Artur Liebhart o Millennium Docs Against Gravity: Nie muszę lubić filmu, żeby był dla mnie interesujący

Artur Liebhart, dyrektor festiwalu Millennium Docs Against Gravity zdradza, co pociąga go w filmach dokumentalnych i jakie są jego najmilsze wspomnienia z 15 lat prowadzenia festiwalu.

To już 15. edycja Millennium Docs Against Gravity - największego festiwalu filmów dokumentalnych w Polsce. Najlepsze, wielokrotnie nagradzane filmy z całego świata można zobaczyć w tym roku w pięciu miastach - w większości są to pokazy premierowe. Artur Liebhart, dyrektor festiwalu, z łezką w oku wspomina pierwszą edycję imprezy. I zdradza, dlaczego z każdym rokiem to niezwykłe święto kina zachwyca go jeszcze bardziej.

Joanna Szaszewska: Czy pamięta Pan pierwszą edycję festiwalu Millennium Docs Against Gravity?

Artur Liebhart: Pamiętam ją bardzo dobrze, choć to było 15 lat temu. Pokazaliśmy 19 filmów na jednej sali w warszawskiej Kinotece. Na pokazy w czasie jednego tygodnia przyszło ponad 4 tys. widzów. Pamiętam te nagłówki gazet: "Dokument jednak żyje", jak się okazało. Więc tak wyglądała nasza pierwsza edycja.

A co zmieniło się na przestrzeni tych wszystkich lat?

Prawie wszystko, oprócz pasji do dobrego kina dokumentalnego. Do kina dokumentalnego, które porywa, które potrafi bardziej zainteresować niż komercyjna fabuła. Nie jesteśmy przylepieni do jednego miejsca, jak większość festiwali, jesteśmy w tym samym czasie w pięciu miastach - oprócz Warszawy Millennium Docs Against Gravity odbywa się także w Gdyni, we Wrocławiu, w Bydgoszczy i w Lublinie. Nie pokazujemy 19 filmów, tylko w tym roku przy 15. edycji aż 160. Jesteśmy również w 2. weekend festiwalu między 18 a 20 maja z sześcioma polskimi filmami w następnych 23 miastach. 12 konkursów, bardzo dużo debat, prawie setka twórców w całego świata przyjedzie do polski aby spotkać się z publicznością i poznać nasz kraj, jak i koncerty muzyczne.

 

To są bardzo wyjątkowe produkcje, które miały swoje premiery w Cannes, w Sundance, na Berlinale czy w Wenecji, a jak o Wenecji mowa, to właśnie tam nagrodę w konkursie Cinema Classics dostał polski film Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego pt. "Książę i dybuk", który premierowo w Polsce pokażemy w konkursie głównym o nagrodę banku Millenium. No i to też nas trochę różni od innych festiwali, że jesteśmy festiwalem premierowym. Z tych 160 filmów, które pokażemy na 15. edycji festiwalu, aż 145 to są filmy po raz pierwsze pokazywane w Polsce.

 

A jak wybiera Pan filmy?

Mamy zespół trzyosobowy, łącznie ze mną. Jeździmy po bardzo ważnych festiwalach, przysyłają do nas producenci i reżyserzy swoje produkcje. Mamy już otwartą tabelkę na rok 2019 rok. Praca programera festiwalu filmowego jest to praca na okrągło - ona się nigdy nie zaczyna i nigdy nie kończy. To jest też w tym piękne.

Proszę powiedzieć, gdyby miał pan wybrać trzy filmy, polecić np. znajomemu, z tegorocznej edycji, to jakie by to były filmy?

Przede wszystkim poradziłbym mu, żeby miał więcej czasu, żeby zobaczył przynajmniej sześć, a nie trzy. Ale jeżeli miałby tylko trzy, to na pewno bym go zaprosił na film "Genesis 2.0" Christiana Freia, w którym widzimy dwa zupełnie, wydawałoby się, oddalone od siebie światy: Jakuci na dalekiej północnej Syberii kopią ziemię, by wydobyć kły mamutów sprzed 30 tys. lat i aby je dobrze sprzedać. Dokopują się do w pełni zachowanego mamuta, na naszych oczach płynie krew sprzed 30 tys. lat. Naukowcy biorą tę krew i jadą do supernowoczesnego laboratorium bioinżynierii w Chinach i tak naukowcy będą chcieli tego mamuta sklonować. To jest film o tym, że my tak naprawdę nie do końca wiemy, co się w naszych czasach dzieje, jak człowiek próbuje wpłynąć na ewolucję. Warto ten film zobaczyć i warto sobie zdać sprawę, w jakich czasach żyjemy.

 

Ale może warto rzucić światło na nasze filmy o ekologii, o naturze, o czuciu natury. Reżyser Peter Mettler, którego mieliśmy zaszczyt gościć na poprzednich edycjach festiwalu wraca do nas z filmem "Stając się zwierzęciem" i tak naprawdę to jest przeżycie kinowe. Tego się nie da opisać, tego się nie da zobaczyć na małym ekranie w telewizorze. To jest takie spotkanie, patrząc na ten film, z samym sobą, jak daleko oddaliliśmy się od natury, czy chcemy do niej powrócić, czy czujemy się jej częścią, czy jesteśmy czymś zewnętrznym od owej natury.

Mamy film w programie, który się nazywa "Czyściciele Internetu". Jest to film, który jest o czymś specyficznym bardzo. Jest tak naprawdę skierowany do wszystkich - wszyscy używamy Internetu i fajnie jest wiedzieć, kto jest w tym Internecie cenzorem. Kim są ci ludzie, czym się kierują, kiedy decydują, które nasze posty są legalne, a które są usuwane.

No właśnie "The Cleaners" to jeden z tych filmów, które są w jakiś sposób kontrowersyjne. Jakich reakcji się pan spodziewa?

Ja myślę, że reakcje będą takie, jakie kto ma doświadczenie z mediami społecznościowymi. Dajemy większą wiedzę i większy kontakt emocjonalny z tymi ludźmi, którzy, w pewnym sensie, cytując jedną wypowiedź z bohaterów tego filmu, którzy muszą oglądać ponad 10 tys. zdjęć i filmików każdego dnia pracy, no to współczuję bardzo, być może to oni są "pierwszymi ofiarami Internetu".

À propos oglądania dużej ilości filmów każdego dnia, pan musi oglądać ich mnóstwo na pewno. Jak wygląda Pana typowy dzień?

Ostatnio to już nie oglądam, bo jestem na detoksie. Program razem z zespołem zamknęliśmy pod koniec lutego po festiwalu Berlinale no i później zastanawialiśmy się jak te filmy ułożyć. Na razie jestem na detoksie, ale już za chwilę bardzo będę chciał z widzami festiwalu filmy pooglądać, wtedy się czuje inną energię trochę. Nasze wybory są na pewno dobre, ale one muszą zawsze podlec pewnej weryfikacji, na którą my czekamy.

 

A jakie filmy pana poruszają?

Bardzo dużo różnych filmów, nawet odbiegających od siebie formą, tematem, narracją, może być dla mnie interesująca. Nie zawsze muszę filmy lubić, żeby były dla mnie interesujące i to nadal będzie przyjemność. Najważniejsze jest to, żebym czuł pomysł na film. Obojętnie na jaki to jest temat, obojętnie czy mówimy o fabule czy o filmie dokumentalnym. Ja podzielam zdanie takich mistrzów, jak Werner Herzog czy Michael Glawogger, którzy twierdzili, że nie ma dla nich znaczenia czy oni robią film fabularny czy film dokumentalny. Film musi ewokować emocje u widza, musi być na tyle wciągający, że będą chcieli w fotelu kinowym zostać do końca, a najlepiej żeby później coś zostało w ich głowach i w sercu. I to jest moim zdaniem najlepsza, najkrótsza też definicja tego, jak wygląda dobry film.

Uwielbiam oglądać filmy z innymi, też przedstawiać twórców, którzy przyjeżdżają do nas, rozmawiać z nimi po filmach, bo wtedy czuje się puls festiwalu. Czuje się lepiej reakcję widzów i to jest szalenie istotne. To jest coś, co zawsze będę pamiętał. Jak ludzie przebiegają wręcz z jednej sali kinowej na drugą krzycząc: nie byłem/ nie byłam na tak świetnym festiwalu, tutaj nie ma złego filmu! Tutaj wszystkie filmy są interesujące. Bardzo o to dbamy, żeby taka opinia o Millennium Docs Against Gravity pozostała i żeby ludzie inspirowali się na naszym festiwalu, żeby widzowie, jak już raz do nas trafią, to już z nami zostali na zawsze. Bo tak się czasami zdarza, że trafiają do nas widzowie przypadkowo. Pamiętam taką kobietę ok. 50 lat, którą córka zaciągnęła do kina. Nigdy w życiu by nie pomyślała, żeby przyjść sama na festiwal filmów dokumentalnych do kina. I od tamtej pory jest naszą stałą fanką, ogląda po 10-15 filmów, jeżeli nie więcej, na każdym festiwalu. To są takie rzeczy, które się zapamiętuje i dla których jest sens robić ten festiwal.

Program 15. Festiwalu Filmowego Millennium Docs Against Gravity >>


15. Festiwal Filmowy Millennium Docs Against Gravity odbędzie się w dniach 11-20 maja w Warszawie i Wrocławiu, w Lublinie 14–21 maja, zaś w Gdyni 16-25 maja. Lokalna edycja festiwalu będzie miała miejsce także w Bydgoszczy, która odbędzie się 13–20 maja.

Strona Festiwalu >>

Więcej o: