"Proceder" o Tomaszu Chadzie to jedno z najmilszych filmowych zaskoczeń tego roku

Bracia Węgrzyn nakręcili biograficzny film o zmarłym w ubiegłym roku raperze Tomaszu Chadzie. Zrobili to tak sprawnie, że produkcja przemówi nie tylko do fanów tego artysty, ale także miłośników porządnego kina. To dla mnie jedno z najmilszych filmowych zaskoczeń tego roku.
Zobacz wideo

"Proceder" to film, który wciąga od samego początku. Co prawda nie wyniosłam z niego zbyt wiele konkretów o samej twórczości Tomasza Chady, ale za to wiem teraz bardzo dużo o jego życiu, które tak mocno na muzykę wpłynęło. Reżyser poprowadził historię sprawnie i na tyle przejrzyście, że całość jest czytelna nawet dla widza, który o samym Chadzie nic wcześniej nie wiedział. Nie dziwne jest więc, że produkcja braci Węgrzyn zebrała pozytywne recenzje na festiwalu filmowym w Gdyni i jako jedyny polskojęzyczny film zostanie pokazana w konkursie głównym Warszawskiego Festiwalu Filmowego.

Kim był Tomasz Chada?

Chada to warszawski raper, który za życia wydał sześć solowych albumów. Trzy z nich - "WGW", "Jeden z was", "Syn Bogdana" - zostały złotymi albumami, a "Efekt porozumienia" platynowym. Jak zapewniają twórcy filmu "Proceder", każdy z nich szybko zyskał miano kultowego. Film zresztą nosi taki sam tytuł, jak jego debiutancka płyta Chady z 2009 roku. Dodajmy, że choć ta ukazała się zaledwie 10 lat temu, to Chada zaczął rapować już w drugiej połowie lat 90. - swój pierwszy utwór "W-WA miasto stołeczne" nagrał w wieku 17 lat, a rok później pojawił się gościnnie na albumie "Skandal" kultowej Molesty. 

Tomasz Chada zasłynął głównie za sprawą swoich prostych, ale i przy okazji mocnych tekstów. A o czym rapował? O kłopotach z prawem, o trudnym życiu na warszawskim blokowisku, biedzie, relacjach międzyludzkich i o swojej walce z nałogiem - po prostu o sobie. Bo Chada poza tworzeniem muzyki za młodu zajmował się też rozbojami, dilerką i kradzieżą samochodów. W 2012 roku trafił do więzienia na trzy lata za napaść i pobicie, potem dostał też m.in. wyrok za kradzież oraz posługiwanie się dokumentem innej osoby. Podczas odsiadek pracował też nad materiałami do kolejnych płyt, które nagrywał na wolności, a czasem i nawet w trakcie odbywania kary w zakładzie zamkniętym. Raper miał za sobą też liczne próby samobójcze. 

Tomasz Chada zmarł w wieku 39 lat. W marcu 2018 roku wypadł z trzeciego piętra hotelu na Śląsku. Z urazem kręgosłupa został przewieziony do szpitala w Mysłowicach, gdzie zachowywał się agresywnie, więc po interwencji policji przewieziono go do szpitala psychiatrycznego w Rybniku. Tam zmarł na izbie przyjęć w trakcie badań.

Jego była partnerka, raperka Gabriela "Gabi" Gawryszewska (związana z kolektywem Ciemna Strefa), po jego śmierci w rozmowie z mediami mówiła:

Szkoda mi go jako człowieka. Niestety, nałóg zabija. Myślę, że problem tkwił w jego nałogu. To był bardzo dobry człowiek. Tylko był bardzo pogubiony. To nie była jego pierwsza próba samobójcza (...). Jest to ogromna strata dla muzyki. Dla świata hip-hopu.

Takich filmów jak "Proceder" powinno być więcej

I o tym zagubieniu jest film braci Michała i Wojciecha Węgrzynów, którzy z historii Tomasza Chady zrobili kawał porządnego kina biograficznego. Narracja jest tu przejrzysta, nic nie zakrywa głównej postaci, za którą cały czas dążymy - kibicujemy mu, razem z nim się wkurzamy i załamujemy ręce, kiedy robi coś głupiego. Trudno nie trzymać za niego kciuków, choć wiadomo, że cała historia skończy się smutno.

Filmowcy skupili się na tej dużo bardziej dramatycznej stronie życia rapera. Pokazali, jak pisał pierwsze kawałki, jak próbował wydać płytę, a jednocześnie kradł sprzęt AGD, bo z pensji matki pielęgniarki nie starczało do pierwszego, i jak potem przerzucił się na samochody, rozbój i narkotyki.

Twórcy umiejętnie pokazali też, jak osunął się w uzależnienie od prochów i alkoholu, jak powoli pożerała go depresja i jak podejmował kolejne próby samobójcze. I jak mimo tego dalej pisał muzykę i próbował ułożyć sobie jakoś życie, chociażby znaleźć dziewczynę. Jednocześnie nikt w filmie go nie wybiela, nie stawia mu spiżowego pomnika - poznajemy całkiem sympatycznego, lotnego, ale i mocno pogubionego chłopaka. Co prawda Chada mówi, że hip-hop jest w jego życiu najważniejszy, ale robi też dużo, żeby sobie przeszkodzić w karierze. 

 

Wielki ukłon należy się odtwórcy roli głównej, Piotrowi Witkowskiemu. To dzięki niemu tak łatwo zapałać sympatią do jego bohatera. Witkowski gra z takim wyczuciem, że można uwierzyć, że sam za młodu rapował na osiedlu. W roli Chady wypada naturalnie i charyzmatycznie, praktycznie się w tej postaci rozpływa. Pysznie wypadła też Małgorzata Kożuchowska jako "Łysa" - szefowa szajki kradnącej samochody, która Chadę do swojego "biznesu" wciągnęła. Aktorka stworzyła silną i niebezpieczną postać - aż miło było popatrzeć. Ale tak naprawdę w całym filmie nie było kiepskiego aktora, trudno więc wszystkich odpowiednio pochwalić - to po prostu trzeba zobaczyć. Ewę Ziętek, Antoniego Pawlickiego, Jana Frycza, Krzysztofa Kowalewskiego Agnieszkę Więdłochę i wielu, wielu innych. 

Choć sam schemat historii może nie jest odkrywczy czy zaskakujący, to bracia Węgrzyn prowadzą ten film tak, że cały czas się go ogląda z niesłabnącym zainteresowaniem. Mieszają się tragedia z komedią, a wychodzi bardzo życiowo. Szczególnie polecam uwadze scenę z więzienia, kiedy Chada gra z kolegami z celi w scrabble - jest czarująco zabawna. Doskonała jest też sekwencja, w której policja przeszukuje dom postaci Jana Frycza - to ładny przykład tego, że "karma wraca". Takich smaczków jest więcej, naprawdę. Z sali kinowej wyszłam przyjemnie zaskoczona i naprawdę zadowolona. Uważam, że gdyby takich filmów w polskim kinie było więcej, nie mielibyśmy, na co narzekać. "Proceder" po prostu broni się sam.   

Film trafi do szerokiej dystrybucji 15 listopada.

Więcej o: