Joanna Szaszewska: W "Gangu Wiewióra 2" ponownie wciela się Pani w rolę przezabawnej, ale lubiącej wpadać w tarapaty Perły. Czy lubi Pani tę postać?
Sonia Bohosiewicz: Bardzo lubię! Perła ma ogromne, psie serce. Jest kochana, przyjacielska, szybka, energiczna i do tego jeszcze szalenie zabawna.
Czyli tak jak pani?
Mam nadzieję, że jestem od niej chudsza (śmiech).
Czy w drugiej części odkryła Pani w niej coś nowego?
W drugiej części spotka ją ogromnie ważna lekcja życia. Mopsica doznaje łaski zakochania się, więc jest to dla niej wyjątkowo piękny rozdział.
W rolę suni w oryginale wciela się amerykańska aktorka komediowa, Maya Rudolph. Czy w jakimś stopniu się Pani na niej wzorowała, czy raczej stworzyła Pani tę postać od początku?
Oczywiście, że cały czas słuchamy tego, co mówią Amerykanie, ale zdecydowanie sami budujemy swoją wersję postaci. Myślę, że u mnie ona ma troszeczkę większe serce. Wszystkie wzruszające sytuacje są wyeksponowane.
'Gang Wiewióra 2' materiały promocyjne
Kto decyduje o tych różnicach w scenariuszu?
Zupełnie kto inny odpowiada za napisanie polskich dialogów i za tłumaczenie. Dialogi muszą być osadzone w naszych realiach, mają być śmieszne dla naszych dzieci i dorosłych, więc muszą być przepisane na język polski. Ja jestem osobą, która ma nadać im żywy charakter. Nigdy nie wymyślam tekstów. One są już na pulpicie.
Wcześniej muszą być dokładnie sprawdzone i zatwierdzone przez różne komisje. Ktoś inny jest odpowiedzialny za to, żeby napisać dialogi, które "siedzą w paszczy zwierzaka", czyli pokrywają się z tym, co widzimy na ekranie. A ja to muszę powiedzieć w odpowiedni sposób, z emocjami, nadać temu charakter. Czasem zdarza się, że rezygnujemy z jakiegoś słowa, bo zdanie jest za długie albo zmieniamy szyk. Ale zwykle są to drobne różnice.
Jest Pani mamą Teodora (8 lat) i Leonarda (5 lat). Czy Pani synowie widzieli już najnowszą część "Gangu Wiewióra"?
Tego jeszcze nikt nie widział! Premiera jest dopiero 18. sierpnia i do tego czasu nikt nie może obejrzeć filmu, nawet aktorzy - podczas dubbingów widzimy "brzydką wersję bajki": czarno-biały ekran z wielkim napisem na środku, żeby tego nikt nie skopiował.
Ale pierwsza część bardzo im się podobała. Uwielbiamy razem oglądać bajki, a każda z nich leci u nas co najmniej kilka razy. Pierwszą część "Gangu..." oglądaliśmy bez przerwy. Częściej, niż ja oglądałam "Dirty Dancing", czyli na pewno ponad siedem razy (śmiech). Myślę, że tym razem będzie podobnie. Już teraz, mimo szarości i napisu widać, że "Gang Wiewióra 2" jest zrobiony naprawdę świetnie, z ogromną dbałością o detale.
A jak reagują Pani synowie, kiedy słyszą w bajce głos swojej mamy?
Nie są zaskoczeni, że raz na jakiś czas ich bohaterowie mówią moim głosem - to nie robi na nich niewiarygodnego wrażenia. To, że widzą mnie w filmach też jest czymś naturalnym. Raczej dziwią się, że ich koledzy nie oglądają swoich mam w telewizji.
'Gang Wiewióra 2' materiały promocyjne
Słuchając głosu Perły można odnieść wrażenie, że nagrania odbywały się w ciągłym ruchu. Jak wyglądała praca w studio?
W studio nie ma warunków do biegania, więc stoimy przed mikrofonem i udajemy ruch. Trzeba się przyjrzeć postaci, która jest na ekranie - kiedy biegnie, my też musimy udawać, że mamy przyspieszone tętno i szybszy oddech. Tego trzeba się nauczyć. A bieganie, skłony i przysiady byłyby w tym wypadku kompletnie nierealizacyjne.
W "Gangu wiewióra 2" pracowała Pani między innymi z Cezarym Pazurą, Agnieszką Warchulską i Marcinem Perchuciem. Jak wygląda Wasza interakcja podczas nagrywania?
W zasadzie interakcja nie istnieje. Każdy z nas zamyka się w pokoju z słuchawkami i nagrywa swoje kwestie oddzielnie, po czym wszystko jest ze sobą montowane.
W bajce wygląda to tak, jakby wszystko było nagrywane wspólnie.
To magia! Jesteśmy po prostu bardzo zdolni (śmiech).
'Gang Wiewióra 2' materiały promocyjne
Pani głos możemy usłyszeć nie tylko w filmach - kilka lat temu wcieliła się Pani w postać z gry wideo ("Mass Effect 2") - jakie są różnice w dubbingowaniu postaci z gry a bohaterki z filmu?
Filmowy dubbing ma jedną historię. W grze komputerowej historii jest tyle, ile opcji ma do wyboru gracz, dlatego trzeba nagrać wiele różnych dialogów. Kolejna różnica jest taka, że w grze komputerowej jest o wiele więcej efektów, jak krzyk, duszenie czy pisk, a to może być wyczerpujące dla głosu.
Jest Pani także uzdolniona wokalnie - "Rebeka" w Pani wykonaniu zapiera dech w piersiach. Czy te zdolności mają jakiś wpływ na pracę w dubbingu?
Bardzo. Dubbing jest niezwykle muzykalnym zajęciem. W zasadzie nie wyobrażam sobie, żeby osoba niemuzykalna podkładała głos. Kiedy słyszę oryginał, to nie słucham słów, tylko melodii w której ktoś mówi. Oczywiście muszę znaleźć naszą polską wersję, która brzmi inaczej niż amerykańska. Wtedy zapamiętuję czas trwania danej kwestii, bo muszę się zmieścić w tym samym czasie. Muzykalność bardzo w tym pomaga.
W 2008 roku dubbingowała Pani film "Piorun", gdzie użyczyła Pani głosu kotce Marlenie. Lepiej mówi się Pani głosem kota czy psa?
Hmm. Uwielbiam i koty i psy. Bardzo lubię rolę Marleny i uważam, że świetnie zagrałam jej postać, ale pamiętam, że trwało to niewiarygodnie długo. Teraz widzę, że zrobiłam ogromny postęp i pracuje dużo szybciej. Wtedy zrobiłam cztery sesje po cztery godziny, a dzisiaj podczas jednej sesji jestem w stanie zrobić cały film. Ale wtedy dubbing trwał tak długo, bo wydawało mi się, że mogę zrobić to lepiej. Więc nagrywałam jeszcze raz, nawet po tym, kiedy kwestie były już zaakceptowane (śmiech).
Ale trzeba zaznaczyć, że byłam w ósmym miesiącu ciąży, więc ledwo stałam na tym mikrofonie, na spuchniętych nogach. W ciąży ma się też inną koncentrację, więc cały czas coś mi uciekało. Dobrze, że po tak długiej pracy przy filmie “Piorun” ktoś jeszcze chciał mnie zatrudnić (śmiech).
Sonia Bohosiewicz na planie dubbingu 'Gang Wiewióra 2' mat. prasowe
Jakie są inne trudności związane z tym zawodem?
Czasami przychodzisz do studia i czujesz, że to nie jest ten dzień. Siada ci dykcja albo głos i czujesz, że to cię ogranicza - wtedy lepiej wrócić do domu i wrócić następnego dnia.
Dubbing to zadanie aktorskie, które pozwala wcielić się nie tylko w postać innego człowieka, ale animowanego stworzenia, które można wykreować od podstaw. Za co najbardziej ceni pani pracę w dubbingu?
Uwielbiam grać dla dzieci. To jest bardzo wdzięczna widownia, która nie sugeruje się modami, nazwiskami, nie jest uprzedzona, nie interesuje się tym, co dzieje się w życiu prywatnym aktora - czy ktoś ma dobry czy zły PR albo jaki kto ma nos. Po prostu albo kupuje ten głos i przepada za tym kotem czy psem, albo nie. Ja do teraz składam dzieciom życzenia urodzinowe głosem Marleny, mojej kocicy. To jest największa nagroda i najprawdziwsza recenzja, jaką może dostać aktor.
A jakie jest Pani najzabawniejsze wspomnienie związane z dubbingiem?
Byliśmy z Cezarym Pazurą na premierze filmu animowanego i on zza kulis zwrócił się do dzieci głosem ich ulubionego bohatera. Dzieci szalały z radości! Ale później Czarek wyszedł na scenę... a one były zdruzgotane, bo zamiast postaci z bajki zobaczyły jakiegoś faceta. Niektóre nawet płakały. To przypomina mi, jak bardzo dzieci wierzą w świat bajek i że nie można im tego odbierać.