Francja. W latach 80 ksiądz Bernard Preynat (grany przez Bernarda Verleya), wykorzystuje dziesiątki młodych chłopców należących do jego parafii w Lyon. Po 30 latach jedna z jego ofiar, Alexandre (Melvil Poupaud) postanawia rozprawić się ze swoją traumą i Preynatem, który nadal pracuje z dziećmi. Pisze list do Kardynała Barbarina (François Marthouret), który ma władzę ukarać duchownego. Z biegiem czasu do Alexandre'a dołączają inne ofiary, molestowane w dzieciństwie przez Preynata. Alexandre, François, Gilles i Emmanuel próbują księdza pedofila postawić przed sądem i pozbawić sutanny, by zamknąć bolesny rozdział swojego życia.
Francuski reżyser François Ozon tym razem na warsztat wziął problem pedofilii w Kościele. Już od jakiegoś czasu artyści, reżyserzy i dziennikarze angażują się swoją twórczością w walkę z wykorzystywaniem nieletnich przez duchownych. Oskarowy "Spotlight" Toma McCarthy'ego czy "Kler" Wojciecha Smarzowskiego wstrząsnęły opinią publiczną i zapoczątkowały debatę o problemie, który przez lata był zamiatany pod dywan. "Dzięki Bogu" jest kolejną cegiełką dołożoną do tej batalii.
Częścią filmu, która może być dla wielu trudna w odbiorze jest długi fragment, gdzie w zasadzie jedyną akcją jest odczytywanie w tle maili wymienianych między Kardynałem Barbarinem i Alexandrem. Ten epistolarny sposób narracji trwa ponad pół godziny.
Mimo że wydaje się przydługi, moim zdaniem to dobrze zrealizowany pomysł reżysera, który chciał pokazać bezczynność Kościoła i bezsilność ofiar księży. Gdy Alexander musi po raz setny odpisać na bardzo grzeczny list Barbarina zapewniającego, że zajmie się sprawą, rozumiemy frustracje głównego bohatera i konflikt, z jakim zmaga się gorliwie wierzący Alexander, który nie chce zrobić Kościołowi krzywdy.
"Dzięki Bogu" zdobył Grand Prix Jury - Srebrnego Niedźwiedzia dla najlepszego filmu na tegorocznym Berlinale. W polskich kinach pojawi się 20 września.