"Pewnego razu... w Hollywood", najnowszy film Tarantino, to numer 9. na liście jego autorskich produkcji. Reżyser planuje zrobić jeszcze tylko jeden obraz. W 2017 roku w obieg poszła informacja, że twórca "Pulp Fiction" stworzył scenariusz do "Star Treka", który miałby być następcą "Star Trek Beyond" Justina Lina. Temat powrócił, bo od "Pewnego razu..." do "dziesiątki" niedaleka droga. Zapytany w wywiadzie z portalem Cinema Blend, czy chciałby pożegnać się z widzami właśnie "Star Trekiem", reżyser udzielił enigmatycznej odpowiedzi.
Plan Quentina Tarantino składa się z 10 filmów. Reżyser twierdzi jednak, że mógłby w nim przewidzieć dla siebie pewną furtkę do wyreżyserowania "Star Treka". Powiedział:
Gdybym miał robić w tym wszystkim jakąś lukę, to pewnie mógłbym uznać, że "Star Trek" się nie liczy, bo chciałbym skończyć na stuprocentowo autorskiej produkcji. No ale nie chodzi tutaj o to, żebym miał szukać luk. Jeśli będę robił "Star Treka", musiałbym się temu naprawdę poświęcić. To byłby mój ostatni film, więc musiałby być idealny. Nie wiem, czy go zrobię, ale tak się może zdarzyć.
Dumą Tarantino jest to, że 8 z 9 filmów, które dotychczas stworzył, są na podstawie jego własnych scenariuszy (oprócz "Jackie Brown", adaptacji powieści Elmore'a Leonarda). Reżyser twierdzi jednak, że "Star Trek" nie byłby złą opcją, bo mógłby mu ukazać zupełnie nową ścieżkę rozwoju: - Może mógłbym mieć inną karierę, gdybym szukał scenariuszy innych ludzi albo inspirujących książek do zaadaptowania. I może to faktycznie jest coś fajnego do wypróbowania przy 10. filmie.
Choć nie jest łatwo wyobrazić sobie klimaty Tarantino w kosmosie, "Star Trek" w jego reżyserii to bez wątpienia coś, co warto byłoby zobaczyć. Póki co od 16 sierpnia w kinach będziemy mogli ocenić jego najnowsze dzieło - "Pewnego razu... w Hollywood", które opowiada o kulisach pracy w Fabryce Snów lat 60. W obsadzie: Leonardo DiCaprio, Brad Pitt, Margot Robbie i wielu innych.