Paweł Pawlikowski chwilę przed rozpoczęciem 91. gali rozdania Oscarów powiedział polskim reporterom, że wątpi w swoją wygraną. Niestety niewiele się pomylił.
"Zimna wojna" w tym roku nie wygrała Oscara dla najlepszego filmu zagranicznego, ale tego właśnie sam się spodziewał reżyser filmu, Paweł Pawlikowski. Chłodno wykalkulował, że ta przegrana łączy się najprawdopodobniej z dużo bardziej kosztowną promocją filmu meksykańskiego reżysera, Alfonso Cuarona:
Po prostu jest bardzo mocna konkurencja w tym roku, bardzo mocna konkurencja też w PR-rze. Tyle pieniędzy poszło z różnych źródeł... To nie jest to samo, co europejskie nagrody, gdzie członkowie akademii wybierają bez żadnych wpływów - tłumaczył reporterom przed galą.
Nie jest to szczególnym zaskoczeniem, już po ogłoszeniu nominacji do Oscarów podobną opinię wyraził w rozmowie z Gazeta.pl krytyk filmowy Łukasz Muszyński. Uwiadomił nam, że Netflix bardzo się przyłożył do promocji filmu Cuarona, na którą wydano najwięcej pieniędzy w tej dekadzie (ponoć 25 mln dolarów), a przynajmniej od czasów filmu "Socialnetwork". Dystrybutor szczególnie zadbał o to, żeby dopieścić członków komisji oscarowej i wysłał im m.in. listy z podziękowaniami od Aparicio z czekoladą wartą nawet 100 dolarów.
"Roma" to najnowszy film nagrodzonego Oscarem za "Grawitację" reżysera Alfonso Cuarona. Filmowiec podobnie jak Paweł Pawlikowski nakręcił bardzo osobisty film w oparciu o rodzinną historię. Skupił się na postaci swojej młodej niani, która zaszła w nieślubną ciążę w ultrakatolickim Meksyku lat 70.
Podobnie jak w przypadku "Zimnej wojny" zdjęcia do meksykańskiego filmu są czarno-białe. Akademia Filmowa postanowiła także w tej kategorii nagrodzić "Romę". Ogółem obraz dostał 10 nominacji do Oscara.
Co najważniejsze w tym wszystkim, to fakt, iż "Roma" jest dziewiątym nominowanym i pierwszym meksykańskim filmem, który wygrał Oscara w tej kategorii.