Po 10 latach czekania na kinowe ekrany właśnie weszła druga część musicalu ''Mamma Mia''. Światowa premiera odbyła się 18 lipca, w Polsce oficjalnie będzie 27 lipca. Wszyscy, którzy pamiętają tamten szał i dziką frajdę, jaką mieli widzowie słuchający śpiewającego Pierce’a Brosnana z Meryl Streep będą nieco zaskoczeni tym, co teraz przygotowali dla nich twórcy. To dobrze.
Nie spodziewałam się, że przy seansie drugiej części ''Mamma Mia'' więcej będę płakać ze wzruszenia niż się zaśmiewać ze śpiewających aktorów. Z trudem przyznaję, że tak właśnie było. Mimo to każdemu sympatykowi tej produkcji szczerze polecam sequel, bo dobrze uzupełnia historię głównej bohaterki – kolorowo i z rozmachem. Mniej ckliwi widzowie niewątpliwie ze spokojem będą sobie nucić kolejne hity Abby i docenią wysiłki twórców filmów.
Widać, że to wymuskana produkcja. Poczynając od zdjęć, które są zwyczajnie miłe dla oka, idąc przez bardziej dopracowane nagrania piosenek, kończąc na aktorach, którzy budują atmosferą pełną emocji. Tylko trochę innych niż poprzednio.
Dlaczego klimat jest inny? Bez sprzedawania ważniejszych szczegółów, powiem tylko tyle, że ta część pokazuje jak ważną bohaterką filmu jest Donna grana przez Meryl Streep. Ta postać i wszystko co z nią związane nadaje ton całości. Zapewniam, że po obejrzeniu filmu człowiek zaczyna dużo bardziej doceniać mamę.
Jest dużo bardziej refleksyjnie i smętnie, ale nie lękajcie się. Nie brakuje skocznych i kolorowych momentów, które generalnie powodują, że człowiek ma ochotę natychmiast pojechać na wakacje do Grecji.
'Mamma Mia: Here We Go Again!' Materiały Prasowe
Dostajemy najpopularniejsze hity Abby - głównie w retrospekcji i wykonaniu młodych aktorów. Są też absurdalnie śmieszne układy taneczne osadzone w Paryżu czy brytyjskim miasteczku akademickim. Znalazło się też miejsce dla innych piosenek, które nie zmieściły się w pierwszej części – mniej popularne ''When I Kissed The Teacher'', ''Angel Eye'' czy ''Kisses of Fire''. Finałowe ''Super Truper'' zaś ma w sobie z kolei taki rozmach, jakiego nie powstydziliby nawet się twórcy z Bollywood i pozwala wyjść z kina z lepszym humorem.
Uspokajam, pojawiają się wszyscy aktorzy, których znamy z poprzednich części i wszyscy śpiewają. Julie Walters ma wyśmienite wyczucie komediowe i każda scena z jej udziałem to doskonała zabawa. Colin Firth starzeje się jak wino, w zasadzie się nie zmienił przez tych 10 lat. Pierce Brosnan podszedł do roli wybitnie emocjonalnie i robi takie miny, że trudno z nim nie przeżywać toczącej się akcji.
Niespodzianką jest tu Cher w roli babci Sophie – co ciekawe, podobno proponowano ją rolę, którą ostatecznie zagrała Christine Barański. Widać piosenkarka pożałowała, bo tym razem zagrała. Śpiewa bez zarzutu, za to widać, że już ledwo może chodzić.
'Mamma Mia: Here We Go Again!' UIP
Mamy też młodych aktorów, którzy łatwo nie mieli, bo musieli wcielić się przecież w odmłodzone wersje popularnych osób. Poradzili sobie z tym całkiem znośnie, ale trochę czasu mi zajęło zanim się przyzwyczaiłam do Lily James jako młodszej wersji Meryl Streep.
Ostatecznie ją kupiłam, dziewczyna wnosi fajną energię. Co do młodzieńców wcielających się w kochanków głównej bohaterki – wypadają nieco blado, ale to nie jest szczególny problem, bo ich role są raczej epizodyczne.
'Mamma Mia: Here We Go Again!' Materiały prasowe
Nie będę ukrywać, kiedy 10 lat temu poszłam do kina na pierwszą część ''Mamma Mia'', po dwóch pierwszych minutach byłam pewna, że wyjdę z sali, bo nie wytrzymam tego pisku. Udało mi się przetrwać kryzys i dałam się wciągnąć już przy pierwszej piosence.
Tym razem spodziewałam się podobnego klimatu beztroskiej zabawy, ale dostałam pogłębioną analizę trudnej historii głównej bohaterki. Mam wrażenie, że to był dobry ruch, bo nie będzie można już powiedzieć, że to tylko głupi film. I raczej nikt nie będzie prosić o kolejną część.