"Ten film to jakaś kpina, nieudolnie zrobiony!", "Scenariusz jest zły, wątki poplątane, dialogi żenujące!", "Lepiej było wcale nie zabierać się za prozę fantasy, niż wciskać nam takiego gniota! Zobaczycie, że film zrobi klapę, zresztą na nic innego nie zasługuje!" - takie opinie pierwszych widzów "Wiedźmina" cytowała Ewa Wituska w "Przeglądzie" pod koniec listopada 2001 roku. Film z Michałem Żebrowskim odgrywającym Geralta był wielkim wydarzeniem. Wcześniej trudno było szukać w Polsce produkcji z takim rozmachem. Na ile ten rozmach się zdał? Zależy od aspektu, który bierzemy pod uwagę.
Zobacz też: "Wiedźmin". Henry Cavill: Do roli Geralta przygotowywałem się przez całe życie [WYWIAD] >>
Początki powstawania "Wiedźmina" były trudne szczególnie dla Michała Żebrowskiego. Opisywani przez Wituską w "Przeglądzie" "sapkofani" wraz z ogłoszeniem obsady podnieśli w sieci larum na temat wyboru akurat tego aktora do roli Geralta. Pisali. m. in.:
Ten lalusiowaty Żebrowski sprawdza się jako paniczyk Skrzetuski czy maminsynkowaty Pan Tadeusz, ale niech się nie bierze za Wiedźmina!
Na Onecie w artykule "'Wiedźmin" wkrótce na ekranach kin" można przeczytać kilka słów o reakcji samego Żebrowskiego na internetowe protesty miłośników Sapkowskiego. Akcja niespecjalnie wzruszyła aktora np. dlatego, że trzymał się z daleka od nowych technologii. 29-letni wtedy odtwórca postaci wiedźmina mówił:
Nie ma się czym chwalić, ale przyznam się, że ja nie umiem obsługiwać komputera, nie umiem włączyć Internetu. Zauważyłem, że, tak na tydzień przed zdjęciami, ekipa chodzi wokół mnie i tak dziwnie patrzy smutnymi oczami. Mówię: "Co wam? O co wam chodzi? No, powiedzcie wreszcie". "No wiesz, są takie protesty. Ja nie chcę, żebyś się denerwował" - usłyszałem. "No, ale o co chodzi?! Powiedz!". "Tu są takie protesty." I przeczytałem to wszystko, ale pomyślałem sobie: moi drodzy, przecież ja mam przytyć jeszcze 5 kilo przez kilka miesięcy, na głowie mam ważniejsze problemy i naprawdę nie będę się załamywał przed czasem. Jestem młodym człowiekiem, ale dość odważnym i pewnym siebie.
Ostatecznie zaangażowana w film obsada wyszła ze swojego występu obronną ręką. Tak twierdziła m.in. Agnieszka Szady z portalu Esensja.pl, która w recenzji "Wiedźmina" opisywała aktorki i aktorów nader pozytywnie:
Żadną znawczynią nie jestem, ale śmiem twierdzić, że ładnie się spisali: Żebrowski JEST Geraltem, nie ma dwóch zdań, pani Wolszczak jako Yennefer również odpowiada moim wyobrażeniom (ktoś może zarzucać, że za stara i za mało piękna, ale chyba lepiej wziąć do roli zawodową aktorkę niż cud-modelkę, która trzech zdań nie będzie umiała wypowiedzieć?), Jaskier jest sympatyczny i bardzo Jaskrowy, a Borch Trzy Kawki i pojawiający się na moment wójt Caldemeyn po prostu mnie zachwycili. Nenneke jest dokładnie taka, jak powinna być, a i Calanthe jest OK.
O wiele więcej batów niż obsada zebrali twórcy "Wiedźmina". Piotr Stasiak z serwisu GRYOnline.pl wspominał, że film podobno przemontowano aż trzy razy, a z prac nad nim wycofał się scenarzysta Michał Szczerbic. Jaki był tego wynik? "Opłakany" - czytamy w GRYOnline.pl - "bo tak naprawdę trudno powiedzieć, o co w "Wiedźminie" chodzi. Prawdopodobnie jest to efekt tego, iż nakręcono potwornie dużo materiału na serial (13 odcinków). Do filmu postanowiono wykorzystać wszystkie najlepsze kawałki, ale i tak wyszło tego o wiele za dużo".
Na Filmwebie można znaleźć recenzję Marcina Kozłowskiego, który 7 listopada 2001 roku napisał o "Wiedźminie" m.in.:
Pomijam tu już fakt, iż fabuła filmu nie trzyma się wiernie opowiadań Sapkowskiego, co może razić najbardziej zagorzałych fanów Geralta, ale wielokrotnie dialogi bohaterów stoją na niskim, żeby nie powiedzieć żenującym poziomie. W jednej ze scen, kiedy wiedźmin rozmawia z Yennefer, czarodziejka wypowiada kwestię tej mniej więcej treści (cytuję z pamięci): "Nie potrafiłabym z Tobą żyć. Wczoraj walczyłeś z bazyliszkiem, dziś znowu gdzieś jedziesz...". Przykro mi to mówić, ale tekst ten brzmi jakby pochodził z jakiegoś tandetnego filmu policyjnego, a nie z obrazu fantasy opartego na jednej z lepszych książek tego gatunku, jaka została opublikowana w naszym kraju.
Z kolei cytowana wcześniej Ewa Wituska w "Przeglądzie" wypunktowała "posklejane chaotycznie wątki", które scenarzysta "wzbogacił" o kilka scen własnej inwencji, "o co niezadowoleni sapkofani mieli największe pretensje". Dostało się też osobom odpowiedzialnym za efekty specjalne, które według Wituskiej "budzą często śmiech oraz komentarze, że producenci powinni kupić sobie kilka gier komputerowych i na nich się uczyć". W pamięci zbiorowej polskich widzów szczególnie zapisał się złoty smok, który - choć dziś jest obiektem wielu żartów - na tamten moment dla niektórych był szczytowym osiągnięciem technologii w polskim filmie.
Jaki stosunek do filmu miał Andrzej Sapkowski? Bynajmniej nie wchodził twórcom w drogę. Jak pisał Piotr Stasiak, pisarz "sprzedał prawa do ekranizacji, nie miesza się filmowcom do ich zawodu i spokojnie pisze kolejne książki. I bardzo dobrze – każdy powinien robić to, co mu wychodzi najlepiej". Joanna Ejsmont z portalu Gildia.pl przepowiedziała twórczości Sapkowskiego świetlaną ekranową przyszłość, o czym nie omieszkała wspomnieć w wywiadzie z autorem przy okazji premiery filmu. Dziennikarka zapytała:
Fabryka snów, co prawda, nie upomniała się jeszcze o Pana, ale sadzę, że to tylko kwestia czasu. Czy zastanawiał się Pan kiedyś, jak wyglądałaby Pana wymarzona ekranizacja przygód Geralta? Kogo widziałby Pan w głównych rolach, kogo na stołku reżyserskim?
Twórca wiedźmińskiego świata odpowiedział:
Oczywiście może to być wyłącznie zabawa, nigdy w życiu nie głowiłem się nad czymś takim ani tym bardziej nie dopasowywałem postaci do aktora ani do jakiejkolwiek znanej twarzy, nawet podświadomie. Męczony kiedyś przez fanów zdecydowałem się na Kevina Costnera jako wiedźmina i Madeleine Stowe jako Yennefer. Ale wciąż, powtarzam, mam to za żart, jako że i "fabryka snów" snem jeno pozostaje.
W momencie tej rozmowy grający dziś Geralta Henry Cavill miał 18 lat i dopiero co zaliczył aktorski debiut w filmie "Laguna". Z kolei Anya Chalotra, wcielająca się w Yennefer, najprawdopodobniej chodziła do przedszkola. Choć marzenia Sapkowskiego o Kevinie Costnerze i Madeleine Stowe się nie spełniły, pisarz i tak jest zadowolony z debiutującej w tym roku nowej adaptacji "Wiedźmina" i efektów pracy Cavilla, Chalotry oraz ekipy Netfliksa na czele z Lauren S. Hissrich i Tomkiem Bagińskim.
Podczas wizyty na planie w Budapeszcie mówił, że była to dla niego "wielka niespodzianka i wielkie wydarzenie" oraz że nie obawia się o nic w kontekście serialu, bo "nie ocenia się zupy po składnikach". Warto dodać, że w "Wiedźminie" znalazło się miejsce także dla Michała Żebrowskiego - aktor udzielił głosu Białemu Wilkowi w polskiej wersji językowej serialu, który można oglądać na Netfliksie od 20 grudnia.
<<Reklama>> Saga o Wiedźminie dostępna jest w formie e-booków w Publio.pl >>