"Midsommar. W biały dzień" to mroczna baśń i przerażający horror, który w całości toczy się w biały dzień. Zdjęcia do tej historii nakręcił Paweł Pogorzelski, a krytycy są zgodni co do tego, że film cały czas trzyma w napięciu, a niesamowita atmosfera jest w dużej mierze zasługą właśnie świetnego operatora. Film ma obecnie 95 proc. pozytywnych recenzji na portalu Rotten Tomatoes.
Ari Aster debiutował głośnym horrorem "Dziedzictwo. Hereditary" z Toni Collette w roli głównej. Teraz reżyser wrócił z nowym filmem, który opowiada o parze młodych Amerykanów, Dani i Christianie. Nie układa się im w związku i zastanawiają się nad rozstaniem. Po rodzinnej tragedii znowu się do siebie zbliżają i postanawiają, że razem pojadą do Skandynawii, by wziąć udział w obchodzonym raz na 90 lat prastarym święcie związanym z letnim przesileniem. Z początku sielska wyprawa na dziewięciodniowy festiwal powoli staje się coraz mroczniejsza i straszniejsza. W rolach głównych wystąpili Florence Pugh ("Lady M.", "Pasażer"), Will Poulter ("Czarne lustro: Bandersnatch", "Więzień labiryntu") oraz Jack Reynor ("Transformers: Wiek zagłady", "Makbet").
Krytycy zwracają uwagę na to, że film jest bardzo mocną alegorią gniewu i żałoby, której główną bohaterką jest straumatyzowana i odcięta od świata kobieta, która musi wyzwolić się z toksycznego związku. Jak zauważa Eric Kohn w swojej recenzji dla "Indiewire", opowieść zaczyna się od traumatycznych wydarzeń, a kończy się na perwersyjnej scenie seksu, przez co widz nie ma ani chwili wytchnienia.
Podkreśla, że przerażające wydarzenia, które obserwujemy są tym bardziej niepokojące, że rozgrywają się w słonecznym świetle polarnego dnia. Tim Grierson ze "Screendaily" podkreśla:
Ponownie współpracując z operatorem Pawłem Pogorzelskim, Aster rzeźbi jasny, idylliczny i zadrzewiony krajobraz, który szybko udowadnia swoją złowieszczość - cudowne, słoneczne otoczenie przeczy barbarzyńskiej przemocy, która następuje.
Sandy Schaefer ze Screenrant dodaje od siebie, że to specyficzna mieszanka mocnego horroru z dość dziwną formą komedii, co czyni film jednocześnie fascynującym i nieco frustrującym. I o ile nie wszyscy krytycy są w równym stopniu urzeczeni koncepcją filmu, to większość z nich podkreśla, że zdjęcia Pawła Pogorzelskiego są naprawdę wyjątkowe. Schaefer pisze:
Film jest pięknie nakręcony przez operatora "Dziedzictwa", Pawła Pogorzelskiego. Sposób w jaki użył nienaturalnie słonecznego oświetlenia i kolorów sprawia, że całość zyskuje odpowiednio fantasmagorycznej, przypominającej sen, jakości.
Scott Mendelson napisał dla "Forbesa":
To wizualna kraina cudów (...) precyzyjnie skonstruowana kinowa rozkosz, oferująca wizualne piękno i oszałamiającą jakość rękodzieła, które udowadnia, że tylko najlepsze filmy są warte oglądania w kinie.
Eric Kohn dla "Indiwire" napisał:
'Midsommar' jest być może pierwszym rasowym horrorem o akcji rozgrywającej się wyłącznie w świetle dnia, gdzie oślepiające północne niebo i uderzająco sielankowe plenery stanowią kontrast dla przedstawionych na ekranie wstrząsających zajść. Owo wyrafinowanie obrazu jest spoiwem, które często łagodzi niedoskonałości filmu, podczas gdy zręczna praca kamerą i wciągające pejzaże dźwiękowe same w sobie uwodzą widza.
Rzadko czyta się aż tyle dobrego o pracy kamery i operatora. Nie ma chyba więc wątpliwości, że "Midsommar" warto zobaczyć choćby tylko po to, by podziwiać efekty pracy Pawła Pogorzelskiego. Kto wie, może to on pójdzie śladami Łukasza Żala i dostanie w tym roku nominację do Oscara za zdjęcia.
Prezes zarządu firmy Gutek Film oraz Stowarzyszenia Nowe Horyzonty Roman Gutek o filmie powiedział:
Bardzo cenię sobie filmy przekraczające granice gatunkowe, takie jak "Nie oglądaj się teraz", "Antychryst", czy "Lśnienie". Teraz na moją listę niekonwencjonalnych filmów grozy trafia również "Midsommar. W biały dzień" Ariego Astera. Czegoś takiego jeszcze nigdy w kinie nie widziałem. Ten film nie tylko mnie zaskoczył, ale także bardzo wzruszył, momentami nawet rozbawił. Jest dla mnie takim samym odkryciem, jakim były swego czasu zaskakujące, ale bardzo spójne światy wykreowane przez Aronofskiego, Noé, czy von Triera. Dlatego nie bójcie się "Midsommar. W biały dzień" i zanim przyjedziecie na Nowe Horyzonty, koniecznie odkryjcie wizję Ariego Astera.
"Midsommar" do polskich kin wejdzie 5 lipca.
Paweł Pogorzelski urodził się w 1980 roku we Włocławku. Jako dwulatek wyjechał z rodzicami do Montrealu. W 2004 r. zdobył następnie dyplom na Uniwersytecie Concordia w Montrealu. Studiował także w prestiżowej szkole filmowej American Film Institute Conservatory (AFI) w Los Angeles, gdzie obecnie mieszka.
Ariego Astera poznał w 2008 roku na wyjeździe integracyjnym studentów AFI. Młody reżyser (Aster miał wówczas 21 lat) ze stresu wypił litr napojów energetycznych, których zazwyczaj nie spożywa, co sprawiło, że stał się nadpobudliwy – witał się z każdym studentem krzycząc "Cześć! Jestem Ari i lubię filmy!". Podobno Pogorzelski przez to na początku go unikał. Odkryli jednak, że łączy ich miłość do radzieckiego kina i filmu "Idź i patrz" w reżyserii Elema Klimowa z 1985 roku. Aster i Pogorzelski pracują ze sobą regularnie od ponad 10 lat.
Ich wspólny debiut, film "Dziedzictwo. Hereditary" stał się dla nich trampoliną do sukcesu - film zdobył 40 nagród i ponad 80 nominacji na najważniejszych światowych festiwalach. W trakcie prac nad "Midsommar. W biały dzień", Pogorzelski i Aster inspirowali się filmem Paula Thomasa Andersona "Mistrz" z 2012 r. oraz westernem z Isabelle Huppert i Krisem Kristoffersonem pt. "Wrota niebios" z 1980 roku.