Oscary 2019 zostaną wręczone w nocy z 24 na 25 lutego. W gronie nominowanych znalazła się m.in. czarno-biała "Roma", która ma szansę na statuetkę w kategoriach: najlepszy film, aktorka pierwszoplanowa, drugoplanowa, najlepszy reżyser, scenariusz, film nieanglojęzyczny, scenografia, zdjęcia dźwięk, montaż dźwięku.
Z kolei polski film "Zimna Wojna" - również czarno-biały - może otrzymać Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny, najlepsze zdjęcia i dla najlepszego reżysera.
Marcin Borchardt, scenarzysta, reżyser, filmoznawca: Kiedy u zarania dziejów kinematografii wszystkie filmy były czarno-białe, zaczęto je ręcznie, kadr po kadrze, kolorować. Był to zabieg komercyjny, mający na celu przyciągnięcie uwagi widzów dodatkową atrakcją. Przez długie lata, aż do połowy lat 60., czerń i biel dominowała w produkcji filmowej. Obecnie stanowi promil dawnych udziałów.
Niemniej, czarno-białe filmy wyróżniają się i w ostatnich latach. Najlepsze z nich regularnie otrzymywały nominacje i nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej: "Biała wstążka" Hanekego, "Ida" Pawlikowskiego, "Artysta" Hazanaviciusa, czy "W objęciach węża" Ciro Guerry. W tym roku sytuacja jest szczególna. Dwa znakomite filmy - czarno-białe, ale estetycznie jakże od siebie różne - walczą o najwyższe laury. To nie przypadek, ale czy już tendencja? Mam nadzieję, że nie. Popkultura, wspierana sezonową modą, potrafi błyskawicznie zbanalizować najpiękniej wysublimowane estetycznie wizje artystów.
Trudno generalizować. Każdy reżyser to inny przypadek. Wybór czerni i bieli nie jest krokiem w tył, lecz wynikiem namysłu twórcy nad formą realizacji filmu, która ma służyć jak najpełniejszemu wyrażeniu emocji zawartych w opowiadanej historii. Czarno-biała poetyka filmu powinna być uzasadniona dramaturgicznie, a nie wynikać z niemożliwego do spełnienia nostalgicznego marzenia o powrocie do czasów wielkiego kina, do ponadczasowych arcydzieł Felliniego, Kurosawy czy francuskiej nowej fali.
Nie można oczekiwać, że konwencje estetyczne z przeszłości, do których nawiązują współczesne filmy, będą jednocześnie narzucać twórcom archaiczne rozwiązania technologiczne. Ekipa filmowa to nie grupa rekonstrukcyjna. Zatem nie oszustwo, lecz pragmatyzm.
Kiedyś kręcono na taśmie czarno-białej, bo kolorowa była trudno dostępna, zbyt droga. Obecnie jest zdecydowanie łatwiej, ze względu na gigantyczne zmiany w technologii cyfrowego zapisu obrazów. W większości przypadków kamera rejestruje materiał w kolorze, a potem się go przekształca, ewentualnie redukuje. Nie zmienia to faktu, że dla wielu artystów nie cyfra, a taśma filmowa jest nadal królową kinematografii.
Byłem niedawno na festiwalu Slamdance, gdzie doszło do zabawnej wymiany zdań pomiędzy zafascynowanym możliwościami współczesnej technologii Stevenem Soderberghiem a zwolennikiem taśmy Christopherem Nolanem. Twórca "Dunkierki" zapytał, kiedy Soderbergh porzuci "ciemną stronę mocy" i znowu zacznie kręcić na taśmie. Ten odparł, że wtedy, gdy Nolan zacznie pisać scenariusze piórem.
Film jest sztuką wyboru. Decydując się na wyrazistą estetykę obrazowania, coś się zyskuje, kosztem czegoś innego. Nasze oczy odbierają bodźce interpretując rzeczywistość w barwnych obrazach. Kiedy oglądamy na kinowym ekranie czarno-białe zdjęcia, to mamy świadomość, że świat w ten sposób przedstawiony nie jest realistyczny, lecz w pewnym sensie hiperrealistyczny.
W rozumieniu Jeana Baudrillarda hiperrealizm "jest symulacją czegoś, co nigdy naprawdę nie istniało", zatem zatrzymana w kadrze czarno-biała scena nie jest mechanicznym odwzorowaniem jej fizycznego pierwowzoru w przestrzeni filmowego medium, lecz poprzez zabieg redukcji barw, zostaje od niego "oderwana", aby w formie dalece doskonalszej - wyidealizowanej, przyjemnie stymulować naszą wyobraźnię.
Nie zapominajmy, że film jest przede wszystkim formą rozrywki. Każda strategia artystyczna ma sens, o ile jest w stanie przykuć nas do fotela na dziewięćdziesiąt minut.
Kiedyś panowało powszechne przekonanie, że w filmie kolor nie jest odpowiednim środkiem wyrazu dla przekazywania poważnych treści. Stąd chociażby charakterystyczna estetyka podporządkowanych propagandzie kronik filmowych. Paradygmat kulturowy jest nadal silny. Czarno-biała portretowa fotografia na prasowej czołówce, to znak, że ktoś nie żyje. Nie należy jednak demonizować konwencji, czarno-białych komedii jest przecież całe mnóstwo.
Nie sądzę. Kino artystyczne, autorskie, ma się bardzo dobrze. Ten sukces nie wynika z takiej, czy innej strategii estetycznej, lecz z podejmowania tematów nieobecnych, lub marginalizowanych, w filmach głównego komercyjnego nurtu kina.