Joanna Szaszewska: Historia z filmu jest niewiarygodna, a jednak wydarzyła się naprawdę. Jak się o niej dowiedziałeś?
Alek Kort: Zawsze powtarzam, że przypadki nie istnieją. Na jednej z imprez na Ibizie spotkałem obcego człowieka. Opowiedział mi o rzeczach, które zrobił w przeszłości, o tym, co nie dawało mu spokoju. I chwilę później zorientował się, co powiedział. Poprosił, żebym nikomu nie mówił. Strasznie to przeżywał. I dopiero wtedy poznałem tego człowieka - byłego DJ-a, który w przeszłości zrobił coś złego i nie został z tego rozliczony - nawet przed samym sobą. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że zrobię o tym film.
Minęło kilka miesięcy, a historia siedziała mi w głowie. Później okazało się, że ten mężczyzna nie był na Ibizie 10 lat i pracuje w innej branży, a tantiemy z utworów przekazuje na cele charytatywne. Na Ibizę przyjechał służbowo. Nikt nie wie o tym co zrobił - chociaż myślę, że środowisko muzyczne może się domyślać.
Jak namówiłeś go na film?
AK: Zadzwoniłem do niego i powiedziałem, że chciałbym zrobić o tym film i czy opowiedziałby mi więcej. Na początku odmówił, bał się, ale zapewniłem go o całkowitej dyskrecji i podpisaliśmy stosowne dokumenty.
Maja Hirsch Materiały prasowe
To dlatego głównym bohaterem jest kobietą?
AK: Nie tylko. Kobiety w środowisku didżejskim nie mają łatwo. Często proponuje im się okładki pism, słyszą wówczas: "weź udział w sesji, to może zagrasz". Ciężko się przebić przez męski świat i to nie wina didżejów, tylko osób, które tworzą tę platformę. Chciałem to pokazać, dlatego główna bohaterka jest kobietą. Ale poza tą jedną zmianą wszystkie wydarzenia w filmie są prawdziwe. Przygody mojego bohatera są przeżywane przez DJ MINI.
Dlaczego obsadziłeś w tej roli Maję Hirsch?
AK: Maja jest bardzo zdolną aktorką i miała świetne warunki do tej roli. Śpiewa, tańczy, ma wyczucie muzyczne. Inspirowałem się też Niną Kravitz - pierwszą kobietą, która odniosła globalny sukces grając ciężkie techno.
W scenach, w których Maja gra na konsoli, wygląda jak prawdziwy, doświadczony DJ. Jak to zrobiliście?
AK: Maja włożyła w tę rolę naprawdę dużo pracy. Nauczyła się miksować, miała swój set i USB. Naprawdę stała za konsolą w klubach.
'DJ' (2018) reż. Alek Kort mat. prasowe
Tak po prostu?
AK: To wymagało od nas sporo pracy. Musieliśmy zrobić film od tyłu - zaczęliśmy od Ibizy. Gdybyśmy nie weszli do prawdziwych klubów, nie byłoby sensu robić początku filmu.
Jedna ze scen była nagrywana w bardzo popularnym klubie na Ibizie. Ludzie kupili bilety za 100 euro, oczywiście zostali poinformowani o tym, że będziemy kręcić. Nadszedł moment, w którym headliner wieczoru miał przekazać konsolę Mai. Wszystko było gotowe, sprzęt ustawiony i kiedy zaczęła grać - ludzie zamarli. Przestali się bawić. A my mieliśmy 2 godziny na realizację bardzo trudnych scen. Zacząłem szukać mikrofonu, żeby coś im powiedzieć. Ale po jakiejś minucie, kiedy Maja kontynuowała grę, ludzie to poczuli i zaczęli tańczyć. To było niesamowite.
To Twój pierwszy film. Co było najtrudniejsze?
AK: Bałem się tych rzeczy, których się uczę, czyli pracy z aktorami. Trochę improwizowałem, najlepiej mi się wymyślało sceny, jak wszyscy byli już po charakteryzacji, na miejscach. Bardzo pomógł mi Daniel Olbrychski. Nigdy nie poznałem tak szlachetnego, pokornego człowieka. Miałem o nim swoje wyobrażenie, ale i tak mnie zachwycił. Nauczył mnie cierpliwości. Sam jest w tym mistrzem. Powiedział, że aktor jest jak kot - siedzi i czeka, a jak zobaczy mysz, to ją łapie. I faktycznie po wielu godzinach na planie, nawet jeśli był zmęczony, po prostu wchodził w rolę i grał.
Film 'DJ' - Oficjalny Zwiastun fot. DJ Film, kadr Youtube
Dlaczego wybrałeś Ibizę?
AK: To mekka muzyki elektronicznej. Są tam najlepsze kluby, w których grają najzdolniejsi DJ-e na świecie. Bardzo mi zależało, by nagrać prawdziwe imprezy i miejsca ze wspomnień mojego bohatera. Ale nie było łatwo. Ibiza jest skorumpowana. Mieliśmy kilka nieprzyjemnych sytuacji.
Jakich?
AK: Na przykład żądania haraczu, naliczali też często sumy, na które się nie umawialiśmy. Jak nie zapłacisz, to za tobą jeżdżą. Na szczęście mamy tam zaprzyjaźnione osoby.
W filmie jest scena w której nagie kobiety leżą na ziemi i są "ozdobą" imprezy. Czemu to pokazałeś?
AK: Chciałem pokazać dokładnie to, co się tam wydarzyło. A takie imprezy odbywały się naprawdę. Miałem pomysł, żeby umieścić tam też mężczyzn, ale to byłaby fikcja.
A to, jak kobiety były traktowane przez producentów?
AK: Na Ibizie poznałem wiele kobiet DJ-ek - zobaczyłem, jak ciężko im się przebić i o ile muszą być lepsze od mężczyzn. Ale myślę, że coraz częściej traktuje się je na równi. Teraz nawet panuje taki trend na kobiety - DJ-e.
Na Ibizie byłem na jednym z lepszych setów w swoim życiu. I dopiero później zobaczyłem, że za konsolą stoi kobieta. Sam się na tym złapałem, że mnie to zdziwiło. I później, koło 2 w nocy po skończonej pracy wychodziła do domu z kilkuletnimi dziećmi. To mi uświadomiło, jak silne i niesamowite są kobiety.
Ten film to hołd dla kobiet DJ-ek?
AK: Nie chciałbym używać wielkich słów. Ja chciałem pokazać historię, która mnie ujęła. A przy okazji opisać sytuację kobiet w świecie opanowanym przez mężczyzn. Cieszę się, że są osoby, które w filmie widzą siebie. Że szukają w nim uniwersalnego przekazu. Ale to sprawa indywidualna. Ja nie będę nikomu mówił, co ma czuć.
Czy prawdziwy bohater "DJ-a" widział już film?
AK: Tak, na pokazie w Londynie. Rozpłakał się. Zresztą nie tylko on jeden. Są dj-e, którzy widzą w filmie samych siebie.
Czego się o nich dowiedziałeś?
AK: Że to bardzo wrażliwi, skrupulatni i pracowici ludzie. Nie są jak rockendrolowcy. Nie widziałem, żeby pili alkohol czy brali narkotyki. Są bardzo skupieni na pracy. Widziałem, jak nagrywają w studio - tam czują się najlepiej. Oni nie tylko miksują muzykę. To kompozytorzy, często multiinstrumentaliści. DJ to taki Chopin XXI wieku.
Film "DJ" można oglądać w kinach od 19 stycznia 2018 roku.
Przypominamy: "DJ": Olbrychski i aktor z "Gry o tron" w zwiastunie nowego polskiego filmu >>