Daniel Craig, odtwórca głównej roli w czterech częściach serii o 007, po piątym występie wysyła swojego Bonda na emeryturę. Będzie to wyjście na wysokim C - jak poinformował The Hollywood Reporter, "No Time To Die" przegonił pod względem budżetu aż o 5 mln dol. poprzedni najbardziej kosztowny film o Bondzie, czyli "Spectre" z 2015 roku.
Zobacz też: "No Time to Die". Bond usidlony? Agent 007 podobno stanął na ślubnym kobiercu >>
Z wiadomości zdobytych przez THR wynika, że wyprodukowanie "No Time To Die" kosztowało 250 mln dol. Film wpisuje się zatem w trend coraz droższych odsłon bondowskich perypetii w ostatnich latach. Pierwsza część z udziałem Daniela Craiga, "Casino Royale", wykorzystała budżet opiewający na 150 mln dol. Kolejne - "Quantum of Solace" i "Skyfall" - wyniosły po 200 mln dol., a ostatnia - "Spectre" - 245 mln dol.
Żadnej z tych propozycji nie brakowało pompy, ale po "No Time To Die" spodziewamy się wyjątkowych atrakcji i emocji. Ich przedsmak dostaliśmy jakiś czas temu, kiedy świadek znalazł się na planie produkcji we Włoszech i uchwycił prace nad scenami intensywnego pościgu ulicami miasta Matera. Brał w nim udział kultowy samochód agenta 007 - Aston Martin DB5.
Najnowszą produkcję o Jamesie Bondzie rozpoczyna jego błoga emerytura na Jamajce. Spokój nie może jednak trwać za długo - stary przyjaciel 007, Felix Leiter z CIA, zwraca się do niego z prośbą o pomoc. Misja polegająca na uratowaniu porwanego naukowca okaże się o wiele bardziej zdradliwa, niż mogłoby się wydawać, i naprowadzi Bonda na trop tajemniczego i niebezpiecznego złoczyńcy.
Oprócz Daniela Craiga i Lei Seydoux w "No Time to Die" w reżyserii Cary'ego Fukunagi wystąpili m.in. Rami Malek, Ralph Fiennes, Naomie Harris, Ben Whishaw i Jeffrey Wright, a dołączyli do nich Ana de Armas, Dali Benssalah, David Dencik, Lashana Lynch czy Billy Magnussen. Mówi się, że w 25. "Bondzie" zagrał także Christoph Waltz - to oznaczałoby powrót złowieszczego Blofelda.