Emmanuelle Seigner nie chce być członkiem komisji decydującej o tym, kto dostanie Oscara. Wyjaśniła dokładnie, dlaczego tak zdecydowała w otwartym liście do Akademii Wiedzy i Sztuki.
Emmanuelle Seigner zaledwie kilka tygodni po tym, jak jej męża Romana Polańskiego skreślono z listy członków Akademii Filmowej, dostała propozycję, by dołączyć do komisji decydującej o tym, kto jako następny zostanie uhonorowany Oscarem.
Aktorka postanowiła stanąć murem za mężem, który został usunięty z grona Akademii razem z Billem Cosbym na mocy nowego kodeksu, który uchwalono po seks-skandalu związanym z Harveyem Weinsteinem. Propozycję odrzuciła i napisała w tej sprawie otwarty list, który opublikowano na łamach francuskiego "Le Journal du Dimanche".
Seigner podkreśliła w swoim liście, że nie zgadza się z postępowaniem Akademii:
Zawsze byłam feministką. Nie mogę jednak zignorować faktu, że kilka tygodni temu Akademia wyrzuciła ze swojego grona mojego męża, Romana Polańskiego, próbując zachować się zgodnie z tymczasową modą.
Uznała, że to przykład zwykłej hipokryzji, co można wnioskować z dalszej części jej wypowiedzi:
Ta sama Akademia, która w 2002 roku nagrodziła go Oscarem za "Pianistę". Cóż za przedziwny przypadek amnezji!
Akademia zapewne uważa, że jestem pozbawioną kręgosłupa aktorką liczącą na awans społeczny i że zapomnę, iż od 29 lat jestem żoną jednego z największych reżyserów świata.
Oficjalnym powodem wydalenia Romana Polańskiego z grona członków Akademii Wiedzy i Sztuki jest sprawa z 1977 roku. Wtedy polski reżyser został oskarżony o zgwałcenie 13-letniej Samanthy Geimer. Polański do tej pory nie może wrócić do USA, bo postępowanie karne ciągle jest otwarte. Gdyby przekroczył granicę USA, doszło by do aresztowania, a następnie wytyczono by mu proces. Dlatego też Oscara za ''Pianistę'' odebrał w jego imieniu aktor Harrison Ford.