"Once Upon a Time in Hollywood" do polskich kin wszedł 16 sierpnia, wielu widzów miało więc już okazję zobaczyć dziewiąty film Quentina Tarantino i przekonać się, dlaczego dostał trwającą siedem minut owację na stojąco w Cannes.
"Pewnego razu... w Hollywood" może jednych zachwycić, do innych nie przemówić, ale jednego tej produkcji nie można odmówić - scenografia i kostiumy zostały przygotowane z dużą pieczołowitością. Co więcej, sama fabuła często nawiązuje do prawdziwych wydarzeń i postaci innych niż Charles Manson, członkowie jego sekty, Sharon Tate i Roman Polański. Wyliczamy zatem co ciekawsze smaczki. (A tych, którzy filmu jeszcze nie widzieli, uprzedzamy - w tekście pojawią się spoilery).
Już sam tytuł filmu "Pewnego razu... w Hollywood" to jedno wielkie nawiązanie. Poza oczywistym skojarzeniem z frazą rozpoczynającą liczne bajki, to także odwołanie do dwóch filmów Sergio Leone. Reżysera, który jest uważany za ojca klasycznego gatunku spaghetti westernów. Dzięki jego słynnej "dolarowej trylogii ("Za garść dolarów", "Za kilka dolarów więcej", "Brzydki, zły i dobry") sławę zyskał także Clint Eastwood, który grał tam bezimiennego rewolwerowca. Konkretnie chodzi o "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" z '68 roku, ale też i "Dawno temu w Ameryce" z '84. Nie od dziś wiadomo, że Tarantino bardzo wzorował się na właśnie tych filmach w swojej twórczości.
Tarantino w całym filmie gęsto nawiązuje do prawdziwych filmów, seriali i programów telewizyjnych z tamtych lat. Przykładowo, postać grana przez Leonardo DiCaprio, czyli filmowy aktor Rick Dalton, znajduje się w obsadzie serialu "The FBI", który ukazywał się na antenie stacji ABC od 1965 roku do 1974. Co więcej, Dalton jest obsadzony w roli, którą grał tak naprawdę Burt Reynolds. Co więcej, Reynolds miał także zagrać w "Pewnego razu...w Hollywood". Reżyser chciał, by wcielił się w wiekowego właściciela rancza, na którym mieszkała sekta Charlesa Manosna. Reynolds niestety zmarł, nim ruszyła produkcja Tarantino.
W filmie Tarantino w czasie imprezy w willi Playboya pojawia się także postać Steve'a McQueena. Ten aktor i jego życiorys stały się inspiracją do stworzenia postaci Ricka Daltona. Leonardo DiCaprio został nawet cyfrowo wklejony w archiwalne ujęcia z "Wielkiej ucieczki", gdzie McQueen grał.
Steve McQueen w filmie 'Wielka Ucieczka mat. prasowe
Filmowy Rick Dalton pojawił się w programie rozrywkowym "Hullabaloo", który leciał w telewizji od 1965 do 1966 roku. Wprawne oko zauważy także nawiązania do westernowego serialu "Lancer" (nadawany w latach 1968-1970) - Rick Dalton gra w serialu, który bliźniaczo przypomina tę produkcję. W oryginalnym serialu zresztą grał Bruce Dern, który pojawił się także w obsadzie "Once Upon a Time in Hollywood" - to on wcielił się w George'a Sphana - czyli postaci, którą miał zagrać Reynolds. Ranczo zostało też w filmie bardzo wiernie odwzorowane, co potwierdziła Diane "Snake" Lake - prawdziwa członkini "Rodziny", która film Tarantino widziała. Przyznała, że reżyser bardzo poważnie podszedł do kwestii scenografii:
Bardzo wiernie odwzorowali ranczo. Poza domem George'a, który miał tak naprawdę tylko kilka stopni - wchodziło się może dwa stopnie i było się w jego domu. Jego dom stał może stał pół metra ponad poziomem podjazdu.
Tarantino z lubością wykorzystywał także prawdziwe lokacje. Poza rzeczonym ranczem, już na samym początku Rick Dalton ma scenę w restauracji Musso & Frank Grill. To najstarsza restauracja w Hollywood - działa od 1919 roku. Dbałość o szczegóły była tak duża, że ekipa filmowa wypożyczyła od właścicieli oryginalną zastawę z lat 60., na której wtedy serwowano potrawy w knajpie.
Pewnego razu w Hollywood (2019) Once Upon a Time ... in Hollywood United International Pictures Sp z o.o.
Margot Robbie, która grała Sharon Tate, doświadczyła tej dbałości na własnej skórze. Nosiła na planie prawdziwe rzeczy brutalnie zamordowanej aktorki. A to dzięki siostrze Sharon Tate, która udostępniła jej biżuterię gwiazdy. Debra Tate dała też filmowi swoje błogosławieństwo i konsultowała z Tarantino najlepsze sposoby, aby upamiętnić zmarłą siostrę.
Ciekawa historia łączy się także ze sceną, w której Brad Pitt gra z Margaret Qualley, córką Andie MacDowell. Filmowy Booth podwozi autostopem żywiołową hipiskę Pussycat, która należy do "Rodziny" Charlesa Mansona, na ranczo Sphana. To nawiązanie do przygody Dennisa Wilsona z zespołu The Beach Boys. Muzyk naprawdę w ten sposób wylądował w siedzibie sekty.
Scena jest znacząca także w perspektywie twórczości samego Tarantino. W sekwencji tej Quelley musiała na ekranie eksponować swoje stopy. A jak wiadomo, Tarantino jest prawdziwym fetyszystą stóp i wiele jego bohaterek pokazuje je w filmach - Uma Thurman tańczyła na bosaka twista w "Pulp Fiction", a Christoph Waltz wkładał but na stopę Diane Kruger w "Bękartach wojny". Filmowa bohaterka Margaret Qualley uwodzi Cliffa Bootha w jego aucie kładąc nogi na desce rozdzielczej.
Quentin Tarantino lubi umieszczać w swoich produkcjach niepozorne sygnały świadczące o tym, że jego filmy jakoś się między sobą łączą. Niedługo po rozpoczęciu napisów końcowych pojawia się czarno-białe ujęcie Ricka Daltona (Leonardo DiCaprio), który kręci reklamę papierosów marki Red Apple i promuje je, mówiąc, że "mają lepszy ciąg, więcej smaku i mniej palą gardło". Tak zadowolony jest przynajmniej dopóki działają kamery, bo zaraz po cięciu Dalton zaczyna narzekać, że papierosy "smakują jak g*wno" i wścieka się na stojący obok kartonowy rysunek z opakowaniem.
Ta scena to odwołanie do początku filmu, gdzie po raz pierwszy spotykamy się z Daltonem i jego kaskaderem Cliffem Boothem (Brad Pitt) podczas kręcenia wspomnianej reklamy na planie hitowego serialu NBC "Bounty Law". W czym sęk? A no w tym, że papierosy Red Apple to element całego uniwersum produkcji Tarantino. Marka Red Apple pojawiła się albo była tematem rozmowy w "Pulp Fiction", "Kill Billu" czy "Nienawistnej ósemce".
Czytaj też: Córka Bruce'a Lee oburzona "Once Upon a Time in Hollywood". "Przedstawili ojca jako aroganckiego dupka"