Mowa o "Hellboyu" z 2004 roku w reżyserii wspomnianego del Toro (na szczęście nie o tegorocznej, boleśnie złej adaptacji z Davidem Harbourem i Millą Jovovich). Renner w podcaście "Life is Short" wyznał, że ubiegał się o rolę agenta Myersa - ostatecznie otrzymał ją Rupert Evans. Znany m.in. z filmu "The Hurt Locker" aktor tak wyjaśnił swoją decyzję:
"Po prostu czytałem ten scenariusz i myślałem: kompletnie tego nie rozumiem... Nie mogłem znaleźć z tą postacią punktu wspólnego, nie wiem nawet, co miałbym tam robić, więc musiałem powiedzieć nie".
"Avengers: Endgame" pokonał "Titanica". Świetna reakcja Jamesa Camerona >>
Zapytany o to, czy żałuje, że nie wcielił się w agenta Myersa, aktor odparł: - Zero żalu. Cieszę się, że to zostawiłem. Nie chodzi nawet o sam film... Najzwyczajniej w świecie tam nie pasowałem.
Wspomniana postać agenta Myersa stanowiła element człowieczeństwa w fantastycznym świecie Hellboya. Jego główną funkcją było po prostu reagowanie na demony, ludzi-ryby i kontrolujące ogień kobiety. Renner uznał, że nawet chociaż "w grę wchodziły spore sumy pieniędzy", to po prostu nie było to.
Jak doskonale wiemy, aktora mimo wszystko nie ominęła kariera w świecie superbohaterów. Odtwórca roli Clinta Bartona, czyli Hawkeye'a, poczuł się o wiele lepiej jako marvelowski łucznik. - Kiedy pokazali mi moją postać, stwierdziłem: aha, świetnie, to typowy gość bez supermocy - ma jedynie zestaw porządnych umiejętności. Z tym mogę się identyfikować.
Renner dodał, że bez zastanowienia odrzuciłby np. propozycję zagrania Thora. - Powiedziałbym wtedy, że przepraszam, ale serio nie mam pojęcia, jak to się robi.