Żeby być uczciwym, od razu zaznaczę, że na polskie filmy z reguły nie chodzę. Bo dialogi drętwe, bo fabuła często żadna, bo aktorzy jedyne, co potrafią powiedzieć, to ulubiony przerywnik każdego Polaka. Swoje robi też oderwanie akcji na ekranie od rzeczywistości w prawdziwym świecie. Dlatego też na polskie filmy, uważane za "superprodukcje", decyduję się jedynie w domu, za darmo. Ale tym razem postanowiłam zrobić wyjątek. Och, jakże się nie zawiodłam.
"Botoks" w zapowiedziach określano jako film ekstremalnie realistyczny, prawdziwy do bólu, porażający, oparty na prawdziwych historiach i poprzedzony dziesiątkami rozmów, które Patryk Vega przeprowadził z lekarzami i pracownikami służby zdrowia. Prawdziwe historie ciężko zanegować - wszystko, co pokazano w filmie, mogło się przytrafić niektórym polskim lekarzom, bez wątpienia. Ale prawdziwość i historie nikną niestety w całej otoczce, którą musi chyba być opakowany każdy film Vegi - w przekleństwach, "akcji", hiperrealizmie.
To produkcja zwyczajnie zła, a kreowana jest na wybitne dzieło. Tymczasem widz dostaje na ponad dwie godziny aktorów wypranych z mimiki, dialogi jak z lat 90., dowcipy jak z nieśmiesznych gagów, sytuacje tak kuriozalne, że aż śmieszne. Jeśli miał to być dramat, to rzeczywiście wyszedł dramat - ale w zupełnie innych miejscach, niż reżyser zamierzał. Dostaliśmy ten nieszczęsny porażający obraz, ale wcale nie stanu polskiej służby zdrowia, a polskiej kinematografii. A dzięki "grze" aktorskiej film spokojnie może znaleźć się w kategorii komedii-gore (gore ze względu na naprawdę krwawe sceny z operacji). A samym aktorom warto poświęcić odrobinę więcej uwagi.
Gra aktorska w polskich filmach dzieli się na kilka grup, ale to, co dzieje się w "Botoksie", ciężko nawet zaklasyfikować. Naprawdę waham się pomiędzy występami w produkcjach typu "Trudne sprawy" a ekspresją posągów z Wyspy Wielkanocnej. Być może pewną podpowiedzią jest sam tytuł filmu - nie bez powodu to właśnie z powodu ostrzykiwania botoksem Nicole Kidman przestała mieć jakąkolwiek mimikę. Niestety, nasi aktorzy również nią nie grzeszą i naprawdę grają gorzej niż kamienne giganty.
'Botoks', reż. Patryk Vega Zdjęcia: Anna Gostkowska, Copyright (C) Vega Investments
Wśród tych pozbawionych ekspresji twarzy szczególnie wybija się Piotr Stramowski. Ale uwaga - to chyba też jedyny jasny punkt w "Botoksie". Mam szczerą nadzieję, że werbowanie Stramowskiego wyglądało tak: - Piotrek, dostajesz całkowicie wolną rękę, mów co chcesz i zagraj to jak chcesz, ale twój bohater ma być kompletnym idiotą. I Stramowski to zrobił, zaimprowizował i wyszło mu to świetnie. Ale jeśli dostał tak napisaną postać i tak standardowo wygląda jego gra w filmach, to jest to kolejny powód, dla którego należy omijać szerokim łukiem współczesne produkcje polskie - co też po "Botoksie" zamierzam czynić dalej.
Wysiłek w zrobieniu czegokolwiek ze swoją postacią widać tylko u ordynatora (granego przez Janusza Chabiora) i u Beaty zagranej przez Agnieszkę Dygant. Jednak nawet oni nie zdołali się przebić przez marność napisanych dla nich skryptów. Pozostali właściwie w każdej scenie wyglądali, jakby dostali odgórne polecenie: powiedz swoją kwestię najbardziej serio, jak tylko potrafisz, nie używając do tego twarzy. Koniec końców najlepiej zagrali przystojny pan z Francji (wypowiedziane trzy słowa do kamery i naprawdę ładny uśmiech) oraz narzeczony Agnieszki Dygant - nieprzytomny przez 90% filmu. Reszta aktorów próbowała dogonić swoją grą narzeczonego, z marnym skutkiem. Narzeczony wciąż był bardziej prawdziwy w byciu nieprzytomnym, niż oni w swojej grze.
"Botoks" to film o kobietach i złych mężczyznach. One są tutaj pozytywnymi bohaterkami - zachowują się etycznie w sytuacjach skrajnych, podejmują odważne i słuszne decyzje, są wykorzystywane przez mężczyzn, walczą o swoje. I przy tym są dramatycznie głupie, uzależnione od facetów, odkrywające ze zdziwieniem, jak ten świat działa. Pod koniec filmu można odnieść wrażenie, że w sumie to oglądało się bardzo słabą komedię romantyczną (brawo dla Stramowskiego ponownie!), a nie "thriller" (pod taką kategorię podpinany jest "Botoks").
Kadr z filmu 'Botoks', reż Patryk Vega MATERIAŁY PRASOWE KINO ŚWIAT
Kobiety szybko dowiadują się, że bez "zrobionego ryja" nie mają szans właściwie w żadnej sytuacji. W ogóle "niezrobiona" kobieta ma gorzej - rozstaje się z nią mąż, nie znajduje pracy, molestują ją. Za to zrobiona - o, ta to ma dopiero życie! Wycieczki do Afryki, szacunek, trójkąt miłosny, pieniądze i wszystko, czego dusza zapragnie. Wniosek jest bardzo prosty - zrób się, a będzie ci dane. Ale koniec końców to nawet jak już jesteś szanowaną panią doktor, może przytrafić ci się miłość taka, od której widz złapie się za głowę i zapyta "co tu się wydarzyło i dlaczego?!".
Wydawać by się mogło, że "Botoks" nie dotknie współczesnej polityki. Że pokaże problemy uniwersalne dla służby zdrowia w naszym kraju. Ale nie można na ten film spojrzeć w oderwaniu od tego, co się teraz dzieje. A dzieje się przecież sporo. Kiedy "Botoks" kręcono, mieliśmy jeszcze świeżo w pamięci Czarne Protesty w całej Polsce. I nie można o tym nie pamiętać oglądając film, który śmiało można podsunąć organizacjom pro-life w kraju.
W trakcie filmu widz zobaczy przynajmniej trzy sceny porodu i drugie tyle (a może nawet więcej) aborcji - łącznie z umierającym płodem. Dowiemy się, że dziecko z zespołem Downa "nie pasuje" do pary szczęśliwych i młodych małżonków. Zobaczymy panią ginekolog, która zmienia front niczym profesor Chazan. O dziwo, będzie również apoteoza zabiegów in vitro. Nikt z całego rządu, kościoła i organizacji "za życiem" nie zrobi teraz tyle, co jeden naprawdę zły film, na którego promocję wydano grube miliony.
Katarzyna Warnke, film 'Botoks', reż. Patryk Vega mat. promocyjne
Wiele już napisano też o społecznej szkodliwości "Botoksu". Reklamuje się jako prawdziwy, ale to, co pokazuje, to crème de la crème patologii, które stanowią procent przypadków w służbie zdrowia. Patryk Vega skupia się wyłącznie na ciemnej stronie, która występuje w każdym zawodzie. Jasne, wypadki zdarzają się i są nagłaśniane przez media, ale o setkach i tysiącach dobrze zakończonych leczeniach nie mówi się, bo nie są takie fajne. To, co robi Vega, jest zwyczajnie szkodliwe i głupie, bo przejaskrawia margines, dzięki czemu nadaje mu rangę czegoś bardzo ważnego. Apelujemy - Patryku Vego, nie idź tą drogą. Już wystarczająco się nawzajem nienawidzimy, żeby jeszcze do tego dokładać takie filmy.
Chciałabym móc powiedzieć cokolwiek pozytywnego o tym filmie. Naprawdę. I jest ciężko. Są niezłe zdjęcia - Warszawa z lotu ptaka jest piękna i na bogato. Dużo się dzieje. Jest mało dłużyzn. Ale przy tym wszystkim są sceny, które nie wnoszą kompletnie nic. Są postaci, które nie wnoszą nic. Są aktorzy, którzy powinni teraz schować się i nie wychodzić, aż o "Botoksie" przestanie się w ogóle mówić.
Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że ten film w ogóle jest. Naprawdę nie powinno go być. Niestety nikogo nie tknęło przed rozpoczęciem zdjęć, że to się bardzo nie uda, bo nie ma prawa się udać. I jeśli znajdziecie choć jedną pozytywną opinię o tym filmie, dajcie znać. W najbliższy weekend poświęćcie swoje 30 złotych na bilet na inny film. "Botoks" to kompletne dno.
Ale jeśli jesteście fanami przedmiotów poukrywanych w odbytach, kobiety uprawiającej seks z psem (tak, dobrze czytacie), wymiotowania na noworodki, oglądania cięcia cesarskiego na żywo, k***ew przeplatanych z ch**mi i innymi najpiękniejszymi słowami z języka polskiego, aseksualnego seksu z Katarzyną Warnke i przystojnego pana mulata, którego jedyne trzy słowa wypowiedziane to "ok, ok, ok", to może to film dla was.
Ze smutkiem i wstydem przyznaję, że naprawdę nieźle się bawiłam, ale wciąż wydanie 30 złotych na ten film uważam za ciężki błąd. "Botoks" jest tak zły, że aż śmieszny. Może to go jakoś uratuje. Tym bardziej, że to film tak bardzo o niczym. A najsmutniejsze jest to, że równie dobrze możecie obejrzeć zwiastun - wszystko, co "najśmieszniejsze" i "najlepsze" znalazło się właśnie w nim.
Ocena redakcyjna: 2/10 - to dwa jest tak na zachętę i za to, że Piotr Stramowski zdjął koszulkę. Przepraszam, nic innego tam nie było wartościowe.
'Botoks' mat. prasowe