W najnowszym filmie Quentina Tarantino, "Once Upon a Time...in Hollywood", pojawia się motyw brutalnego morderstwa Sharon Tate, które popełnili członkowie grupy Mansona. W USA miał właśnie premierę (10 sierpnia) dokument, w którym pierwszy raz od 50 lat wypowiadają się członkinie odpowiedzialnej za śmierć artystki sekty.
Dokument to opowieść członkiń bandy Mansona. Sekta zwana "Rodziną" w 1969 roku dokonała krwawej zbrodni, która wstrząsnęła całym światem. Jej członkowie włamali się do rezydencji Romana Polańskiego i jego żony Sharon Tate. Zadźgali ciężarną aktorkę i grupę jej przyjaciół, którzy dotrzymywali jej towarzystwa w nocy z 8 na 9 sierpnia. Grupa religijna Mansona zamordowała niemniej brutalnie małżeństwo LaBianca i nauczyciela muzyki Gary'ego Hinmana. Motywy wszystkich tych zbrodni do dzisiaj nie są znane.
Manson swoje wyznawczynie dobierał według specyficznego klucza. To były młode dziewczyny, często z rodzinnymi konfliktami. Czuły się odrzucone, odizolowane, nieszczęśliwe. 50 lat po tej tragedii kobiety należące do "Rodziny" pierwszy raz publicznie opowiedziały o tym, dlaczego dołączyły do sekty i co czuły do Mansona.
Dianne "Snake" Lake, Catherine "Gypsy" Share, Sandra "Blue" Good i Lynette "Squeaky" Fromme w dokumencie opisują swojego byłego lidera jako mesjasza, który dał im poczucie bezpieczeństwa i akceptacji. "Poznanie Charliego uratowało mi życie. Jestem za to bardzo wdzięczna" - podkreśla jedna z nich. Wszystkie zapewniają, że czuły się kochane, pożądane - Charles Manson oferował im akceptację i namiastkę rodziny.
Manson zaczął werbować członków swojej sekty w 1967 roku. Miał wówczas 30 lat i już kilkakrotnie był skazany za kradzieże i wyłudzenia. Większość jego wyznawców stanowiły kobiety, które, będąc pod wrażeniem charyzmatycznego lidera, porzucały swoje dotychczasowe życie.
"To były tortury. Samotność polegająca na tym, że nigdy na nikogo nie mogę liczyć" - opowiada o swojej przeszłości Share, jedna z członkiń "Rodziny". Mansona poznała przez przypadek. Zobaczyła, jak prowadzi samochód, a razem z nim były cztery dziewczyny.
Był najbardziej pewną siebie osobą, jaką kiedykolwiek poznałam - wspomina.
Sandra "Blue" Good z kolei pierwsze spotkanie z liderem wspomina słowami: "Jego blask przenikał całą moją istotę. Mój umysł był pod wrażeniem jego głosu, postawy i szczęścia". "Był najmądrzejszym człowiekiem, jakiego znałam" - wspomina inna.
Diane Lake przyłączyła się do grupy już w wieku 14 lat, była najmłodszą wyznawczynią. "Charlie był niezwykle kochający i czułam się mile widziana. Zabrał mnie tamtej nocy i kochał się ze mną, poczułam się kobietą" - wspomina swoją inicjację. To się po jakimś czasie zmieniło, a seks stawał się coraz bardziej brutalny. Manson regularnie gwałcił dziewczyny. Diane dalej opisuje - "Kiedyś zostawił mnie krwawiącą we łzach. Powiedział coś w stylu: 'Tak właśnie robimy w więzieniu'. Bałam się o swoje życie, ale jednocześnie wciąż szukałam aprobaty".
Sekta miała swoją siedzibę w Spahn Ranch niedaleko Kalifornii. Tam jej lider podawał swoim uczniom narkotyki, organizował orgie i prowadził wykłady, w trakcie których straszył wyznawców końcem świata. Wmawiał im, że już niedługo członkowie "Czarnych Panter" wymordują białoskórych ludzi i tylko wyznawcy "Rodziny" jako jedyni ocaleją. Doskonale nimi wszystkimi manipulował.
Zbrodnie na Cielo Drive (to tam znajdowała się rezydencja Polańskiego), popełnili czterej wyznawcy Mansona. Charles Watson ("Tex"), Patricia Krenwinkel, Susan Atkins i Linda Kasabian, którzy byli pod całkowitą kontrolą swojego przywódcy. "Nie było mi żal tego, że ci ludzie zginęli. Nie wiedziałam nawet, że żyją"- mówi o ofiarach brutalnych morderstw w dokumencie Fromme. Blue do tej pory wydaje się być pod wpływem swojego guru. O sprawcach brutalnych mordów mówi z przekonaniem "To, że ktoś popełnił morderstwo, nie czyni go złym człowiekiem".
Na razie nie wiadomo jeszcze, kiedy w Polsce odbędzie się premiera dokumentu, ani na której stacji zostanie wyemitowany.
Książka o sekcie Mansona dostępna jest w formie e-booka w Publio.pl >>