"Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda". Czekam już na następną część

16 listopada polską premierę ma film "Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda". Jako wierna czytelniczka powieści o Harrym Potterze mogę powiedzieć na wstępie jedno - idealnie może nie było, ale jestem zachwycona. Na taki film czekałam, choć nie takiego się spodziewałam.

Dla wielu osób seria "Fantastycznych" może być tylko odcinaniem kuponów od pierwotnej historii o Harrym Potterze, dla mnie to uzupełnienie i przede wszystkim rozwinięcie świata, który tak dobrze znam od lat i tak bardzo lubię. Wiadomo, nie ma nikogo bardziej bezwzględnego w opinii niż zawiedziony fan. Podkreślam zatem, "Zbrodnie Grindelwalda" dały mi emocje, jakich chciałam. Poszłam do kina z dużymi oczekiwaniami i nie wyszłam z seansu zawiedziona.

O co w tym wszystkim chodzi?

Akcja drugiej części "Fantastycznych zwierząt" zaczyna się kilka miesięcy po wydarzeniach z pierwszego filmu. Grany przez Johnnego Deppa zły czarnoksiężnik Gellert Grindelwald siedzi w amerykańskim więzieniu. Wylądował tam schwytany wcześniej przez Newta Skammandera - w tej roli uroczy i wycofany Eddie Redmayne.

Grindelwald naturalnie ucieka w trakcie transportu do Europy. Ukrywa się w Paryżu, gdzie planuje, jak przejąć kontrolę nad światem magów i zwykłych ludzi. 

Doskonale zdaje sobie sprawę, że potrzebny jest mu do tego znany z pierwszej części Creedence (Ezra Miller), dysponujący potężną i niszczycielską magią. Grindelwald uważa, że tylko dzięki niemu będzie w stanie pokonać swojego byłego przyjaciela, a teraz jedynego równego mu mocą i jednocześnie zagrażającego mu maga - Albusa Dumbledora (Jude Law). Obaj wiedzą, że nie mogą ze sobą walczyć przez przysięgę, którą sobie złożyli za młodu. Dlatego Dumbledore prosi o pomoc w wyśledzeniu i pokonaniu Grindelwalda swojego byłego ucznia, wspomnianego Skammandera. 

Newt udaje się do Paryża, gdzie u boku Tiny, Jacoba i Queenie (także znanych z pierwszej części) próbuje powstrzymać czarnoksiężnika. W tym też mieście toczy się główna akcja, poszukiwania zaginionych osób i pojedynki. Oczywiście nie obędzie się po drodze bez wszelkich możliwych komplikacji, w tym miłosnych, historycznych czy rodzinnych. 

Za dużo tego dobrego?

Uczciwie zastanawiałam się, czy fabułę drugiej części zrozumie ktoś, kto poprzednich filmów nie widział i książek nie czytał. I przyznaję, że osoba "niewtajemniczona" na pewno będzie mieć z tym trudności. Ale też zupełnie szczerze - nie wydaje mi się, żeby ten film był robiony dla kogoś, kto tego świata zupełnie nie zna. 

Podobało mi się, że świat czarodziejów został poszerzony o Paryż, podobały mi się wszystkie nostalgiczne wątki łączące "Fantastyczne zwierzęta" z pierwotną do nich, choć chronologicznie późniejszą w akcji powieścią o Harrym Potterze. I na pewno nie porównywałabym filmów o Harrym Potterze z "Fantastycznymi zwierzętami". Widać, że J.K. Rowling w przypadku nowej produkcji filmowej chce budować narrację w innym tonie, trochę poważniejszym niż wcześniej miało to miejsce.

Podobał mi się także Johnny Depp w roli złoczyńcy. Charakteryzacja pysznie oddawała złowrogi i "śliski" charakter tego bohatera.

'Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda''Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda' Materiały prasowe

Choć trzeba przyznać, że Grindelwald był dużo bardziej przebiegły i subtelny niż choćby Voldemort. Nie nakłaniał nikogo otwarcie do przemocy, wszystkich sukcesywnie "urabiał" dostosowaną do potrzeb słuchacza "gadką". I to było tak przeraźliwie skuteczne, że zupełnie szczerze można tego Deppa po prostu nie lubić. 

Idealnie nie było

Choć film trzymał mnie w napięciu (w końcu czekałam jakieś dwa lata, żeby go zobaczyć), myślę, że był chwilami zbyt melancholijny i nostalgiczny. Rozumiem, że to w istocie opowieść o walce dobra ze złem, "magiczna" narracja o rasizmie i faszyzmie i są to tematy, z których żartować raczej nie wypada.

Ale z drugiej strony, nie przesadzajmy. Trzeba pamiętać, że samą nostalgią i sympatią do świata przedstawionego nie trzyma się widza w kinie. Brakowało mi trochę drobnych żartów sytuacyjnych, choćby nawet nie posuwały akcji do przodu. A spodziewałam się właśnie, że będzie ich więcej, że będzie bardziej rozrywkowo. Było mrocznie. Co nie zmienia faktu, że historia mnie wciągnęła tak, że nie zauważyłam, kiedy film się skończył.

Przyznaję, czytałam cudze recenzje i pojawiło się tam kilka zarzutów. A to właśnie, że w filmie jest za dużo wątków, i że za dużo bohaterów i trudno się w tym w pewnym momencie zorientować. Czytałam też, że pojawiło się za dużo efektów specjalnych, ale i tak filmowi brakuje magii.

Powiem tak: owszem, w filmie dużo się dzieje. Ewidentnie to nie mój problem, więc nie będę narzekać na nadmiar wątków czy dodatkowych postaci - ja to wszystko chciałam wiedzieć, więc każda kolejna nowość szczerze mnie intrygowała. Dla mnie to zaleta, dostałabym szału, gdybym musiała czekać z wyjaśnieniem tych wszystkich zawiłości do następnego filmu. 

A co z przesytem efektów specjalnych? Nie zauważyłam. Powiem więcej, we wszystkich poprzednich filmach wręcz mi brakowało takich scen z "czarowaniem", teraz w końcu było ich tyle, ile potrzeba. Dlatego też tak bardzo czekam na kolejną część. 

Więcej o: