Quentin Tarantino jeszcze przed premierą "Once Upon a Time in Hollywood" na festiwalu filmowym w Cannes poprosił pierwszych recenzentów i widzów, żeby nie zdradzali zakończenia filmu w prasie, by nie zepsuć innym przyjemności z oglądania. Nic dziwnego, reżyser w trakcie produkcji bardzo pilnował, żeby nie doszło do żadnych przecieków z planu czy w sprawie scenariusza - tak jak się stało w przypadku filmu "Nienawistna ósemka". Tym razem sięgnął po nadzwyczajne środki ostrożności.
Operator filmu "Once Upon a Time in Hollywood" Robert Richardson zdradził w rozmowie z "Buissnes Insiderem", że reżyser po tym, co się stało ze scenariuszem "Nienawistnej ósemki", bardzo pilnował, żeby nie doszło do tego drugi raz. Kiedy bowiem w 2014 roku scenariusz wyciekł do sieci, reżyser był załamany i mało brakowało, żeby nie skończył tworzyć tej produkcji.
Tym razem więc prawie nikt z obsady i ekipy nie miał dostępu do pełnej wersji scenariusza - każdy dostawał tylko potrzebne mu do pracy fragmenty. Nawet sam operator nie znał zakończenia filmu niemal do samego końca pracy na planie - reżyser mu je zdradził dopiero 2 miesiące przed ukończeniem zdjęć.
Jak reżyser strzegł swojej tajemnicy przed światem? Otóż trzymał scenariusz w specjalnym, osobnym pokoju w zamkniętym sejfie. Richardson zdradza:
Kiedy byliśmy w biurze produkcyjnym, poszliśmy do pokoju, gdzie było schowane zakończenie. Wyjęto je z sejfu, a potem wręczono je wyłącznie tym ludziom, którzy musieli znać jego treść, by dobrze wykonać swoją pracę.
Jedyne osoby, które miały okazję zapoznać się z całością scenopisu to odtwórcy ról głównych - Leonardo DiCaprio, Brad Pitt i Margot Robbie. A i tak robili to w kontrolowanych warunkach - czytali przy Quentinie Tarantino w jego domu. Polscy widzowie będą mogli sprawdzić, jakiej to tajemnicy tak pilnie strzegł reżyser już od 16 sierpnia, kiedy to film wchodzi na ekrany polskich kin.
>>Ile Rafał Zawierucha zarabia w Hollywood? Aktor nie powinien narzekać na gażę<<