokazuje, że każdy ma swoją drogę napisaną w gwiazdach i żebyś stawał na uszach, to co jest Ci pisane, będzie Ci dane. Jeśli Bóg istnieje, to tworząc moją postać, miał cholerne poczucie humoru. Drugim wnioskiem dla czytelnika powinno być: Nie rób innemu, co Tobie niemiłe… Oj tak, uwierz mi, że tak to właśnie wygląda. Z obu stron.

Grzegorz StelmaszewskiGrzegorz Stelmaszewski fot. Artur Frątczak

Masz przyjaciół ze środowiska filmowego?

Ciebie (śmiech). Na słowo przyjaciel trzeba bardzo uważać. Mam wrażenie, że ludzie często go nadużywają. Ale tak, kilku w tej branży mam. Bezwzględnie są nimi Trzaskal [Piotr Trzaskalski - red.] i Lepiana [Wojciech Lepianka - red.]. Tak samo uważam za przyjaciela Jacka Lenartowicza, który był nieoceniony, kiedy stawiałem pierwsze kroki na planie filmowym oraz, jak już wspomniałem, Ciebie, drogi Antku. Ale też ludzie z Agencji Aktorskiej Gudejko bardzo mi pomogli i byli dla mnie ogromnie życzliwi.

Wiesz, kiedyś ludzie mijali mnie wielkim łukiem, a dzisiaj mam wrażenie, że jestem jakimś zjawiskiem. Może jednak daję się lubić (śmiech). Przyjaciel nie musi być obok dwadzieścia cztery na dobę. Przyjaciel, to człowiek, do którego zadzwonię za dziesięć lat, a on będzie wiedział kto do niego dzwoni i nie odmówi pomocy czy tak po prostu, napicia się wódki i pogadaniu o pierdołach.

Traktujesz aktorstwo jak swój zawód? Z czego żyjesz?

Ja nie gram, ja występuję. Gdybym twierdził że gram w filmach, to czułbym się nie fair wobec Was, aktorów dyplomowanych, którzy aktorstwu poświęcili całe dorosłe życie. A za występowanie nie płacą jak za granie. Ale szczerze mówiąc, to chciałbym utrzymywać się z występowania w filmach. Lubię to robić, choć zdaję sobie sprawę, że konkurencja jest ogromna, nawet wśród amatorów. A może zwłaszcza wśród amatorów.

Patrząc na te wszystkie dziwne twory paradokumentalne niskich lotów, stwierdzam, że w tym kraju każdy chciałby spróbować swoich sił w aktorstwie. Często robię coś za darmo lub za symboliczną złotówkę, szczególnie, kiedy o pomoc proszą mnie studenci szkoły aktorskiej, ale trafiają się również dobrze płatne propozycje. Jest to jednak praca nieregularna, więc ciężko coś odłożyć i zaplanować wydatki, dlatego imam się różnej innej pracy. Ostatnio, przez kilka lat, byłem ochroniarzem, ale wywalili mnie z roboty, bo zatrudnianie inwalidów im się lepiej opłaca. Tak mi powiedzieli. A ja zdrowy koń z chęcią do pracy, przemierzam codziennie kilometry w poszukiwaniu roboty i wracam do domu z niczym. Wierzę jednak, że coś wkrótce znajdę.

Grzegorz Stelmaszewski, kadr z filmu 'Las, 4 rano'Grzegorz Stelmaszewski, kadr z filmu 'Las, 4 rano' reż. Jan Jakub Kolski, WFFC

Jak udało Ci się zrezygnować z nałogów i z których najtrudniej było wyjść?

Jakich nałogów? (śmiech). A tak na serio, to wciąż jestem uzależniony od papierosów, choć rzucałem je już pierdyliard razy. Nikotyna to mój oksygen. Nigdy nie byłem uzależniony od alkoholu, choć lubię czasem chlapnąć. Od narkotyków też nigdy się nie uzależniłem, choć w czasach mojego beztroskiego życia były wszędobylskie. Ktoś nawet zapytał, skąd mieliśmy w czasach głębokiego PRL-u amfę, kokę czy heroinę. Nie wiem skąd, po prostu była zawsze, kiedy mieliśmy na to ochotę. Potem, kiedy kilku moich znajomków się przekręciło, przestałem brać, choć i tak brałem sporadycznie.

Kawa, to moje kolejne uzależnienie, ale pocieszam się, że jestem jednym z wielu w swoich nałogach (śmiech). Kiedyś miałem jeszcze jeden nałóg, pieniądze i z nich było mi najtrudniej wyjść. Kiedy skończyłem z bandyterką, skończyły się też pieniądze. Wiesz, kiedy jesteś królem życia i nagle szukasz roboty, to tak, jakbyś z dnia na dzień odstawił kokainę. Zaczyna Cię nosić, jesteś rozdrażniony, bo jednego dnia stać Cię na wszystko a drugiego nawet na fajki nie masz. Nałóg bycia przy kasie, uzależnia najszybciej. Jest kilku w tym kraju, którzy mogliby to potwierdzić.

Ostatnio przeżywałeś smutne chwile, czy jesteś w stanie opowiedzieć o Grażynie?

Grażyna… tak, Grażyna była moim aniołem stróżem. Wyciągnęła mnie z dna i pokazała jak wygląda normalne życie. Pokazała mi, że można czerpać radość ze zwykłego szarego dnia. Byliśmy szczęśliwi i to nie podlega dyskusji. Ale los sobie z niej zakpił, bo jak można inaczej to nazwać. Kobieta przepracowała na onkologii niemal pół swego życia, codziennie widząc, jak rak zabija ludzi, aż w końcu zabił i ją. To były smutne chwile, a po tym wszystkim nastały chwile złe. Bardzo złe.

Myślałem, że tworzyliśmy rodzinę, ale się pomyliłem. Za bardzo zaufałem pewnym ludziom, którzy krążyli wokół nas, którzy traktowali mnie jak członka rodziny. Dzisiaj wiem, że to było udawane. Bali się Grażyny, więc grali swoje role. Kiedy Grażyna odeszła, ci ludzie pokazali swoje prawdziwe oblicze. Jak hieny biją się między sobą o majątek, wciągając mnie w swoje brudne zagrywki. Ale jak już mówiłem wcześniej, przytaczając słowa Ivo, nic nie dzieje się bez przyczyny. Biorę na klatę i nie tracę rezonu. Mieliśmy z Grażą plany na przyszłość, ale życie potoczyło się inaczej. Graża potrafiła stawiać mnie do pionu (śmiech), była kobietą twardo stąpającą po ziemi, wymagającą, ale też potrafiła słuchać i miała rozwiązanie na każdą ewentualność. Kochaliśmy się.

Jakie masz plany na przyszłość?

Chciałbym stanąć na nogi przede wszystkim, bo po ostatnich wydarzeniach, tego właśnie potrzebuję najbardziej. Chciałbym więcej występować w filmach. Marzy mi się główna rola, najlepiej księdza-psychopaty, choć wiem jak śmiesznie to może zabrzmieć, ale wierzę, że nadałbym się i myślę, że bym podołał. Chciałbym odnaleźć w życiu spokój i równowagę, skupić się na pracy, nie na jej szukaniu. Może jeszcze kiedyś uda mi się stworzyć prawdziwy dom, do którego będę wracał z miłą chęcią, zakładał kapcie i siadał w fotelu z gazetą w ręku. A Ty wpadniesz do mnie na piwo i wtedy opowiem Ci jeszcze kilka historii, których nie znajdziesz w książce (śmiech).

Złodzirej - okładkaZłodzirej - okładka materiały prasowe

Książka "Złodzirej" będzie dostępna w księgarniach w przyszłym tygodniu, a także w serwisie Publio.

Roger Moore nie żyje. Odtwórca roli Jamesa Bonda miał 89 lat

 

Więcej o: