Jan Komasa, reżyser "Bożego Ciała", skomentował przegraną swojego filmu w walce o Oscara w kategorii filmu międzynarodowego. Stwierdził, że to już "koniec wielkiej przygody".
Jako polska ekipa byliśmy nominowani po raz czwarty na przestrzeni ostatnich 10 lat. Jest to niezwykłe osiągnięcie, dzięki któremu polskie kino zyskało bardzo dużo. Jesteśmy tutaj rozpoznawalni. Martin Scorsese i Tom Hanks, z którym również rozmawiałem, wszyscy nas pozdrawiają, znają polskie kino
- powiedział reżyser. Dodał, że chciał zrobić "mały" film o człowieku, który nawet udając księdza, próbuje połączyć zwaśnioną społeczność. Podkreślił, że w tych czasach brakuje takiego człowieka na świecie.
Zbliżają się wybory w Stanach i w Polsce. Uważam, co powiedziałem już nie raz w wywiadach, że jako naród bardziej niż prezydenta potrzebujemy terapeuty. Coraz więcej społeczeństw potrzebuje kogoś, kto spowoduje, że ludzie znowu zaczną ze sobą rozmawiać
- stwierdził Komasa. Jak zaznaczył, o tym właśnie jest "Boże Ciało" i ludzie w Stanach Zjednoczonych doskonale to odczytali.
Filmowiec podkreślił, że polityka weszła w jego życie i ludzie są "zmuszeni" by o niej rozmawiać.
Dotyka to nas wszystkich i myślę, że zupełnie niepotrzebnie powoduje rozpad społeczny. Powinniśmy być razem i to jest temat, który przewija się przez wiele filmów - o tym jest "Parasite", o tym jest "Joker"
- powiedział reżyser i dodał, że już wkrótce do kin wchodzi jego nowy film "Sala samobójców. Hejter", który opowiada m.in. o kampanii politycznej w wyborach samorządowych. Podkreślił też, że ma nadzieję, że w prowokacyjny sposób przyczyni się do tego, aby Polacy porozmawiali naprawdę i uczciwie o tym, jakim jesteśmy społeczeństwem.
>>> "Sala Samobójców. Hejter" - najnowszy zwiastun filmu Jana Komasy. Zobacz wideo: