"Green Book" już na ekranach kin. Przyjaźń niemożliwa istnieje

Ten film jest jak tsunami! "Green Book" miażdży konkurentów i zgarnia wszystkie najważniejsze nagrody. Swój triumfalny bieg rozpoczął prestiżową Nagrodą Publiczności na festiwalu w Toronto. Po niej przyszła kolej na kilkadziesiąt nagród i nominacji, aż po 3 Złote Globy i 5 nominacji do Oscarów w najważniejszych kategoriach.
Zobacz wideo

 W Londynie rozmawiamy z nagrodzonymi Złotymi Globami: reżyserem Peterem Farrellym oraz scenarzystami Nickiem Vallelongą i Brianem Hayes Currie, którzy walczą również o Oscara w kategorii Najlepszy Scenariusz Oryginalny.

- O podróżach mojego ojca z Donem Shirleyem słyszałem już od czasów dzieciństwa - wspomina Nick Vallelonga, współscenarzysta filmu „Green Book”, który wchodzi na polskie ekrany. - Jestem najstarszym z synów Tony’ego. Ojciec dorastał na Bronksie i tam też znalazł pracę w klubie nocnym Copacabana, gdzie przepracował 12 lat. To było miejsce kultowe. Ojciec witał gwiazdy takie jak Frank Sinatra, Tonny Benett, Bobby Darin. Był ochroniarzem. Nie miał wielkiego wykształcenia, bo ukończył zaledwie 7 klas szkoły ale był inteligentnym, bystrym człowiekiem, bardzo wygadanym (stąd przydomek „Lip” czyli warga, Tony „złotousty”) Miał charyzmę. Był w stanie przekonać do swoich racji każdego z kim rozmawiał. Mógłbym nakręcić o ojcu 50 filmów. Był kimś większym, niż jedno życie.

Nick wiedział, że zostanie filmowcem i aktorem już w wieku 12 lat. Nie, nie przesłyszałam się. To było wtedy, kiedy jego brat Frank i ojciec Tony Lip zostali zaangażowani do sceny wesela w „Ojcu chrzestnym”.

Podróże z Donem otworzyły Tony’emu (w tej roli Viggo Mortensen) oczy na upokorzenia, prześladowania i rasizm wobec Afro Amerykanów w Ameryce w 1962 roku. Segregacja rasowa, godzina policyjna, aresztowania, kodeks Jima Crowe’a. Dla Dona to, co zobaczył na południu USA to także był szok.

- Ja sam nie spotkałem nigdy wcześniej kogoś takiego jak Don - zapewnia Nick. „To był zupełnie inny Afro Amerykanin, niż ci których obserwowałem na ulicach Nowego Jorku. Don również nie miał nigdy do czynienia, z kimś takim, jak mój ojciec”.

Jest scena szczególna w filmie, w której Don Shirley w kreacji Mahershali Alego doświadcza wyjątkowego wyobcowania. Kiedy w podróży na południe zatrzymują się na plantacji, by Tony mógł naprawić samochód i Ali widzi przez szybę pracujących na polu w strasznym upale i warunkach czarnoskórych robotników. A oni patrzą na Alego, w eleganckim garniturze, w samochodzie i z białym kierowcą. Nigdy ani oni ani on siebie nawzajem nie widzieli. Nie pada ani jedno słowo ale ta scena jest bardzo wymowna

- Zmuszeni do spędzania czasu razem w ciasnej przestrzeni samochodu Tony i Shirley zaczynają się słuchać nawzajem, dyskutują, zbliżają się do siebie- tłumaczy Peter Farrelly, reżyser. „Kiedy ludzie są w podróży to nie tylko odkrywają nowe miejsca ale samych siebie. Dwoje ludzie w podróży uczy się akceptować siebie. Nie ma innego wyjścia”.

Peter sam jest samochodowych włóczykijem. -To ciekawe jak wiele filmów drogi zrobiłem: „Głupi i głupszy”, „Sposób na blondynkę”, „Kręgłogłowi” - wspomina „Przemierzyłem Amerykę dokładnie 22 razy wzdłuż i wszerz. Z czego 16 takich wypraw solo. Uwielbiam wsiadać do samochodu i jechać przed siebie. To pomaga mi myśleć. Oczyszcza umysł. Coś mnie ciągnie do takich filmów drogi.

Według Nicka film „Green Book” to nie tylko historia jego rodziny, ale także opowieść o dwóch totalnie różnych ludziach i o tym jak się spotkali i zaprzyjaźnili, jak ta relacja zmieniła ich życie, spojrzenie na innych ludzi. To zdaniem Nicka, bardzo podnosząca na duchu opowieść i niezwykle potrzebna zwłaszcza w obecnych, pełnych podziału czasach.

- To jest film o widzeniu świata oczyma drugiej osoby. Na początku historii obaj bohaterowie nie mają ze sobą nic wspólnego, w ogóle nigdy nie powinni się spotkać, a tym bardziej zrozumieć i zaprzyjaźnić - wtóruje mu Brian Currie, jeden ze współscenarzystów filmu. „Przyjaźń niemożliwa istnieje!”

Nick poznał osobiście Shirley’a, kiedy miał 5 lat. - „Był jednym z najlepiej ubranych, eleganckich, uprzejmych, wykształconych ludzi, jakich znalem” - przekonuje Nick.  "Interesował się życiem naszej rodziny, bo tata był bardzo rodzinnym człowiekiem. Shirley często nas w domu odwiedzał a mnie i braciom przynosił upominki. Dostałem od niego wymarzone łyżwy. Pamiętam Don Shirleya w jego apartamencie w Carneggie Hall, kiedy byłem małym chłopcem. Tata mnie tam do niego czasem zabierał i to było tak, jakby ktoś nagle otwierał drzwi do królestwa „Czarnoksiężnika z Oz”. Don Shirley miał w pokoju najprawdziwszy… tron, wielkie pianino, świeczniki, żyrandole, egzotyczne skory, afrykańskie rzeźby.

Don Shirley był bardzo niemedialną, zamkniętą w sobie osobą, zostawił po sobie kilka zaledwie notatek. Wiadomo jednak, że w wieku zaledwie wieku 9 lat Shirley był już studentem pianistyki konserwatorium leningradzkiego. Zagrał swój pierwszy koncert z orkiestrą filharmoniczną w Bostonie, kiedy skończył 18 lat. Był wirtuozem muzyki klasycznej, zdobył wiele doktoratów i był wielojęzyczny. Igor Stravinsky uważał Dona Shirley’a za geniusza.

Nick się zamyśla… Tak, jest coś symbolicznego w fakcie, że po 50 latach przyjaźni Tony i Don niemal w tym samym czasie umarli. Tony 4 stycznia 2013 w wieku 82 lat, a Shirley 6 kwietnia 2013 roku w wieku 86 lat.

- Kiedy oglądasz filmy włoskie takie jak „Rodzina Soprano” czy „Ojciec chrzestny” to widzisz ,że kreują je specjalni aktorzy włosko-amerykańscy” - wyjaśnia Nick. „Jednak kwintesencją włoskości jest dla mnie Marlon Brando w „Ojcu chrzestnym”, który nie jest Włochem, no i ma irlandzkie korzenie, a wszyscy myślą, że to Włoch. On zagrał tam Włocha lepiej, niż niejeden prawdziwy Włoch. Viggo jest naszym Marlonem Brando”

Dla Nicka, Viggo kreujący Tony’ego naprawdę stał się jego ojcem. Twierdzi, że Viggo palił jak tata, mówił podobnie jak on, od razu go poczuł w sobie. Analizował wideo kasety, zdjęcia, studiował ojca, jeździł na Bronx, rozmawiał z jego przyjaciółmi, sąsiadami, znajomymi. Oglądał w telewizji „Rodzinę Soprano”, by nabrać akcentu.

- Viggo to jest wspaniały facet, profesjonalista w każdy calu, ktoś kto nigdy nie przestaje pracować - zauważa Brian. „Nawet kiedy jedliśmy lunch on nie przestawał dyskutować o roli. Zastanawiał się, jak ją ulepszyć. Nawet, kiedy wychodził na ulice, to nosił ciuchy z lat 60-tych, by się z nimi oswoić. Albo nieustannie nas pytał, czy to zdanie, ten wyraz brzmi lepiej? Czy zastąpić go innym synonimem? Nie widziałem bardziej zaangażowanego aktora do roli”.

Peter od początku widział w roli Tony’ego Vigga Mortensena. Kiedy przyszło do ostatecznej decyzji obsadowej i powiedział o tym Nickowi i Brianowi to oni uznali, że to niemożliwe, że Viggo nie będzie dostępny, nie zgodzi się i że jest bardzo wybredny w rolach. No ale w końcu nie mieli nic do stracenia, a więc napisali do niego.

To nie jedynie szaleństwo, na jakie się porwali. Wymyślili sobie, że Mahershala Ali zagra Dona Shirley’a. Był bardzo zajęty, bo właśnie podpisał kontrakt z HBO na „True Detective” ale bardzo go prosili, przekonywali. Zrobili mu próbne zdjęcia i stal się cud. I tak oto laureat Oscara za role w Moonlight powiedział „tak”.

- Byłem poruszony, że w filmie zagrała moja autentyczna rodzina, to jakby scenariusz wyskoczył w rzeczywistość i zabrał film w inne miejsce” - Nick nie ukrywa emocji. - Zobaczyłem nagle na ekranie mojego ojca, mamę, wujków , kuzynów, braci. Brat ojca Rudy zagrał swojego ojca i mojego dziadka Nicole Vallelongę. Brat mojej mamy Lou Venere zagrał swojego ojca i mojego dziadka od strony mamy. Ożyły moje wspomnienia.

Mieli taśmy z nagraniami Tony’ego, notatki z wywiadów z Shirleyem, fotografie, broszury, plakaty koncertów, mapy pokazujące ich drogę na południe, pocztówki, które Tony wysyłał do rodziny z podróży, listy do żony, pisane przez… Shirley’a pięknym, poetyckim językiem, o czym adresatka doskonale wiedziała. Do wykorzystania były także listy samej Dolores do Tony’ego. Czuło się w nich wielką, emocjonalną temperaturę miedzy małżonkami. Shirley nalegał, by Tony towarzyszył mu także w podróży do Europy ale Tony nie chciał na tak długo rozstawać się z rodziną.

- Pierwszy draft posłaliśmy Pete i on od razu wiedział, co z tego nadaje się do sfilmowania, co wzruszy widzów, co trzeba przerobić, co usunąć. Bo wie, jak filmy wpływają na emocje widzów i ich reakcje - przekonuje Brian. -On ma oko do detali, które są ważne i potrafi miksować śmieszne z poważnym. W filmie widzimy prawdziwych ludzi, dobrze osadzonych w realiach swojej epoki. Humor bierze się z kontrastu miedzy bohaterami, ale i uwiarygadnia sytuacje. Równowaga między humorem i powagą nadaje historii waloru autentyczności.

Czy Peter był dobrym reżyserem? - pytam Briana i Nicka - Peter nigdy nie dostawał furii na planie, był spokojny, żartował i naprawdę traktował nas jak partnerów” opowiada Brian. - On kreował dobrą atmosferę na planie. Powtarzał: kochani przecież, my robimy to, co kochamy i za co nam płacą, a wiec cieszmy się tym luksusem, nie psujmy go awanturami, które zwykle są codziennością planów.

-Ten film to był dla mnie totalny odjazd, coś nowego ale z drugiej strony ja od zawsze chciałem taki film zrealizować - zapewnia Peter „.Kiedy ludzie pytali mnie czy kiedyś zrobię dramat to zawsze odpowiadałem tak, kiedyś przyjdzie na to chwila i odejście od komedii. To tak, jakby pytali mnie, a kiedy się zakochasz? A to przychodzi, kiedy przychodzi, niezależnie od naszej woli. Albo nie przychodzi wcale” (śmiech!)

Mówił wszystkim, że pracuje nad swoim pierwszym dramatem ale jak się przyjrzeć jego bohaterom to bardzo dziwaczna to para. I zabawna. Często Don mówi rzeczy, których Tony nie rozumie i na odwrót. Stad bierze się humor, komizm sytuacyjny. Toni widzi w Donie aroganta i snoba a Don w Tony’m faceta niezbyt błyskotliwego, gburowatego, nieokrzesanego.

- Ten film powinni obejrzeć wszyscy młodzi ludzie, bo pokazuje, że jak człowiek chce zmian w swoim życiu to musi zacząć od siebie -  Peter wie, co mówi. „Tylko wtedy może też zmienić innych”.

Więcej o: