W najnowszym filmie John Rambo walczy z bezwzględnym meksykańskim kartelem i okrutnymi gangsterami. Akcja ma zacząć się kilka lat po wydarzeniach z ostatniej części jego przygód. W tym czasie Rambo przeprowadził się na ranczo w Arizonie, gdzie planował w spokoju dożyć starości. Starości dobija też według sporej części publiczności cały cykl filmów z Rambo - "Ostatnia krew" nie cieszy się dobrymi opiniami. Jedną z bardziej nieprzyjemnych ocen wystawił mu sam David Morrell, pisarz i autor postaci Rambo.
David Morrell to twórca powieści "Pierwsza krew" z 1972 roku i jednocześnie "ojciec" Rambo. Na swoim twitterowym profilu pisarz ustosunkował się do mało pochlebnych recenzji filmu "Rambo: Ostatnia krew" i napisał:
Zgadzam się z tymi recenzjami. Ten film to jakaś sieczka. Wstyd mi, że moje nazwisko jest z tym kojarzone.
Jak podaje portal Digital Spy, Morrell nie poprzestał na Twitterze. W wywiadzie dla "Newsweeka" powiedział:
Poczułem się zdegradowany i odczłowieczony po wyjściu z kina. Zamiast filmu z duszą zobaczyłem film kompletnie bez duszy. Poczułem się, jakbym był człowiekiem gorszego sortu przez to, że obejrzałem ten film. (...) Plan wygląda tanio, reżyseria wypada po prostu niezręcznie. Rambo mógłby się tu nazywać John Smith i nic by się nie zmieniło, bo i tak nikt nie wie, o co chodzi.
Rambo (w jego roli nieprzerwanie Sylvester Stallone) na okoliczność swojej emerytury przeprowadził się na ranczo w Arizonie. Planował spokojnie i sielsko spędzić jesień życia, ale jak to bywa w jego przypadku, te plany spalą na panewce. W codziennym życiu przeszkadzają mu ataki stresu pourazowego.
Zamiast skupić się na rekonwalescencji, weteran wmiesza się w wojnę z meksykańskim kartelem. Wyruszy na poszukiwania wnuczki swojej współpracownicy Marii, która zaginęła w tajemniczych okolicznościach po przekroczeniu granicy z Meksykiem. Idąc tropem zaginionej dziewczyny, John odkrywa całą sieć przerzutową handlarzy ludźmi, którzy zmuszają dziewczęta do prostytucji.