Akademia to klub białych mężczyzn. Brak różnorodności jest nie tylko szkodliwy, lecz także się nie opłaca

Wiktoria Beczek
Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej kręci film dla siebie i o sobie, a to oznacza, że zwykle Oscarami nagradza białych mężczyzn. To nie tylko szkodliwe ze względu na wykluczenie ogromnej części społeczeństwa, lecz także zwyczajnie się nie opłaca.

Tegoroczna ceremonia rozdania Oscarów będzie 91. z kolei. Przez niemal wiek nagrodę za reżyserię otrzymała tylko jedna kobieta - Kathryn Bigelow za "The Hurt Locker" w 2010 roku, a łącznie pięć było nominowanych.

A może w tym roku jakiejś kobiecie uda się zdobyć statuetkę numer dwa? Niestety nie. Wśród nominowanych do nagród za reżyserię nie znalazła się ani jedna kobieta, choć film Grety Gerwig "Małe kobietki" zdobył sześć innych nominacji. 

Męskie i kobiece filmy

Podnoszą się oczywiście głosy, że nominację czy później nagrodę otrzymuje się za film, a nie za płeć. W rozmowie z USA Today prof. Stacy L. Smith z USC Annenberg School for Communication and Journalism tłumaczyła, że to bardzo uproszczona wizja zdefeminizowanego świata. - Domyślnie reżyserka jest angażowana, gdy film ma opowiadać historię dziewczyny lub kobiety, a wiemy, że takich filmów powstaje mniej niż tych, których głównymi bohaterami są mężczyźni. Oczywiście ograniczenie to nie dotyczy białych mężczyzn-reżyserów. Dopóki reżyserki nie będą tak samo angażowane do pracy przy historiach o mężczyznach, będziemy robić tylko malutkie kroki w stronę równości - ocenia Smith, która obliczyła, że na sto najbardziej dochodowych filmów 2018 roku tylko cztery wyreżyserowały kobiety.

Z kolei Kristopher Tapley z "Variety" podnosi, że filmy reżyserowane przez kobiety są znacznie mniej promowane przez wytwórnie. "Nominacje to polityczny proces, kwestia pieniędzy, jakie są przeznaczane na kampanie… I wciąż to trochę klub starszych panów" - uważa dziennikarz.

Magazyn wskazuje zresztą konkretne nazwiska, które mogłyby z powodzeniem rywalizować o nagrodę dla najlepszego reżysera. Lynne Ramsay za "Nigdy cię tu nie było", Debra Granik za "Zatrzyj ślady", Marielle Heller za "Can You Ever Forgive Me?", Chloé Zhao za "Jeźdźca", Tamara Jenkins za "Życie prywatne", Mimi Leder za "On the Basis of Sex"...

Marielle Heller (na zdjęciu z Mattem Porterfieldem, Jedem Dietzem i Lodgem Kerriganem) wymieniana jest wśród reżyserek, które zasłużyły na nominację.Marielle Heller (na zdjęciu z Mattem Porterfieldem, Jedem Dietzem i Lodgem Kerriganem) wymieniana jest wśród reżyserek, które zasłużyły na nominację. Wikimedia Commons

Oscary takie białe

Kobiety to niejedyna grupa, która nie jest w świecie filmu reprezentowana zgodnie z tym, jak faktycznie wygląda przekrój społeczeństwa. Do tego dochodzi podnoszona już od jakiegoś czasu kwestia "białości" Oscarów. W 2015 roku nominowani byli wyłącznie biali aktorzy i aktorki. Ostatni taki przypadek miał miejsce prawie 20 lat wcześniej. Widzowie mieli dosyć - w sieci pojawiło się określenie "Oscars so white" [ang. Oscary takie białe], które szybko przedostało się do mediów i zostało nieoficjalnym tytułem rozdania sprzed czterech lat. A przypomnijmy, że w USA jako nie-białe identyfikuje się 40 proc. społeczeństwa.

W tym roku jest nieco lepiej, na 20 nominacji cztery przypadły osobom nie-białym. Szczególnie "czarna" jest najważniejsza z kategorii - wśród ośmiu filmów znalazł się obraz "Czarne bractwo. BlacKkKlansman", który opowiada o nienawiści ze względu na kolor skóry oraz “Czarna Pantera", pierwszy film o czarnoskórym superbohaterze, którego etniczność jest kluczowa dla obrazu (w przeciwieństwie np. do bohatera filmu "Blade"). Szczególnie "Czarna Pantera", który jest też pierwszym nominowanym do Oscara filmem o superbohaterach, zdaje się być próbą pokazania, że Oscary nie są już "takie białe". Jednocześnie warto zauważyć, że choć film dostał aż siedem nominacji, to nie otrzymała jej autorka zdjęć Rachel Morrison, która w ubiegłym roku była nominowana za swoją pracę przy "Mudbound".

Równość? Będzie za 50 lat

W USC Annenberg School powstały badania, z których wynika, że w ostatnim czasie studia produkcyjne zaczęły zatrudniać więcej czarnoskórych reżyserów. Nie dotyczy to jednak kobiet i Azjatów. W przypadku tych pierwszych jest jeszcze gorzej niż było - procent kobiet, które reżyserowały filmy z listy 250 najbardziej dochodowych, spadł z 11 do 8 procent.

W dłuższej perspektywie czasowej liczby są pozornie nieco pocieszające, ale już nie wnioski z nich płynące. Women Media Center, które skrupulatnie liczy udział kobiet w przemyśle filmowym, podaje, że w od 2006 roku udział kobiet wśród nominowanych w kategoriach innych niż aktorskie wzrósł z 18 do 25 procent. "Zgodnie z tymi obliczeniami, potrzeba 50 lat, aby kobiety były w równym stopniu reprezentowane przez Akademię. Liderzy w tej branży muszą zacząć zatrudniać więcej kobiet, zwłaszcza nie-białych, przed i za kamerami" - czytamy.

"Huffington Post" wyliczał, że w 2014 roku ceremonię oglądały 43 miliony ludzi w 200 krajach na świecie. “Od 87 lat Oscary są świętem filmu. Informacja, która idzie w świat, brzmi: niektóre głosy są mniej ważne od innych” - wyjaśniano,

Ale Akademia nagradza filmy dla siebie i o sobie. Bo kim są jurorzy oscarowi? W 2012 roku gremium składało się niemal wyłącznie z białych członków (94 proc.), a do tego w większości mężczyzn (77 proc.).

Różnorodność się opłaca

Wielu oburzy się pewnie, że ta cała inkluzywność to jakiś "lewacki" pomysł. Ale to nieprawda. Jak podaje IndieWire, raport Nielsena z 2015 roku wskazał korelację między różnorodnością wśród nominowanych w najważniejszych kategoriach a widownią - im więcej różnorodności, tym więcej widzów. Biorąc zaś pod uwagę fakt, że przychody z transmisji ceremonii są znaczną częścią przychodów Akademii, jurorom po prostu się to opłaca.

Więcej o: