Jak podał The Hollywood Reporter, dom produkcyjny Magic City Films kupił od rodziny Deana prawa do wykorzystywania wizerunku zmarłego tragicznie aktora i zdecydował się obsadzić go w swoim najnowszym projekcie "Finding Jack", którego akcja będzie osadzona podczas wojny w Wietnamie.
James Dean powraca na ekrany. Po 64 latach od śmierci zagra w nowym filmie >>
Ta informacja nie została przyjęta z entuzjazmem w środowisku - nie tylko - aktorskim.
Chris Evans, znany przede wszystkim z roli Kapitana Ameryki w serii "Avengers", skomentował to najpierw z przekąsem "Jestem pewny, że byłby zachwycony", a następnie dodał:
To okropne. Może weźmiemy komputer i namaluje nam nowe dzieła Picasso, albo napisze kilka nowych kawałków Johna Lennona. Poziom niezrozumienia jest tutaj haniebny.
Evans nie jest jedynym znanym aktorem, któremu pomysł z wykorzystaniem efektów specjalnych do "ożywienia" Jamesa Deana na ekranie się nie spodobał. Elijah Wood napisał:
NIE. To w ogóle nie powinno się zadziać.
Warto zauważyć, że to komentarze aktorów niemających na co dzień zastrzeżeń do wykorzystywania efektów specjalnych w filmach. Pierwszy zagrał w wielu filmach o Avengersach, a drugi wcielił się we Froda we "Władcy Pierścieni".
Co innego jednak, gdy specjaliści w komputerach tworzą fantastyczne światy czy stwory, a co innego, gdy wykorzystują technikę, by w filmie "zagrał" nawet najbardziej utalentowany, ale jednak od dawna nieżyjący aktor.
Swoją dezaprobatę wyrazili także m.in. aktor Dylan Sprouse i zdobywczyni Grammy Dianne Warren, mimo tego, że jest związana z projektem. "Cieszę się, że zatrudnili żyjącą osobę do napisania piosenki. Mnie!" - napisała na Twitterze.