"7 uczuć" Marka Koterskiego to klucz do zrozumienia Adasia Miauczyńskiego. Bo każdy dorosły był kiedyś dzieckiem

7 lat trzeba było czekać na nowy film Marka Koterskiego. I nic dziwnego, bo "7 uczuć" to podróż sentymentalna, choć wcale nie taka łatwa. Dlatego scenariusz powstawał kilka lat, a reżyser ma przekonanie, że zrobił "film życia".

"7 uczuć" Marka Koterskiego wchodzi do kin 12 października. Tym razem Marek Koterski pokazał, jak wyglądało dzieciństwo Adasia Miauczyńskiego. To ważne, bo te najwcześniejsze doświadczenia ukształtowały jednego z najbardziej charakterystycznych bohaterów polskiego kina.

Jak to bywa u Koterskiego - było się czego pośmiać, ale i tak na sam koniec widz zostaje z dawką gorzkich przemyśleń. 

"7 uczuć" - geneza bohatera

Trudno chyba w polskim kinie o postać bardziej charakterystyczną niż Adaś Miauczyński. Nie jest żadną tajemnicą, że to człowiek nieszczęśliwy, sfrustrowany, z licznymi dziwactwami, tak bardzo przez nas lubianymi. Teraz dostaliśmy dokładny klucz do zrozumienia konstrukcji tej osobowości. I to całkiem dosłownie, bo wspomnienia z dzieciństwa Adaś wylewa z siebie w gabinecie terapeutki. Dlaczego to robi? 

Życie mu się rozsypało, ale tym razem nasz bohater chce coś z tym zrobić. Żeby jakoś wyjść z czarnej dziury, w której jest, musi nauczyć się przeżywać podstawowe ludzkie emocje - a tego nie udało mu się zrobić, kiedy był dzieckiem. Tu zaczyna się ta podróż do pozornie beztroskiego okresu. 

Ta opowieść o dzieciństwie Adasia niewątpliwie ma szansę szczególnie poruszyć wszystkich tych, którzy do szkoły musieli chodzić w mundurkach z tarczą. Tych, którzy na przerwie grali w kulki, skakali na skakance, śpiewali rymowanki na podwórku, a na lekcji musieli wstawać, kiedy nauczyciel wyrywał do odpowiedzi. I tych wszystkich, którzy reakcji swoich rodziców i nauczycieli po prostu się bali z różnych powodów.

Koterski tym filmem rozliczył się z przeszłością, z tym, jak kiedyś dzieci wychowywano i traktowano. Nie jest to szczególnie przyjemny obrazek.

Czym tym razem zaskoczył Koterski? 

Pierwsza niespodzianka, jaką reżyser przygotował to Krystyna Czubówna. To właśnie jej głos wprowadza nas w całą historię, co od razu wprowadza specyficzny klimat. Nie da się bowiem docenić wszystkich niuansów i smaczków tej opowieści bez znajomości poprzednich filmów o Adasiu - wystarczy spojrzeć na samą obsadę. Pojawili się tam prawie wszyscy aktorzy, którzy już pracowali z reżyserem. 

Nie da się ukryć, że Michał Koterski zawodowym aktorem nie jest. W tym wypadku to absolutnie nie przeszkadza. Jego Adaś Miauczyński był autentycznie zagubiony, rozchwiany. Jego obecność na ekranie miała zupełnie inną jakość niż miało to miejsce w przypadku pozostałych członków obsady, ale to tylko podkreślało, jak wyizolowany i odmienny jest to bohater. 

Koterski wybrał świetną obsadę, klucz doboru aktorów do postaci faktycznie był zaskakujący, ale to kolejny mocny punkt filmu. Dość powiedzieć, że Maja Ostaszewska i Adam Woronowicz jako rodzice Adasia dali świetny popis swoich umiejętności. Robert Więckiewicz jako starszy brat też wypadł doskonale. W ich ustach charakterystyczny dla Marka Koterskiego język z jego szczególną składnią brzmiał nadzwyczaj naturalnie.  Ogólnie trudno mówić tu słabych rolach, bo wszyscy zagrali rewelacyjnie i pysznie wpisali się w wybraną przez reżysera konwencję. Bo to, jak Koterski obsadził aktorów, bardzo mocno łączy się z przesłaniem tej historii.

To przesłanie skrócę topornie i dość nawinie - reżyser podkreśla, że każdy dorosły był kiedyś dzieckiem. A to, co dzieje w życiu dziecka, będzie je określać już jako dorosłego człowieka. Tyle mogę powiedzieć, żeby nie zepsuć niespodzianki. Takiego zabiegu w polskim kinie jeszcze nie było i był to świetny manewr. 

Kolejną ważną rzeczą jest już sama warstwa wizualna. Zdjęcia są po prostu ładne, kadry świetnie skomponowane. Tak samo wnętrza i kostiumy bohaterów doskonale oddają klimat "przeszłości". Ważna jest w tym kontekście też gra światłem - każda scena z dzieciństwa utrzymana jest w ciepłej, żółtej tonacji. Doskonale widać przeskok pomiędzy scenami z teraźniejszości - te są zimne i szare. 

Nie dziwi w świetle powyższego, że Marek Koterski jeszcze na festiwalu w Gdyni mówił, iż "7 uczuć" jest jego "filmem życia". Faktycznie tą historią podsumował bardzo dużo rozdziałów z życia jego bohatera, zamknął też jakiś etap. Trudno będzie powiedzieć coś więcej o Adasiu Miauczyńskim.  

Więcej o: