"Avengers: Koniec gry". Czy film się nabija z nadwagi Thora? [ANALIZA]

Wszystkie istotne informacje dotyczące filmu "Avengers: Koniec gry" były trzymane w tajemnicy do absolutnie ostatniej chwili, nawet tytuł poznaliśmy stosunkowo późno. Poprzez sprytny montaż zwiastunów, twórcom filmu udało się także ukryć, że nordycki bóg piorunów, atletyczny i silny Thor, znacznie przytył w wyniku ciężkiej depresji. Wielu fanów było rozczarowanych, że właśnie z powodu tej nadwagi pojawiły się żarty w dialogach.
Zobacz wideo

"Avengers: Koniec gry" jest obecnie najczęściej oglądanym filmem w kinach na całym świecie, produkcja zarobiła już grubo ponad dwa miliardy dolarów i zyskała większy dochód niż kasowy "Titanic" Jamesa Camerona. Najnowszy film Marvela stanowi też pożegnanie z kilkoma ważnymi bohaterami, kończy także trwającą 11 lat erę produkcji o dokonaniach drużyny tytułowych Mścicieli. "Koniec gry" definitywnie zmienił tamto uniwersum i odcisnął na wszystkich postaciach mocne piętno. Bo narracja poszła zupełnie wbrew temu, do czego jesteśmy przyzwyczajeni.

"Avengers: Koniec gry". Dlaczego Thor przytył?

Poprzednia część produkcji czyli "Avengers: Wojna bez granic", skończyła się dramatycznie. Ten zły, czyli Thanos, wygrał. Unicestwił połowę żyjących w całym wszechświecie istot. Avengersi, czyli ci dobrzy, nie zdążyli go powstrzymać. I z tą traumatyczną świadomością widzowie trwali do premiery "Końca gry".

Bardzo długo musieli czekać na ciąg dalszy tej historii i już od samego początku nowego filmu robiło się jeszcze gorzej. Avengersi spóźnili się i nie byli w stanie już "odkręcić" tego, co Thanos zrobił. Zniszczył bowiem potrzebne do tego narzędzia. 

Materiały promocyjneMateriały promocyjne fot. Marvel Studios, 'Avengers: End Game'

W tamtej chwili bóg Thor doszedł do wniosku, że zawiódł na całej linii i nie ma już żadnego sposobu, żeby naprawić wyrządzone zło. Thor zaczął się obwiniać, że nie zapobiegł globalnej katastrofie i nie uratował brata przed śmiercią. I choć osobiście zabił odpowiedzialnego za krzywdy Thanosa, nie dało mu to ukojenia. Był zwyczajnie załamany.

Następnych pięć lat spędził w ukryciu w Nowym Asgardzie. Tam też superbohater, bóg władający piorunami, pogrążony w depresji, pełen pretensji do samego siebie i cierpiący na zespół stresu pourazowego, traci wiarę w swoje możliwości i zapija swoje urazy hektolitrami browarów. Z domu wychodzi tylko po to, żeby przynieść sobie więcej piwa. Kiedy po upływie tego czasu zjawiają się Hulk i szop Rocekt, by przekonać go do tego, by pomógł im odzyskać utracone kamienie, widzą, że zmieniło się nie tylko jego zachowanie.

Thor jest zwyczajnie zaniedbany - skołtunione włosy i broda oraz tak zwany mięsień piwny pokazują, jak bardzo jego zły stan psychiczny wpłynął także na jego wygląd fizyczny. Zmiana jest uderzająca.

I ludzie w większości nie mają naprawdę problemu z tym, żeby zrozumieć, że Thor przytył, bo trauma po utracie bliskich była dla niego tak trudnym przeżyciem. Łatwo też zauważyć, że zachowuje się jak ktoś, kto zupełnie nie wierzy w swoje możliwości. Jednak zdaniem choćby Lacey-Jade Christie z "The Guardian" jego nadwaga stała się też przyczynkiem do kilku żarcików, które wydają się jej nie na miejscu w obecnych czasach.

W swoim tekście napisała, że serce jej się krajało, kiedy w kinie ludzie się zaśmiali na widok Thora z nadwagą, który pijany niezdarnie potyka się we własnym domu. Jej zdaniem śmiali się z niego dlatego, że Thor przytył, a przecież osoby z nadwagą są powodem do żartów. Dodała, że jest "w szoku, zła i zraniona". 

Felietonistka podkreśla, że rozumie, iże Thor uciekł w jedzenie i alkohol w ramach reakcji na tak duży stres. Jej zdaniem jednak filmowcy użyli jego nadwagi, by wprowadzić żarty, które mają rozładować poważny ton filmu. Podkreśliła, że jej zdaniem żarty z jego wagi wykorzystywały tanie stereotypy i były naprawdę zbędne, bo wiele osób mogło poczuć się głęboko nimi dotkniętych i zranionych.

No dobrze, były takie potencjalnie wątpliwe krotochwile w dialogach. Kiedy pierwszy raz Thora widzi złośliwy szop pracz Rocket, mówi mu, że wygląda jak "roztopione lody". Tony Stark woła do Thora per "Lebowski", a jak pamiętamy Jeff Bridges w filmie "Big Lebowski" nie jest przykładem wysportowanego mężczyzny. Nawet sympatyczny porucznik Rhodey na pytanie "jak myślisz, co płynie w moich żyłach" odpowiada, że pewnie "roztopiony ser", zaś sama Freya, czyli jego matka, mówi mu na pożegnanie, żeby zjadł sałatkę. To mniej więcej tyle na trzygodzinny film.

Faktycznie, brzmi to złośliwie, ale też np. kilu eseistów podkreśla, że trzeba też wziąć pod uwagę kilka istotnych czynników. Ethan Anderton zauważa, że scenarzyści starali się pokazać, jak bardzo bohaterowie filmu się zmieniają pod wpływem trudnych doświadczeń.

Szop pracz jest złośliwą kreaturą, ale jednak im dłużej z Thorem przebywa, tym bardziej stara się mu pomóc i odpuszcza z docinkami, bo sam zmaga się ze stratą bliskich mu osób. Rhodey jest od kilku lat w przyjacielskich stosunkach z bogiem piorunów, więc pozwala sobie na złośliwość, żeby zachęcić go raczej do tego, by zaczął o siebie dbać, niż żeby go wyśmiać. Kiedy Stark nazywa Thora Lebowskim, robi to, bo władca Asgardu jest ubrany niemal identycznie jak Big Lebowski - tłumaczy w swoim felietonie Anderton na slashfilm.com. 

'Avengers. Koniec gry' / kadr'Avengers. Koniec gry' / kadr fot. Marvel Studios / Materiały prasowe

Przyznaje przy okazji też, że sam jest facetem z nadwagą i może osobiście potwierdzić, że jego mama z troski mówiła mu dokładnie to samo - "żeby zjadł sałatkę".

Z kolei Vince Hoover w tekście na stronie Screengeek pisze wprost, że dla wielu komizm w tej sytuacji nie wynikał z tego, że Thor jest gruby. Jego zdaniem chodzi o dramatyczną zmianę, jaka zaszła w jego zachowaniu i wyglądzie przy okazji. Hoover podkreśla, że Thor "stał się kpiną na własny temat" i to na własne życzenie. Kwestia leży w tym, że Thor tak bardzo sobą gardzi i tak bardzo wypiera problem, że nie jest w stanie sobie z nim poradzić. Thor nie chce się sam przed sobą przyznać, że ma depresję. A lekceważy się tak bardzo, bo obwinia się za wszystko.

Wszyscy jednak zgodnie potwierdzają, że film doskonale pokazuje trudną drogę, jaką przechodzi bohater, nim w końcu czuje się znowu godny swojego poprzedniego życia. Zmianę widać już w scenie, w której przywołuje swój magiczny młot po ważnej rozmowie z matką.

Mjolnir ma tę właściwość, że może używać go tylko godna tego osoba. I ten młot, nawet po wielkiej porażce Thora, jak sam o sobie myśli, wpada prosto w jego dłonie. Thor sam nie wierzył, że on, facet, który zawiódł na całej linii, a do tego się roztył, wpada w panikę w nieodpowiednich momentach i boi się, że znowu wszystko schrzani, jest godny samego siebie z przeszłości i tego, by dzierżyć tę broń. A jednak z filmu jednoznacznie wynika, że żadne z wydarzeń, które tak nadszarpnęły jego psychikę, nie zmieniają faktu, że ciągle może przywołać boski młot.

Jeszcze ważniejsze jest to, że po tym wydarzeniu Thor się zmienia i zaczyna o siebie dbać. Czesze się, myje, robi warkoczyki i zakłada coś innego niż dres. Ale nie chudnie w magiczny sposób. Do końca filmu zostaje tym samym kolesiem z brzuszkiem. Jednak w końcowej scenie na statku drużyny znanej ze "Strażników Galaktyki" jest tak przyjemnie pewny siebie, że wysportowany Quill traci przy nim rezon i zaczyna się zastanawiać, kto teraz jest tam dowódcą. To definitywnie nie wskazuje na to, że ktoś chce się nabijać z Thora, bo ma nadwagę.  

Więcej o: