Historii masakry w Hudej Jamie, którą ukazuje "Górnik" - nagrodzony podczas WFF aż w dwóch kategoriach - próżno szukać w polskojęzycznych opracowaniach, a jeszcze do niedawna nie mówiło się o niej też w Słowenii. Po zakończeniu II wojny światowej partyzanci jugosławiańscy zamordowali tam kilka tysięcy osób - wojskowych współpracujących z III Rzeszą Chorwackich Sił Zbrojnych, nacjonalistycznej Słoweńskiej Domobrany, ale również cywilów.
Wiosną 1945 roku kolaboranci zaczęli wycofywać się na Zachód, gdzie chcieli poddać się Brytyjczykom. Trafili jednak w ręce Jugosłowian, a następnie do obozów. Na przełomie maja i czerwca część więźniów została przewieziona w okolice nieczynnego szybu kopalni Huda Jama, co po polsku oznacza Zła Kopalna. Zabijano strzałem w tył głowy, uderzeniem łopatą lub kilofem, a niektórych wrzucano do szybu jeszcze żywych. Zwłoki razem z żywymi ludźmi zasypano wapnem i zamurowano. Niektórym udało się wydostać ze sterty zwłok, ale nie byli w stanie sforsować betonowych zapór. Na 50 lat zapanowała zmowa milczenia.
"Górnik" nie jest filmem dokumentalnym, ale opowiada prawdziwą historię, która nie wyszłaby na jaw, gdyby nie Mehmedalija Alić, górnik, któremu zlecono przeszukanie nieczynnego szybu. Determinacji Alića (w filmie jako Alija Basić) nie da się zrozumieć bez poznania jego osobistej historii. W latach 70., gdy młodzi Bośniacy byli zapraszani przez władze Słowenii, Alić pojechał do pracy, zostawiając w ojczyźnie całą rodzinę. Ostatni raz widział swoich bliskich w 1991 roku, a niedługo później w Bośni zaczęła się wojna domowa. Szczątki starszego brata Alića znaleziono w jednym z masowych grobów, młodszego - głuchoniemego Sejdo - do dziś nie odnaleziono.
Alić uważa, że do tej misji wyznaczyła go siła wyższa. Choć słoweńskie władze sabotowały jego pracę, by prawda nie wyszła na jaw, górnik był gotów rozkuwać beton gołymi rękami. Widział masowe groby swoich rodaków i wiedział jak to jest, gdy ze snu wyrywają wspomnienia bliskich, którzy zginęli w nieznanych okolicznościach.
Rządowa komisja zajmująca się odkrywaniem masowych grobów nazwała masakrę w Hudej Jamie "jedną z 15 słoweńskich Srebrenic", a więc odpowiednikiem rzezi, w której zginęło kilkudziesięciu członków rodziny Alića.
Mimo głośnego oświadczenia i wyników ekshumacji, które wykazały m.in., że około 10 proc. ofiar to kobiety, władze nadal odpychały od siebie sprawę masakry. Prezydent Słowenii twierdził nawet, że to "zdarzenie drugiej kategorii", a żądania, by odwiedził miejsce zagłady są "polityczną manipulacją". Pochówek szczątków na cmentarzu odbył się dopiero 70 lat po masakrze, w 2015 roku.
Urodzona w Warszawie reżyserka "Górnika" Hanna Slak przed pokazem mówiła z obawą, że nie wie, jak film zostanie odebrany poza Słowenią. Dla Słoweńców to ważna historia i ważny film. Ale czy taki będzie też dla Polaków? Jej obawy rozwiały zapewne długie owacje po filmie.
Każdy naród ma swoje mroczne tajemnice, które nie zawsze chce pokazywać światu. Niemal na pewno nad Adriatykiem pojawiają się głosy, że "Górnik" jest filmem "antysłoweńskim". Podobnie jak "antypolskie" były "Pokłosie" i "Ida". Gdy przed dwoma laty obraz Pawła Pawlikowskiego otrzymał Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny, słychać było oburzenie. Zdaniem wielu "Ida" była nie tylko "antypolska", ale wręcz "polakożercza", miała "przenieść odpowiedzialność za ofiary II wojny światowej z Niemców na Polaków" i oczywiście była nakręcona "przez Żydów, dla Żydów".
"Górnik" jest tegorocznym słoweńskim kandydatem do Oscara i choć konkurencja jest ogromna - z kilkudziesięciu filmów zostanie wyłonionych tylko kilka, które otrzymają nominację w bodaj najciekawszej kategorii nieanglojęzycznej - mam nadzieję, że Akademia go doceni.
Liczę też na to, że film Hanny Slak będzie pokazywany w polskich kinach. Być może wówczas, na niezwiązanym z naszą historią przykładzie, rząd oburzonych przekona się, że historię, nawet najtrudniejszą, zawsze warto odkrywać i tym razem nie podniesie larum, że “tylko świnie siedzą w kinie”.