"Once Upon a Time... In Hollywood" znowu trafi do kin - jeszcze dłuższy. Zobaczymy nowe sceny

Quentin Tarantino nie chciał skrócić swojego najnowszego filmu na potrzeby rynku chińskiego, ale za to zgodził się go wydłużyć i dołożyć cztery dodatkowe sceny, które nie znalazły się w pierwotnej wersji produkcji. Nowa wersja "Pewnego razu... w Hollywood" trafi do amerykańskich kin 25 października.
Zobacz wideo

"Pewnego razu... w Hollywood" trafi do ponad 1000 kin na terenie USA i Kanady 25 października. Producent Sony Pictures uzasadnia:

Widzowie pokazali niesamowite wsparcie dla tego filmu i bardzo cieszymy się, że możemy im zaoferować możliwość ponownego zobaczenia produkcji z większą liczbą widoków i dźwięków z lat 60. od Quentina Tarantino, tak jak należy - w kinach na dużym ekranie.

Film "Once Upon A Time... In Hollywood" zarobił na całym świecie 368 358 530 dolarów, co jest wynikiem o tyle imponującym, że nie wszedł na duży rynek chiński. Reżyser uznał, że nie zamierza cenzurować go pod wytyczne tamtejszych urzędników - którzy nawet nie podali dokładnej przyczyny, dla której produkcja miałaby zostać przemontowana. Mówi się, że wymagają poprawek, bo córka Bruce'a Lee nie jest zadowolona z tego, jak ukazano jej ojca i poprosiła chiński urząd odpowiedzialny za dopuszczanie filmów do dystrybucji o interwencję.

Czytaj też: Quentin Tarantino nie zgadza się na ocenzurowanie "Once Upon a Time in Hollywood". Woli stracić pieniądze

Quentin Tarantino odmówił przemontowania filmu zgodnie z wytycznymi strony chińskiej, ale nie miał już kłopotu z tym, żeby "Once Upon a Time... in Hollywood" wydłużyć i dołożyć cztery wcześniej niewykorzystane sceny. Ich łączna długość to 10 minut, co oznacza, że po przeróbkach film trwać będzie dwie godziny i 51 min.

Jak donosi Variety, dziewiąty pełnometrażowy film Quentina Tarantino jest uważany za oscarowego pewniaka - wszyscy spodziewają się nominacji dla Leonardo DiCaprio i Brada Pitta, ale i dla reżysera - za najlepszy film i scenariusz. Nikogo tez by nie zdziwiła nominacja za najlepsze kostiumy i scenografię czy zdjęcia. "Pewnego razu... w Hollywood" nie bez powodu nazywa się listem miłosnym do złotej ery Fabryki Marzeń. Tarantino dołożył wszelkich starań, by dopracować wszystkie szczegóły w najmniejszym stopniu i efekty jego pracy budzą podziw najbardziej sceptycznych krytyków.  

Czytaj też: Córka Andie MacDowell zagrała w "Once Upon a Time in Hollywood". Mówią, że przyćmiła samą Margot Robbie

Więcej o: