Tomek Bagiński: "Wiedźmin" nie będzie drugą "Grą o tron". Polskości nie da się podważyć

Tomek Bagiński, reżyser nominowanej do Oscara "Katedry" i "Czarnej polany" opowiedział nam o swojej pracy, w tym o "Wiedźminie" Netfliksa.

Joanna Szaszewska: Zacznijmy od ''Czarnej polany'' (Przypominamy: Bagiński razem z Kayah stworzyli erotyczną animację >> ), w której opowiada pan o związku człowieka i natury. Dlaczego przedstawił pan go jako taniec kochanków?

Tomek Bagiński: Dobrze jest, jeśli projekt odbija się od archetypów osadzonych w naszej kulturze czy w człowieku. ''Czarna polana'' początkowo miała być wywiadem ''ze znaną osobą'', wywiadem z Bagińskim. Takich rzeczy zasadniczo nie robię dla marek komercyjnych, już dawno podjąłem decyzję, że jeżeli w ogóle będę wykorzystywał swój wizerunek w mediach, to tylko w kontekście projektu. A jeśli już robimy razem projekt, to wypadałoby, żeby to nie była tylko reklama lub zwykłe dzieło zlecone, ale coś bardziej osobistego czy autorskiego. Udało nam się przekonać do tego klienta. Jak już to ustaliliśmy, zaczęliśmy szukać punktów wspólnych, oprócz Białegostoku, z którego pochodzę zarówno ja, jak i marka. Kopaliśmy więc jeszcze głębiej, żeby dowiedzieć się, co naprawdę chcemy opowiedzieć. Zaczęliśmy się zastanawiać, co się dzieje na styku tzw. kraftu, czyli umiejętności, warsztatu, formowania rzeczywistości i natury, która musi być uformowana. Poszukiwaliśmy bardzo prostego języka, którym można to opowiedzieć. A archetypy to zawsze są proste motywy. Zdecydowaliśmy się więc na użycie pierwiastka kobiecego i męskiego.

Atanas Valkov i Kayah - Czarna Polana / reż. Tomek Bagiński (Official Video)Atanas Valkov i Kayah - Czarna Polana / reż. Tomek Bagiński (Official Video) K2, KayaxTV, prod. Platige Films

Pokazaliśmy, co one sobie nawzajem dają, że są sobie bardzo potrzebne i uzupełniają się w pewnych kwestiach. To oczywiście spore uproszczenie, że natura jest reprezentowana przez kobietę, a kraft przez mężczyznę, można byłoby to pewnie odwrócić. Ostatecznie ''Czarna polana'' to takie słowiańskie yin i yang, bazujące na tańcu, w którym każda z postaci coś uzyskuje, mimo że początkowo ze sobą walczą.

Odwołaliśmy się do bardzo prostych prawd, dlatego zdecydowaliśmy się na bogatszą warstwę emocjonalną i historię poprowadzoną muzyką. Udało namówić się Atanasa i Kayah do stworzenia bardzo fajnego kawałka muzycznego. Zaprosiliśmy też do współpracy Kasię Kizior, której jestem wielkim fanem, jeszcze od czasów, gdy układała choreografię do polskiej edycji ''You can dance''. Taniec jest ciekawym językiem, można przekazać w nim to, czego nie da się opowiedzieć słowami. Albo co da się, ale będzie to banalne.

I nie przypomina to reklamy.

- Cieszę się, że projekt spotkał się z ciepłym przyjęciem, mimo że jest nietypowy. Rozmawiam z ludźmi pracującymi dla rozmaitych marek, którzy mają budżety na ich promocję. Często im radzę, żeby nie bali się zrobić czegoś, co nie jest promocją, tylko czystym mecenatem. Mecenat istnieje od tysiąca lat i potrafi być skuteczny. W tym projekcie spotkało się mnóstwo utalentowanych ludzi, których w takim czasie wokół tego projektu raczej nie udałoby się zebrać, gdyby nie było możliwości finansowych.

Myślę, że w tym temacie jest bardzo wiele do zrobienia. Niektóre marki muszą być trochę bardziej odważne. Dla nas to też było ryzyko, nikt nie wiedział, co z tego wyjdzie.

Nad ''Czarną polaną'' pracowało aż sześciu animatorów. Jak udało Wam się pogodzić wszystkie pomysły?

- Dlatego wybraliśmy taniec, który jest kręgosłupem tego projektu. Udało się namówić sześcioro bardzo zdolnych i może mniej znanych artystów. To ludzie, którzy są związani z tradycyjną animacją, ze sztuką przez duże S, którzy mają swój własny styl. Na początku nakręciliśmy ten kawałek, choreografię i to co sobie mniej więcej wyobrażamy. Ale następnie daliśmy naszym animatorom całkowitą wolność, bo chodziło o to, żeby to właśnie oni na swój sposób zinterpretowali.

''Czarna polana'' - zdjęcia z planu''Czarna polana'' - zdjęcia z planu fot. Jacek Ryżyński, Kukuryku

Byłem bardzo zaskoczony tym, jak to się rozwinęło - to była też część tego eksperymentu. Nie da się zrobićdobrego projektu, jeśli kontrola jest stuprocentowa. Po co w takim razie zapraszać do współpracy innych utalentowanych ludzi? Chcieliśmy mieć w tym trochę brudu, trochę improwizacji, która w animacji jest trudna do osiągnięcia. Jak się robi pół sekundy czy sekundę materiału dziennie, to trudno mówić o spontaniczności. Na planie zdjęciowym aktorzy mogą w trzy sekundy zmienić scenę w zupełnie inną i to jest fantastyczna sprawa. W animacji tego nie ma.

No właśnie, jest pan reżyserem nie tylko animacji, ale i filmów krótkometrażowych. Jakie są inne różnice między tymi gatunkami i co docenia pan najbardziej w każdym z nich?

- Zacznę od animacji. Ma ona dwie najważniejsze cechy, które są nieosiągalne w innych formach filmu. Pierwsza to absolutna wolność kreacji - można zrobić wszystko co można sobie tylko wyobrazić. Nie ma żadnych ograniczeń, poza oczywiście takimi przyziemnymi jak budżet i czas. Druga cecha jest trochę nieprzystająca do świata przemysłu filmowego, ale jednak świetnie pasuje do świata tworzenia. Nie potrzebujemy bowiem właściwie niczego aby móc robić animacje. Te narzędzia, które każdy ma - telefon komórkowy z aparatem fotograficznym i najprostszy rodzaj komputera, wystarczają, żeby robić filmy animowane. I szczerze mówiąc dziwi mnie, jak mało osób się tym zajmuje. To jest naprawdę proste. Wcale nie trzeba mieć wielkiego talentu plastycznego ani niebywałych umiejętności, żeby zacząć tworzyć animacje. I czerpać z tego niesłychaną satysfakcję. Jest to proces długotrwały, robi się jedną sekundę dziennie. To jest fenomenalne uczucie, że najpierw ma się jakiś pomysł, po miesiącu widzi się go na ekranie i myśli się, że przecież wcześniej tego nie było. Animacja daje tę satysfakcję nawet pojedynczym ludziom, którzy nie mają pieniędzy ani zespołów.

A jeśli chodzi o kino aktorskie?

- Pewnych historii nie da się opowiedzieć za pomocą animacji, dużo łatwiej się opowiada, jeśli ma się możliwość interakcji z żywym człowiekiem. Poza tym sama istota planu filmowego i pracy z aktorem to jest ciągłe odbijanie pomysłów od innych ludzi. I jeżeli te zespoły są zgrane, to ta synergia umożliwia szybszą i bardziej efektywną pracę. Tworzenie animacji jest powolne i skomplikowane. Praca nad filmem też jest mozolna, ale efekt jest widoczny szybciej. Praca z aktorem może przynieść powstanie nowej sceny w kilka minut, a nie w kilka miesięcy. Można też testować różne rozwiązania. Daje to możliwość improwizacji, można się bawić scenariuszem na żywo. A to jest praktycznie niemożliwe w animacji.

Tomasz Bagiński (fot. Jacek Ryżyński)Tomasz Bagiński (fot. Jacek Ryżyński) Tomasz Bagiński (fot. Jacek Ryżyński)

Ale to, co mnie najbardziej interesuje, to miksowanie tych dwóch światów - wprowadzanie animacji w świat aktorski, albo jak w przypadku ‘’Czarnej polany’’, tworzenie materiału dla animatorów przez aktorów. Bardzo lubię łączyć te światy, uważam, że nie są aż tak różne i się uzupełniają.

Na swoim Facebooku umieścił pan zdjęcie >> I podpisał: Jako ilustracja wycinek ze szkicownika. Tak wygląda pierwszy etap każdego projektu. Narysowane na kolanie, szybkie, maks 60 sekund na klatkę, byle jakie szkice, które po paru tygodniach nabierają kolorów - Jak dokładnie wygląda taki proces tworzenia filmu?

- Najpierw dostaje się scenariusz. Czasem uczestniczę w jego pisaniu, a czasem nie. Mam taki zeszycik, przerabiam scenariusz na szybkie, proste szkice, robię też dużo notatek.

Następnie szkice trafiają do artystów czasem bardziej utalentowanych rysunkowo, którzy je przerabiają. Jak już mamy pierwszy etap szkicu, to cała ekipa może zacząć się przygotowywać, dyskutować, sugerować zmiany itd.

Później wchodzi się w tzw. ''prep'', gdzie pojawiają się kolejne etapy: scenografia, kostiumy, oświetlenie, muzyka. Ze wszystkimi pionami produkcji omawia się możliwe pułapki. Oczywiście jest to konfrontowane z budżetem i tu producent zawsze będzie przykręcał śrubę, że tego czy tamtego nie możemy zrobić. Następnie  wchodzi się na plan zdjęciowy. I to już jest egzekucja tego, co już się wcześniej ustaliło.

Tomek Bagiński, reżyser Platige ImageTomek Bagiński, reżyser Platige Image mat. prasowe

Na planie zdjęciowym trzeba umieć wyrzucić swoje pomysły do kosza - lepsze przychodzą z czasem. Ale tylko wtedy, jeśli naprawdę jesteśmy przygotowani, jeśli zrobiliśmy tą całą pracę koncepcyjną. Robienie filmu dokładnie według  storyboardu jest mało twórcze, po co wtedy reżyser na planie?

To najcięższy etap?

- Plan jest intensywną pracą fizycznie, ale nie jest aż tak wykańczający. Jeśli jest się dobrze do niego przygotowanym, to może to być wielka przyjemność dla reżysera. Jest czas na to, żeby się trochę zabawić materiałem i stworzyć coś kreatywnego. Później schodzimy z planu, zaczyna się montaż, postprodukcja, w moim przypadku bardzo skomplikowana, bo często łączę film aktorski z animacją, z efektami specjalnymi. To jest wiele miesięcy pracy animatorów, specjalistów od efektów specjalnych, artystów od postprodukcji, którzy dla widza są trochę niewidzialni, ale od nich zależy często jak ten film będzie wyglądał.

Na końcu jest premiera i zaskoczenie, bo przecież tego nie było. Bo pamięta się jeszcze moment, w którym postawiło się pierwszą literę w dokumencie opisującym ten projekt. Lubię wracać do takich dokumentów i sprawdzać, jak sobie to wyobrażałem i co ostatecznie z tego wyszło.

A co jest najtrudniejsze w tej pracy?

- Czekanie. Jeśli robimy mały projekt, to czekanie nie jest straszne. Ale w przypadku dużych projektów, to po pierwsze trzeba ich mieć dużo na różnych etapach żeby w ogóle cokolwiek wypaliło, a po drugie czeka się latami. Pomysł, praca nad scenariuszem, walka o fundusze, zresztą bardzo potrzebna, bo jest rodzajem weryfikacji projektu - dobry jest łatwiej sfinansować i jeśli ktoś go odrzuca, to może coś jest z nim nie tak. To jest wieloletni proces. Wymarzyłem sobie, że będę robić filmy hybrydowe, które są droższe niż dramaty obyczajowe czy komedie romantyczne, więc ten proces wymaga jeszcze więcej pracy i jeżdżenia po świecie, tam, gdzie są prawdziwe pieniądze na filmy - w Polsce ciężko jest coś takiego sfinansować.

W bardzo wielu pańskich produkcjach pojawia się motyw słowiańszczyzny. Co pana w tym fascynuje?

- Urodziłem się i mieszkam w Polsce. Na starcie dostałem pewien pakiet estetyczny. Możemy nazwać to słowiańszczyzną albo polskością. Nie da się go podważyć. Każdy z nas będzie rozumieć pewne kody kulturowe, które są niezrozumiałe w innych miejscach. I można z tym walczyć - co moim zdaniem jest absurdalne, bo czemu ja mam opowiadać filmy, które dzieją się w centrum Teksasu, jeśli nigdy tam nie mieszkałem i nie jestem z tym miejscem połączony genetycznie? Albo to wykorzystać i spróbować ten pakiet kulturowy przetłumaczyć światu. Bo on jest atrakcyjny, tak, jak kultura japońska, chińska czy amerykańska może być atrakcyjna. To jest pewne narzędzie kreatywne, z którego nie chcę rezygnować. Nie przywiązuję do tego aż tak dużej wagi, staram się z tego czerpać i budować wokół tych motywów, ale niekoniecznie być takim restrykcyjnym, bo mimo wszystko chcę tworzyć kulturę popularną, a tam te wszystkie skojarzenia powinny być bardzo proste. Więc nie ma w tym bardzo głębokiej myśli. Jeśli coś siedzi w genach, to trzeba to wykorzystać.

Muszę zapytać o ''Wiedźmina''. Czy ten polski folklor będzie przeniesiony do serialu?

- Nie mogę powiedzieć (śmiech)! To, czego na pewno nie chcemy zrobić, to kopia ‘’Gry o tron’’, ‘’Władcy pierścieni’’ czy jakiejkolwiek innej historii fantasy. My chcemy zrobić ‘’Wiedźmina’’ według Andrzeja Sapkowskiego. Staramy przenieść jego książki w miarę wiernie na ekran. Oczywiście, że będą zmiany, bo adaptacja zawsze wymaga modyfikacji. I tyle mogę zdradzić, na więcej fani będą musieli poczekać albo zapraszam do śledzenia Twittera Lauren S. Hissrich (scenarzystka serialu, przyp. red.), która wrzuca tam naprawdę ciekawe informacje. Wiem, że będzie jeszcze ciekawiej.

Przypominamy: ''Wiedźmin'' Netfliksa - scenarzystka ujawniła, kto pojawi się w serialu >>

A jak dobrze zna pan ten świat ''Wiedźmina'' jako fan?

- Znam bardzo dobrze. Fanem chyba bardziej byłem niż jestem, wydaje mi się, że jak się jest fanem, to nie można interpretować tej literatury profesjonalnie. Naszym celem jest zrobienie jak najlepszego serialu, jak najlepszej adaptacji, a taki hardcorowy fan na pewne ruchy by się nie zdecydował. A one są potrzebne, żeby adaptacja była lepsza.

Tylko prawdziwy fan 'Wiedźmina' ma szansę na komplet punktów w tym quizieTylko prawdziwy fan "Wiedźmina" ma szansę na komplet punktów w tym quizie Gazeta.pl/ CD Projekt RED

Ale znam literaturę Andrzeja Sapkowskiego od 30 lat, śledziłem jego opowiadania wydawane w ‘’Fantastyce’’. Później zaczęły wychodzić książki, to był koniec szkoły średniej i początek studiów, więc czytałem je w pierwszym wydaniu i byłem mocno wkręcony. Już od pięciu czy sześciu lat przenosimy je na ekran - to wymaga wiele pracy. Pewnie gdybym nie miał w sobie tej fascynacji literaturą i tym, co wymyślił Andrzej Sapkowski, to zabrakłoby mi energii żeby tak cisnąć. Saga o Wiedźminie to niezwykła rzecz w kategoriach światowej literatury. Jest świetnie napisana, ma genialnie wymyślone postaci - to one są mięsem serialu.

Ten, kto zna Andrzeja Sapkowskiego widzi, jak wiele z niego jest w tych książkach. Są zapisem bardzo nietuzinkowego człowieka, o ogromnym poczuciu humoru - bo przecież ''Wiedźmin'' tym się różni od wszystkich książek fantasy. U Sapkowskiego nawet w najgorszych czasach bohaterowie potrafili się śmiać. Tam cały czas czuć ten podskórny, i nie boję się użyć tego słowa, polski, czarny humor, który nas charakteryzuje. Czasami zapominamy o tym, jak bardzo zabawny jest ‘’Wiedźmin’’. Chociaż opowiada o bardzo poważnych kwestiach.

Dlaczego książka napisana w Polsce 30 lat temu stała się popularna na całym świecie?

- Polska przez prawie całą swoją historię była przed wojną, po wojnie albo w stanie wojny. I musieliśmy się nauczyć własnej ścieżki. Stąd jeden z głównych tematów ‘’Wiedźmina’’ czyli brak zaufania do władzy, podważanie jej na każdym poziomie. Geralt jest postacią, która nigdy się z władzą nie dogada. Ma swoje rozwiązanie na wszystko. I tak trochę się dzieje na świecie - której wersji newsów mamy wierzyć? W mediach jest bałagan, a my musimy jakoś żyć. Myślę, że filozofia Geralta bardzo pasuje do naszych czasów. To pokazuje, jakim Andrzej Sapkowski jest wizjonerem i jak dobrze opisał stan do którego zmierza świat. Ciekawy jestem jak to wszystko wyjdzie w serialu, ale na to musimy jeszcze poczekać.

Zobacz też: ''Wiedźmin'' będzie dłuższy niż jeden sezon? Wiemy, kto zajmie się produkcją >>

A czy to prawda, że Andrzej Sapkowski nie będzie współpracował z Netfliksem przy ''Wiedźminie'' ?

- Prawda jest o wiele mniej dramatyczna niż się wydaje. Nic wielkiego się nie zmieniło, Andrzej Sapkowski oficjalnie jest konsultantem serialu, nie mogę zdradzać, jak dokładnie to wygląda, ale dla mnie on jest najważniejszą osobą w tej produkcji. To w jego głowie narodził się ten świat.

Wszyscy zastanawiają się, kto zagra główną rolę. Chciałam zapytać, czy ta decyzja została już podjęta?

- Nie mogę powiedzieć… to by zasugerowało, na jakim etapie jesteśmy. Lauren o tym opowie. Uzgodniliśmy z Netfliksem, że te informacje będą wychodzić od niej. Wynika to też z tego, że fani ‘’Wiedźmina’’ muszą ją poznać - jest fantastycznym pisarzem i scenarzystą, więc dobrze, żeby się o tym przekonali i wiedzieli, że ten projekt jest w dobrych rękach.

Czy oprócz ''Wiedźmina'' pracuje pan obecnie nad czymś jeszcze?

- W tej chwili na różnych etapach rozwoju, oprócz mniejszych rzeczy, pracuję nad trzema serialami i trzema fabułami - którą z nich będę kręcił najpierw, okaże się w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Oczywiście ‘’Wiedźmin’’ jest projektem priorytetowym, ale nie jedynym.

Tomek Bagiński - reżyser Platige Image, animator i rysownik. Studiował architekturę na Politechnice Warszawskiej, ale po trzech porzucił ją dla robienia filmów. Jego "Katedra", stworzona na podstawie opowiadania Jacka Dukaja, była nominowana do Oscara w 2002 roku w kategorii krótki film animowany. Bagiński jest pierwszą w historii osobą, która otrzymała dwie główne nagrody festiwalu SIGGRAPH - za ''Katedrę'' i ''Sztukę spadania'' za którą zdobył także nagrodę BAFTA (2006). Bagiński wyreżyserował wirtualną scenografię do kompozycji Krzysztofa Pendereckiego ''Siedem bram Jerozolimy'', na podstawie którego powstał film muzyczno-baletowy, nominowany do Emmy w 2009 roku, jest też autorem "Animowanej historii Polski" reprezentującej Polskę na światowej wystawie Expo 2010 w Szanghaju oraz stworzonej razem z Allegro animacji ''Legendy Polskie''.

 

Więcej o: