Paweł Pawlikowski, nim zdobył Oscara, robił za granicą filmy od lat. Ale to te kręcone w Polsce są wyjątkowe

Paweł Pawlikowski to reżyser, który stworzył pierwszy polski film nagrodzony Oscarem dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. "Ida" wygrała tę nagrodę w 2014 roku, a w 2019 jego kolejny obraz - "Zimna wojna" - ma szansę na statuetkę aż w trzech kategoriach. Kim jest twórca tych odnoszących sukcesy polskich produkcji?
Zobacz wideo

W nocy z 24 na 25 lutego odbędzie się gala wręczenia Oscarów - będziemy ją relacjonować na Gazeta.pl. Bądź z nami, zapraszamy!

Paweł Pawlikowski
o swoim życiu prywatnym opowiadać nie lubi, o sztuce ma do powiedzenia wiele. Nie da się jednak zaprzeczyć, że to jego niecodzienna biografia wpłynęła na to, jak patrzy na świat i na to, jak robi filmy.

Pawlikowski jest rzadkim, jeśli nie jedynym, przypadkiem polskiego reżysera, który zaczął swoją karierę od kręcenia filmów dokumentalnych w języku angielskim, a uznaniem dla swojej twórczości za granicą cieszył się na długo zanim w Polsce ktoś rozpoznawał jego nazwisko. Reżyser już miał na koncie istotne nagrody filmowe, od Emmy zaczynając na BAFCIE kończąc, kiedy jego "Idę" nagrodziła też Amerykańska Akademia Filmowa.  

Mimo licznych sukcesów i nagród za anglojęzyczne produkcje, Oscara dostał dopiero za pierwszy film po polsku  – „Idę”. Jego wykształcony przez lata pracy dla BBC warsztat filmowy rozkwitł w swojej pełnej krasie, kiedy wrócił do rodzinnego kraju. Ale wszystko po kolei.

Paweł Pawlikowski - jak to wszystko się zaczęło?

Paweł Pawlikowski urodził się 15 września 1957 roku w Warszawie. Większość dorosłego życia spędził w Wielkiej Brytanii. W wieku 14 lat wyprowadził się tam z matką - byłą baletnicą, która później wykładała na UW język angielski. Mimo to w momencie wyprowadzki języka nie znał, uczył się go już po przyjeździe, co dodatkowo utrudniło mu aklimatyzację w nowym miejscu. Na początku trafił do katolickiej szkoły, z której zresztą go relegowano za niesubordynację. Chciał zostać hippisem, trochę też grał w rockowym zespole i komponował jazzowe utwory.

W Londynie i Oksfordzie studiował literaturę i filozofię. Pisał wtedy wiersze, a jego dysertacja dotyczyła poety Georga Trakla - reżyser miał nadzieję, że dzięki temu jego własna twórczość w tym zakresie się rozwinie. W wywiadzie wyznał:

Myślałem, że coś wyniknie z tego obcowania z poetą. Ale nic nie wynikło: zrozumiałem, że nie mam języka, w którym mógłbym się z pełną swobodą poruszać - mówił w rozmowie z "Newsweekiem". 

Nie został poetą, ale znalazł swoją ścieżkę. Właśnie w Oksfordzie zapisał się na pierwsze warsztaty filmowe. W 1986 roku dostał się do programu BBC dla młodych filmowców - Community Programme Unit. Zaczynał karierę od filmów dokumentalnych, najczęściej poświęconych Rosji lub Bałkanom. Dlaczego? W rozmowie z "Rzeczpospolitą" powiedział:

Dużego „kopa" daje mi historia. Dlatego kiedy robiłem dokumenty, wolałem robić je na Bałkanach lub w Rosji, tam gdzie czuło się ją na każdym kroku.

Jego pierwszy dokument "Palace Life" o Tadeuszu Konwickim ukazał się w 1991 roku. Pawlikowski robił dokumenty na tyle skutecznie, że już za swój następny film "Z Moskwy do Pietuszek z Wieniediktem Jerofiejewem" dostał Emmy International Award i Prix Italia za Najwyższe Wartości Artystyczne na festiwalu w Pesaro.

'Z Moskwy do Pietuszek z Wieniediktem Jerofiejewem''Z Moskwy do Pietuszek z Wieniediktem Jerofiejewem' reż. Paul Pawlikowski, BBC, Wielka Brytania

To była specyficzna forma dokumentu - wariacja na temat książki Jerofiejewa, z której wyszła opowieść o cierpiącym na raka pisarzu-alkoholiku i obraz Rosji po pierestrojce jednocześnie. Co ciekawe, BBC nie było nim zachwycone na samym początku:

Był moment, że BBC jakby wstydziło się tego obrazu. Dzięki Bogu akurat ten film zdobył nagrodę Emmy, a jego krytycy mogli się zamknąć - mówił Pawlikowski w jednym z wywiadów.

Nic dziwnego, miał bardzo nieszablonowe podejście do tego, jak chce robić filmy. Fiachrze Gibbonsowi z "Guardiana" tłumaczył:

Chciałem, by moje filmy były rodzajem anty-dziennikarstwa. Żeby przemawiały przez postaci, obrazy, paradoksalne sytuacje, żeby wywoływały konsternację, a nie spłaszczały tematów. 

Sam też przyznał w wywiadzie dla brytyjskiego "The Telegraph", że specjalnie decyduje się na niestandardowe rozwiązania:

Mam taką głupią ambicję, żeby kręcić filmy inne od wszystkich, które dotychczas powstały, mające własną logikę, przykuwające uwagę widza, ale nie dające mu szansy na przewidzenie po 10 minutach oglądania, co się wydarzy.

Pierwszy film fabularny -"Ostatnie wyjście" - nakręcił dopiero w wieku 43 lat i od razu dostał nagrodę BAFTA dla "najbardziej obiecującego twórcy". W nim opowiedział o rosyjskiej imigrantce, która stara się o azyl w Wielkiej Brytanii.

'Ostatnie wyjście' | kadr'Ostatnie wyjście' | kadr reż. Paweł Pawlikowski / Wielka Brytania

Jego następny film, "Lato miłości", pokazywał historię romansu dwóch nastolatek pochodzących ze skrajnie różnych grup społecznych. Dzięki niemu Pawlikowski wygrał następną BAFTĘ - tym razem dla najlepszego filmu brytyjskiego w 2005 roku.To właśnie ta produkcja dała początek dynamicznej karierze słynnej już obecnie aktorki Emily Blunt. 

'Lato miłości' / kadr'Lato miłości' / kadr reż. Paweł Pawlikowski, Wielka Brytania

W 2005 roku zaczął kręcić "The Restraint of Beasts", ale rok później projekt musiał zarzucić, co dało początek pięcioletniej przerwie. U jego żony niespodziewanie wykryto raka w zaawansowanym stadium. Nie wiadomo o niej wiele poza tym, że była Rosjanką. W rozmowie z "Polityką" reżyser tak komentuje swoją decyzję o tymczasowym zarzuceniu kariery:

Moja żona niespodziewanie zachorowała na raka. Wolałem się nią opiekować, niż być na planie. Wybrałem życie, nie sztukę.

Po śmierci żony postanowił zająć się rodziną i opieką nad swoimi nastoletnimi dziećmi - córką Marią i synem Wiktorem. W tym czasie uczył w szkole i pisał scenariusze, w tym pierwsze wersje "Idy" i "Zimnej wojny".

Dzieci się usamodzielniły i przyszedł czas na powrót do pracy reżyserskiej. Pawlikowski przeprowadził się do Paryża, kiedy dostał propozycję ekranizacji thrillera "Kobieta z piątej dzielnicy" z Ethanem Hawkiem w roli głównej. Film okazał się komercyjną klapą. W rozmowie z "Rzeczpospolitą" tak to komentuje:

Książka Douglasa Kennedy'ego była thrillerem lotniskowym, z zakręconą intrygą, trupami, policją itd. Od siebie dodałem schizofrenicznego bohatera i postać dziewczyny, Polki mogącej go uratować, przypominającej trochę kelnerkę z „Popiołu i diamentu". Powstała dziwna hybryda, ni thriller, ni dramat, ni fantasmagoria.

Co ciekawe, rola Polki została specjalnie napisana dla Joanny Kulig. Aktorka i reżyser spotkali się kilka lat wcześniej w sprawie innego projektu, w którym jednak nie wzięła udziału. Pawlikowski o niej nie zapomniał. Tadeuszowi Sobolewskiemu z "Gazety Wyborczej" powiedział:

Do tego francuskiego filmu napisałem dla niej cały wątek. Joanna miała być smakiem Polski.

'Kobieta z piątej dzielnicy''Kobieta z piątej dzielnicy' reż. Paweł Pawlikowski

Jak sam przyznaje film "Kobieta z piątej dzielnicy" nie był udany z kilku powodów. W wywiadzie dla "The Guardian" tak to tłumaczył:

Moje filmy zawsze są odzwierciedleniem tego, na jakim etapie życia jestem. Wtedy myślałem, że jestem normalnym reżyserem robiącym normalne filmy. Wyszedł o tym film o facecie zagubionym w dziwnym mieście - i ja byłem facetem zagubionym facetem w dziwnym mieście. 

Reżyser wrócił do Londynu, gdzie uczyły się i pracowały jego dzieci. Ale ciągle nie mógł sobie znaleźć tam miejsca. Postanowił wtedy wrócić do korzeni i pojechać na jakiś czas do Warszawy, odwiedzić stare kąty. 

Udało mu się nawet znaleźć na Mokotowie mieszkanie niedaleko miejsca, w którym mieszkał w dzieciństwie. Tak zaczął wracać do swojej przeszłości, co dało początek pracom nad oscarową "Idą".

Pierwszy polski film Pawlikowskiego 

"Ida" była dla reżysera podróżą w przeszłość - w trakcie przygotowań do filmu objechał cały kraj, wróciły do niego wspomnienia z dzieciństwa. W wywiadzie z "Rzeczpospolitą" powiedział:

Tak naprawdę wszystkie moje filmy są osobiste. Może dlatego tak długo we mnie dojrzewają.

Faktycznie, mówiło się, że "Ida" opowiadająca o młodej zakonnicy, która odkrywa wojenną i dramatyczną historię swojej żydowskiej rodziny jest obrazem po części biograficznym.

'Ida''Ida' reż. Paweł Pawlikowski

Pawlikowski ma żydowskie korzenie, o czym sam dowiedział się późno w swoim życiu. Jego babcia była Żydówką i zginęła w Auschwitz - ojciec reżysera rzadko jednak o tym opowiadał, bo nie chciał, żeby ludzie oceniali go przez pryzmat tej historii. Pawlikowski mówi więc, że "Ida" w istocie jest filmem o poszukiwaniu tożsamości czy o uniwersalnych wartościach, w tym chrześcijańskich. "Rzeczpospolitej" powiedział:

Ja wolę psychologicznie prawdziwe, uniwersalne opowieści o ludziach, żyjących w świecie naznaczonym przez historię. W takich filmach historia ożywa, nabiera barw, prawdy.

Nie zaprzecza, że w "Idzie" dużo było jego osobistych doświadczeń. Podkreślał jednak w rozmowie z "Polska. The Times", że to nie jest dokładne odwzorowanie historii:

Ale też nie są to moje wspomnienia przełożone na film jeden do jednego - one są bardzo mocno przetworzone. W "Idzie" stworzyłem wyimaginowaną rzeczywistość, poskładaną z pojedynczych zdarzeń, także tych odwołujących się do mojej przeszłości.  

Reżyser nie ukrywa też, że "Zimna wojna" powstała w oparciu o historię miłosną jego rodziców:

Rodzice byli nietypową parą. Ich związek i życiowe zakręty – rozstania, powroty, wyjazd za granicę... Wszystko to głęboko we mnie tkwiło. Ich skomplikowana miłość jest dla mnie jak gdyby matką wszystkich historii miłosnych.

Główni bohaterowie nawet noszą te same imiona - Zula i Wiktor. Są jednak pewne różnice: ojciec reżysera był lekarzem, filmowy Wiktor jest dyrygentem, Zula filmowa to przede wszystkim piosenkarka, jego matka była baletnicą. Pawlikowski nie kryje, że "Ida" i "Zimna wojna" to filmy, które łączą go z młodością i Polską. A oprócz tego uważni widzowie mogli zauważyć, że w obydwu filmach pojawia się to samo rozdroże, na którym stają bohaterowie. Ponoć nie udało się w Polsce znaleźć żadnego ładniejszego.

Zobacz wideo

Jak pracuje Paweł Pawlikowski?

Pawlikowski ma specyficzny tryb pracy polegający w dużej mierze na improwizacji. Reżyser słynny już jest z tego, że robi bardzo dużo powtórzeń tych samych scen - Joanna Kulig opowiadając o pracy na planie "Zimnej wojny" mówiła, że dubli było tak dużo, iż wprowadzały ją w stan specyficznej medytacji, która ją wyciszała i paradoksalnie pozwalała jej pokazać odpowiednie emocje.

'Zimna wojna''Zimna wojna' KINO ŚWIAT

Pawlikowski, pisząc scenariusze, czerpie też dużo z własnych przeżyć. Postać prokuratorki Wandy z "Idy" była wzorowana na dwóch kobietach. Jedną z nich filmowiec poznał wiele lat wcześniej, jeszcze w latach 80. Mowa o Helenie Wolińskiej, prokurator, która w stalinowskiej Polsce lat 50. skazywała ludzi na śmierć. Pawlikowski chciał nawet nakręcić o niej film dokumentalny, na co się nie zgodziła. Filmową Wandę pomogła też stworzyć Julia Brystygierowa, znana jako Krwawa Luna - pułkownik NKWD, znana sadystka. Ich cechy łączy bohaterka odgrywana tak doskonale przez Agatę Kuleszę.

Film otwarty   

Co więcej, nigdy nie ma ostatecznej wersji scenariusza - jest ich kilkadziesiąt. Treść dynamicznie się zmienia w zależności od tego, co dzieje się na planie. Pawlikowski włącza do procesu twórczego całą ekipę filmową, każdy tam może wnieść od siebie. Wszyscy razem rzeźbią tę materię, aż osiągną odpowiedni efekt. Kiedy wiadomo, że jest dobrze? Tadeusz Sobolewski usłyszał:

Kiedy wymyślam czy kręcę jakąś scenę, jedynym kryterium jest mój gust i intuicja: czy mnie się to podoba? Czy chciałbym to zobaczyć na ekranie?

To proces otwarty:

Cały czas lepię film na nowo. Nawet w trakcie kręcenia stale coś wyrzucam, coś wymyślam, czując coraz dokładniej, jaki ten film ma być. Film żyje swoim życiem.

Dlatego zawsze może zjawić się tam nowa postać, która dużo zmieni w historii. Pawlikowski pracuje więc metodą eliminacji, nie zastanawia się za dużo nad formą, bo ta kształtuje się samoistnie gdzieś po drodze. Choć jedno jest jasne:

Robię filmy wizualne, dużo zawieram w obrazie. To kosztowne, bo w każdej scenie trzeba długo dłubać – i w obrazie, i w aktorach. 

Ale tak naprawdę trudno to wszystko zamknąć w jakiejkolwiek kategorii. Zanim Paweł Pawlikowski przeprowadził się na stałe do Warszawy, w wywiadzie z "Newsweekiem" powiedział, że to łączy się z jego płynną tożsamością:

Sentymentalnie jestem związany z Polską, no ale nie jestem takim „normalnym” Polakiem, przesiąkłem wieloma miejscami. Moja zmarła żona była Rosjanką, filmy robię w Anglii i tam twierdzą, że widać w nich perspektywę obcokrajowca. W Polsce z kolei mówiono o „Lecie miłości”, że to taki angielski film.

I chodzi tu nie tylko o kwestię narodowości, ale także o to, jak tworzy filmy:

Jak robiłem dokumenty, podkreślano, że są bardzo wykreowane; jak robię fabułę, słyszę: „Widać, że dokumentalista”. Nie pasuję do żadnych kategorii, nie tylko narodowych. Już jako 14-latek wymknąłem się z kontekstu i tak brnę dalej w nieznane.

Choć brnie w nieznane, to jednak wiadomo, gdzie nie chce się znaleźć. Mimo że liczne propozycje płyną, to nie wybiera się on do Hollywood i woli zostać w Polsce. Zapewnia w rozmowie z "Rzeczpospolitą":

Poza tym nie mam już ani czasu, ani ochoty, żeby zaszyć się na rok czy dwa w Hollywoodzie. Mam tu fajne życie, żonę, dzieci, psa. No i jeszcze kilka tematów, które mnie kręcą.

Czy wyjdą z tego kolejne Oscary, przekonamy się za kilka lat. 

Więcej o: