Jacek Kurski bardzo zachwalał film "Zenek" na jego uroczystej premierze. Jak czytamy na TVP Info, prezes zwrócił uwagę, że w Polsce jeszcze nie powstała rzetelna produkcja o zjawisku disco polo. Prezes powiedział:
Wstydzono się, skradano, nic nie mówiono, przemilczano, stygmatyzowano. Telewizja Polska uznała, że nie ma się czego wstydzić. To wielki, wspaniały fenomen muzyczny, doświadczenie dwóch pokoleń Polaków. Muzyka disco polo doczekała się oprawy filmu fabularnego.
"Zenek" to filmowa biografia Zenona Martyniuka, króla disco polo, którą wyprodukowało samodzielnie TVP. Za reżyserię odpowiedzialny był Jan Hryniak, za scenariusz jego żona - Marta Hryniak. W głównej roli wystąpił Krzysztof Czeczot, a w roli Danuty Martyniuk, żony Zenona, zobaczymy Klarę Bielawkę. Martyniuka juniora, czyli syna pary Daniela, gra Olaf Marchwicki, teścia Zenona Martyniuka zagrał sam Jan Frycz.
W roli ojca wokalisty zespołu Akcent zobaczymy Romana Gancarczyka. Matkę Zenka portretuje z kolei Agnieszka Suchora. Pojawił się także Piotr Cyrwus w roli niejakiego Skaryszuka, a także Magdalena Berus, Karol Dziuba, Jędrzej Bigosiński, znany z "Korony królów" Mateusz Król czy Andrzej Andrzejewski. Warto wspomnieć o aktorach na samym początku, bo tylko ich kreacje zyskały uznanie licznych krytyków filmowych, którzy byli obecni na uroczystej prapremierze filmu 10 lutego. Poza uznaniem dla aktorów nie padła żadna inna pochwała.
Już pierwsza recenzja filmu autorstwa Magdaleny Maksimiuk, która ukazała się w sieci, zapowiadała, że nie jest dobrze. Dziennikarka twierdziła, że produkcja będzie dla wielbicieli muzyka zawodem. Podkreślała, że za mało tam muzyki głównego bohatera, do tego myląca jest przeskakująca chronologia zdarzeń, a sama końcówka zawiera dziwny zwrot akcji. Tego wszystkiego nie wynagradzają udane role młodych aktorów - podkreślała. I zgadzają się z jej opinią także inni krytycy.
Wojciech Krzyżaniak napisał dla Onetu, że nawet wielbiciele muzyka mogą poczuć się ostatecznie tym filmem oszukani:
Jest to po prostu kino męcząco nijakie, to nawet fani pana Zenka mogą się poczuć zrobieni w... coś nieprzyjemnego. W sumie szkoda, bo sam pan Zenek taki raczej sympatyczny.
Dlaczego wyszło tak źle? Krytyk wyjaśnia, że to "jest to słaby film, i co gorsze, o niczym", a do tego "niestety wszystko jest nijakie, jak sama historia". Zgadza się z nim Bernadetta Trusewicz, która w recenzji umieszczonej na stronie fdb.pl napisała, przecząc przy okazji zapewnieniom Jacka Kurskiego, że "Zenek" -"Intelektualnie i psychologicznie jest na poziomie muzyki wykonywanej przez Zenona Martyniuka. Film nie ma żadnych zachcianek na refleksje o fenomenie kulturowym, jakim jest disco polo w naszej kulturze i w technicznie niebiednym, ale treściwie już bardziej wykonaniu opowiada prostolinijną bajkę od zera do bohatera". Podkreśla:
Niezależnie od stanowiska jakie obieramy i mamy wobec tej muzyki [disco polo - przyp. red.], ten film nie ma żadnej tezy. To jest jego największy problem.
Krzyżaniak podkreśla, że scenarzyści tak bardzo próbowali stworzyć pochlebny obraz głównego bohatera, że stracili szansę na wykorzystanie potencjału materiału, jaki dostali w swoje ręce. Mieli przecież szansę na napisanie klimatycznych scenek rodzajowych z Podlasia, ciekawe i zabawne dialogi, a tymczasem brakuje tam jakiejkolwiek wartości dodanej, dostajemy za to bolesne stereotypy:
Rzuca się w oczy i uszy to, jak bardzo scenarzyści starali się unikać wszelkich kontrowersji, jak dalece pan Zenek miał wpływ na dobór opowiastek z jego życia i jak małą wiarę mieli twórcy w poczucie humoru samego piosenkarza i szerzej, ludzi z Podlasia. To właśnie dlatego zmarnowano cały potencjał komediowy, który można było wykorzystać w tle głównego wątku.
Trusewicz zwraca na to uwagę -"Największym jednak problemem tej produkcji jest jej zachowawczość, bo ten film cierpi na deficyt emocji. Po prostu zaczyna się, trwa i kończy. Po drodze wpadając w widoczne z kosmosu stereotypy i przerysowania". Rafał Christ z serwisu Spidersweb z kolei dodaje:
Reżyser z kamienną twarzą namaszcza Martyniuka na proroka muzyki rozrywkowej, ku uciesze zebranych wiernych, każąc mu śpiewać w kościele na tle imponujących organów. Biografię artysty obtacza w nieznośnym realizmie, chcąc chyba usunąć z terminu disco polo wszelkie negatywne konotacje.
Marcin Kempisty (filmawka.pl) zauważył, że w ten sposób filmowcy wręcz zaszkodzili samemu Martyniukowi:
Co paradoksalne, nie chcąc obrazić piosenkarza, twórcy jednocześnie to czynią, wkładając mu w usta “zabawne” kwestie, z których wynika, jak gdyby był wiejskim głupkiem, bezrozumnym jurodiwym świata muzyki wspinającym się na artystyczny parnas w efekcie boskiej opatrzności.
A Krzyżaniak wbija ostatni gwóźdź w tym wątku - "Dostajemy więc napuszoną, do bólu poprawną pod prawie każdym względem papkę 'ku czci', która równie dobrze mogłaby zostać wyemitowana w telewizyjnym paśmie 'Uwaga: Kulisy sławy'". Trusewicz dodaje - "Po prostu świat przedstawiony jest tutaj, jak granie z playbacku".
Krytycy zgodnie też zwracają uwagę na irytującą i nieudaną konstrukcję fabuły - historia nie jest pokazana linearnie, twórcy zdecydowali się na przeskoki pomiędzy różnymi etapami kariery Zenona Martyniuka. Do tego dorzucili komentarze z offu, które mają uzupełniać luki, a jednak - znowu - bardziej szkodzą niż pomagają. Krzyżaniak uważa, że to może być wyraz braku szacunku dla potencjalnych widzów:
Pojawiają się nieznośne didaskalia rodem z głupawych docusoupów: "Dlaczego ja", "Ukryta prawda" czy "Dzień, który zmienił moje życie". Najwyraźniej uznano, że target publiczności disco polo i docusoupów jest tożsamy, i trzeba mu wszystko wkładać do głowy łopatką. Jeśli tak, to można to uznać za niegrzeczną protekcjonalność twórców wobec swojej publiczności.
Chirst z kolei uważa -"Kolejne sceny łączone są ze sobą na siłę, jedynie za sprawą głównego bohatera. O wszelkiej spójności fabularnej można zapomnieć. Paradokumentalne wstawki mają uzupełniać informacje pominięte w elipsach, ale jednocześnie pozbawiają opowieść koherentnego sensu".
Wszystkich też zaskoczyło, jak w tym filmie mało jest muzyki Zenona Martyniuka, pojawiają się za to covery Modern Talking czy Boney M, a nawet Limahl i jego "Neverending story". Chirst pisze - "Zaskakująco mało w tym wszystkim muzyki. Samego disco polo jest tu jak na lekarstwo. W pierwszej połowie filmu usłyszymy kilka hitów, ale nie Akcentu". W recenzji na Onecie czytamy - "A czego dowodzić ma obecność na ekranie pana Limahla, nadal nie wiem".
Jednocześnie wszyscy krytycy nie mają wątpliwości, że produkcja przyciągnie tysiące widzów. Nie przewidują jednak, że zainteresowanie tytułem potrwa długo. Ich zdaniem sam film raczej nie zapisze się na stałe w polskiej kulturze. Zdecydowanie jednak zachwalają grę aktorską. Chirst podkreśla -"możemy jedynie podziwiać charyzmę aktorów, którzy go kreują. Jakub Zając wciela się w muzyka w jego początkowych latach kariery i czaruje chłopięcym urokiem. (...) Krzysztof Czeczot(...) uwodzi męską, przywódczą energią, wydobywając na wierzch sztuczność wiążącą się z byciem gwiazdą". Wojciech Krzyżaniak uważa, że to obraz w sam raz do obejrzenia w telewizji:
Można docenić starania młodych aktorów, zwłaszcza Jakuba Zająca w roli młodego Zenka i Karola Dziuby, który zaskoczył mnie rolą współzałożyciela grupy Akcent, Ryśka, ale to jest zdecydowanie za mało, żebym mógł kogoś z was namawiać na wycieczkę do kina. Ale kiedy film trafi do telewizji, to nie będę przed nim ostrzegał. Bo cała obsada daje radę, jest trochę niezłych zdjęć i przynajmniej kilka całkiem udanych dialogów.
"Zenek" do kin w całej Polsce wejdzie 14 lutego.
Zespół Akcent powstał w 1989 roku i stworzył takie przeboje jak "Przez te oczy zielone", "Życie to są chwile" czy "Przekorny los". Ten ostatni utwór wydano w formie singla, który sprzedał się w liczbie ponad 300 tys. egzemplarzy. Tym samym wydawnictwo osiągnęło status potrójnej diamentowej płyty. Akcent tylko w 2018 roku odebrał siedem diamentowych płyt i Super Grand Prix na 23. Ogólnopolskim Festiwalu Muzyki Tanecznej w Ostródzie.