Z naszych podatków powstają filmy, które nie powinny? W ubiegłym roku tylko jeden film się zwrócił

Czy system dotacji PISF służy do naciągania podatników? Z kontrowersyjnego tekstu WP można odnieść wrażenie, że tak właśnie jest.

Kilka dni temu na portalu WP pojawił się tekst sugerujący, że państwowe dotacje idą na filmy, które nie mają nawet szans na to, by ktoś je obejrzał. A tak zdaniem autora nie powinno być. 

Skąd polscy twórcy biorą środki na tworzenie filmów?

Wiele wybitnych tytułów nie powstałoby bez wsparcia i pomocy finansowej Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. W 2017 roku PISF dofinansował aż 34 filmy fabularne, 32 dokumentalne i 17 produkcji animowanych. Oprócz tego rekomendacje PISF są dla reżyserów filmowych niezwykle ważne:

System finansowania filmów przez PISF jest w Polsce bardzo korzystny, a do tego jest gwarantem merytorycznym oceny projektów, co z kolei jest bardzo istotne dla partnerów. Inwestorzy nie muszą się znać na filmie, czytać scenariusza, więc traktują udział PISF jako rekomendację. Tym się między innymi różnimy od rynku amerykańskiego

- podaje producent filmowy Krzysztof Terej w rozmowie z Business Insider.

Największy sukces komercyjny sposób dofinansowanych w 2017 przez PISF filmów odniosła "Sztuka kochania", biograficzny film Michaliny Wisłockiej. Film przyciągnął do kina aż 1,8 mln widzów i zarobiła na tyle dużo, że twórcy byli wstanie spłacić 2 miliony złotych dotacji otrzymanej od PISF. Jest to jeden z nielicznych polskich filmów, których sukces komercyjny był tak duży i przyniósł gigantyczne zyski.

Czy polskie filmy to maszynka do zarabiania pieniędzy?

Nie wszystkie filmy, które dofinansował PISF odniosły taki sukces i zarobiły na siebie. Na liście dofinansowanych filmów chociażby za ostatni rok znajdziemy też takie tytuły, które nie przyciągnęły do kin tłumów, a same produkcje są mało znane. Tym produkcjom w przeciwieństwie do wspomnianej już "Sztuki kochania" nie udało się zwrócić dofinansowań z PISF.

I właśnie środki na te filmy według Wirtualnej Polski zostały wyrzucone w błoto. Co więcej, są dowodem na to, że część produkcji filmowych powstaje nie z myślą o widzach, tylko dla podkreślenia "wybitności autorów". 

Artykuł podkreśla też, że PISF ulega naciskom politycznym, przez co chętniej dotowane są produkcje charakterze patriotycznym, wychwalające polską historię i tradycję. W taki właśnie sposób powstał m.in. film "Habit i Zbroja", który uzyskał 1,6 mln, a obejrzało go zaledwie 10 tys. osób.

Wirtualna Polska wyliczając filmowe klapy finansowe ostatnich lat, zarzuca więc Polskiemu Instytutowi Kultury, że ten nie zarabia na filmach, które promuje. Co więcej, w artykule możemy wyczytać, że reżyserzy kina ambitnego, który nie odnieśli komercyjnego sukcesu, "naciągają" PISF, a tym samym nas - podatników. Nie pomagają ty nawet głośne nazwiska. WP punktuje w tym miejscu "Pokot" Agnieszki Holland. Film otrzymał 4,5 mln dotacji, a obejrzało go 282 tys. widzów. 

Nieuczciwe zagrania reżyserów redakcja WP próbuje udowodnić za pomocą wypowiedzi reżysera, który delikatnie mówiąc, obnaża i obśmiewa system dotacyjny PISF. 

Urzędnik powiedział mi, że będzie problem z moim filmem, bo jest ciekawy, ale zbyt tani. Stwierdził, że trzy miliony może dać ot tak, a z jednym milionem to szkoda mu zachodu. Byłem nakłaniany do zwiększania budżetu słowami "bierz minimum bańkę na reżyserię

- donosi anonimowy rozmówca, który wypowiedział się dla Wirtualnej Polski. 

Dziennikarze WP dopatrują się tu więc oczywistych "przekrętów", bo przecież im wyższy budżet, tym wyższa gaża reżysera.

Jaka jest prawdziwa rola PISF - polemika

Idąc tym tropem, PISF powinien przestać przejmować się swoim nadrzędnym zadaniem, a więc promowaniem kultury i wspieraniem polskich - zwłaszcza młodych - twórców. Wszystkie dotacje powinny być przekazywane takim filmom, które spodobają się przeciętnemu odbiorcy i zarobią miliony. To nic, że wtedy mieliłbyśmy na rynku polskim same komedie romantyczne i filmy akcji w stylu Patryka Vegi

Ambitne kino nie miałoby wtedy racji bytu. Przecież dofinansowane przez PISF filmy takie jak choćby "Cicha noc", "Człowiek z magicznym pudełkiem", "Ptaki śpiewają w Kigali", "Wieża. Jasny dzień", które zostały docenione i nagrodzone na Festiwalu Filmowym w Gdyni nie należą do kina komercyjnego.

Nie zwróciły też Polskiemu Instytutowi Sztuki Filmowej dotacji. Czy to właśnie te tytuły WP zalicza do tych, o których "nigdy nie słyszeliście i prawdopodobnie nigdy nie zobaczycie ich w szerokiej kinowej dystrybucji"?  

Owszem filmowy klapy się zadają i naszym zdaniem nie wszystkie filmy zasługują na dotację PISF. Jednak czy to ich komercyjny sukces powinien być nadrzędnym wyznacznikiem w decyzjach o dofinansowanie?

Polskie kino rozwija się, od kilku lat i jest na bardzo wysokim poziomie. Świadczą o tym chociażby produkcje ostatniej dekady, takie, jak "Ida", "Bogowie", "Body.Ciało" czy   "Zimna wojna" Pawła Pawlikowskiego.

To tylko niektóre tytuły chwalone i nagradzane również za granicą. Ich sukcesy frekwencyjne i kasowe były różne, jednak to, co łączy wszystkie wymienione tytuły, to ich kunszt, który jest doceniany na całym świecie. Nie powstałyby, gdyby nie dotacje.

Na co do kina w lipcu? Doczekaliśmy się powrotu "Iniemamocnych" i "Mamma Mia"!

AG

Więcej o: