"Once Upon a Time in Hollywood'' już w tym roku ma wejść na ekrany kin. Projekt wzbudza bardzo duże zainteresowanie mediów na całym świecie, ale na razie znaliśmy tylko mgliste zarysy fabuły osadzonej w 1969 roku w Hollywood. Im bliżej jednak do lipcowej premiery, tym więcej się dowiadujemy o samym filmie i jego zamyśle. David Heyman i Shannon McIntosh to para producentów pracujących przy projekcie Quentina Tarantino i właśnie uchylili rąbka tajemnicy.
David Heyman i Shannon McIntosh w rozmowie z Entertainemt Weekly bardzo wyraźnie podkreślili, że wbrew temu, co wcześniej pisano, "Once Upon a Time in Hollywood" nie będzie opowiadać o krwawej historii mordów, których dopuścił się Charles Manson i jego sekta pod koniec lat 60. Nie będzie to także film opowiadający stricte o morderstwie ciężarnej Sharon Tate, żony Romana Polańskiego.
Film będzie się przede wszystkim skupiać na postaciach odgrywanych przez Leonardo DiCaprio i Brada Pitta. Wcielają się kolejno w przebrzmiałego gwiazdora telewizyjnych westernów Ricka Daltona i Cliffa Bootha, jego przyjaciela i zawodowego kaskadera. Obaj panowie próbują się na nowo odnaleźć w zmieniającym się przemyśle filmowym i mają z tym niemały kłopot.
Niemniej Charles Manson i mordercze dokonania jego sekty są ważnym punktem odniesienia w całej fabule. W roli Mansona zobaczymy australijskiego aktora Damona Herrimana, a jego filmowymi wyznawczyniami zostały Margaret Qualley, Dakota Fanning i znana z głośnego serialu HBO "Dziewczyny" pisarka Lena Dunham.
Producenci podkreślają też, że najbardziej ich ekscytuje, że udało im się doprowadzić do tego, że Brad Pitt i Leonardo DiCaprio grają w końcu razem w jednym filmie Quentina Tarantino. McIntosh pracowała z Bradem Pittem przy "Bękartach wojny", a z DiCaprio przy "Django". Teraz mówi:
Nie mogę się doczekać, aż świat zobaczy występ Brada w tym filmie. Jest taki charyzmatyczny i cudowny. Myślę, że jest tu tym Bradem, którego ludzie pokochali lata temu. A teraz kiedy gra u boku Leo, łatwo zauważyć, że jego gra aktorska jest tu niesamowita.
Heyman z kolei zwraca uwagę na to, że pomiędzy głównymi bohaterami jest interesująca dynamika. Grany przez DiCaprio Rick ma problem z tym, że nie jest "gwiazdą filmową, jaką miał nadzieję być. On się zmaga - jest pracującym aktorem, ale nie jest rozpoznawalny". Postać grana przez Brada Pitta jest z kolei totalnym przeciwieństwem swojego przyjaciela - jest wyluzowany i dobrze mu z tym, że jest kaskaderem. Heyman podkreśla:
To film o ich przyjaźni i jej sile, która się ujawnia, kiedy każdy z nich wyrusza w swoją stronę.
Producent dodaje też, że w historii pojawia się postać Sharon Tate, bo jest świetnym symbolem tamtej ery:
Sharon została zmitologizowana przez okrutne morderstwo, ale tu ją zobaczycie jako osobę - jej urok osobisty, entuzjazm i niewiarygodne ciepło. (...) Reprezentuje niewinność i utraconą niewinność, która została zniszczona wraz z jej śmiercią.
Producenci podkreślają, że Margot Robbie i Quentin Tarantino bardzo przyłożyli się, by sportretować Sharon Tate jak najlepiej. Co najważniejsze, siostra zmarłej aktorki dała im swoje poparcie. Reżyser chciał mieć też pewność, że Debra Tate będzie zadowolona z tego, jak pokażą Sharon. I to się im ponoć udało. To o tyle ważne, że wszyscy myśleli, że film będzie opowiadał o Mansonie.
Heyman zdradza też, że ta produkcja jest jednym z najbardziej osobistych filmów Tarantino, który chciał pokazać, jak wyglądały czasy jego dzieciństwa - stąd duży pietyzm w doborze kostiumów, odtwarzaniu scenerii i doborze muzyki, z czego reżyser szczególnie jest znany.
Film będzie miał premierę kinową 26 lipca. Ciągle nie wiadomo, czy uda się go wyświetlić w Cannes.