Polskie "Maryjki" to opowieść o 50-letniej dziewicy. Premiera odbędzie się na prestiżowym SXSW [WYWIAD]

"Maryjki" to pełnowymiarowy debiut filmowy Darii Woszek. Opowieść o 50-letniej dziewicy jest jedynym polskim filmem w tegorocznej edycji prestiżowego amerykańskiego festiwalu South By South West. Z twórczynią filmu, Darią Woszek, rozmawiał Przemysław Gulada.
Zobacz wideo

Przemysław Gulda: Jak powstał pomysł i scenariusz twoich "Maryjek", opowieści o kobiecie, która wpada w pułapkę powstałą na skrzyżowaniu katolicyzmu i erotyzmu?

Daria Woszek: Punktem wyjścia były chyba przede wszystkim rozmowy z moją mamą i innymi starszymi kobietami, zwłaszcza aktorkami, dotyczące menopauzy. Wbrew pozorom i stereotypom usłyszałam od nich wiele dobrego na ten temat. Powtarzały, że było to dla nich doświadczenie wyzwalające. Przez całe wcześniejsze życie musiały realizować wyznaczone kobietom role: być seksbombami, kochankami, matkami. Menopauza pozwala na iście gombrowiczowską ucieczkę z formy, na życie poza rolami, obok nich. Wiele kobiet mówiło mi, że dopiero wtedy miały czas i siłę, żeby zastanowić się nad tym, kim naprawdę są. Chciałam opowiedzieć o tym doświadczeniu, dlatego stworzyliśmy wraz z Sylwestrem Piechurą i Aleksandrą Świerk postać 50-letniej dziewicy, która przechodzi na oczach widza przyspieszony proces dojrzewania a rebour.

Na czym to polega w jej przypadku?

Wypełnia po kolei te wszystkie role, które wypełniać muszą kobiety, ale żadna z nich nie daje jej satysfakcji. I wtedy dochodzi do wniosku, że żeby być spełnioną kobietą, wcale nie musi funkcjonować w tych rolach.

Nie wybrzmiałoby to pewnie w wystarczająco mocny i poruszający sposób, gdyby nie znakomita rola Grażyny Misiorowskiej. Odkrywasz ją dla kina. Jak pracowałyście nad tą rolą?

 To magnetyczna postać. Wielka aktorka. Prawdziwa diva teatralna, związana od zawsze z teatrem w Opolu. Zakochałam się w niej i to nie tylko dlatego, że okazała się wymarzoną Marią. To był jej filmowy debiut, ale poradziła sobie znakomicie. Pracowałyśmy zresztą nad jej rolą w bardzo teatralny sposób. Zanim uruchomiliśmy kamerę spędziliśmy długie godziny nad scenariuszem, na próbach, na budowaniu tej postaci przez rozmowy. Trudno mi powiedzieć na ile w tej kreacji czerpała z własnych doświadczeń, ale jestem przekonana, że są w tej postaci sprawy wspólne dla wszystkich kobiet.

Poruszasz bardzo mało rozpoznany przez kulturę temat seksualności ludzi, którzy nie są już "piękni i młodzi". Dlaczego wydało ci się to ważne?

Bo to też element tego procesu wychodzenia z roli i uciekania z pułapki cudzych oczekiwań. Nie trzeba patrzeć na kobiety przez pryzmat zseksualizowanych obrazów, które promuje kultura masowa, nie trzeba ich sztucznie upiększać, są piękne w naturalny sposób. Dlatego przyjęliśmy z operatorem Michałem Pukowcem założenie, żeby nie pokazywać w tym filmie kobiet w wersji beauty. Pokazujemy kobiece ciało takie, jakie jest w naturze. Wydaje mi się, że popkultura nie tylko ogranicza seksualność tylko do ludzi „pięknych i młodych”, ale wciąż porusza się w ramach męskiego podejścia do seksu. Dla kobiet to o wiele bardziej skomplikowane niż w męskim schemacie: widzę ładną dziewczynę - podnieca mnie to - uprawiam z nią seks. Bardzo starałam się w swoim filmie oddać to, jak głęboka jest kobieca seksualność i sensualność, obudować ją takimi elementami, jak: dotyk, zapach czy smak. Dlatego wraz z Michałem Pukowcem i scenografką Alicją Kazimierczak bawiliśmy się i eksperymentowaliśmy z językiem filmowym, tworząc naszą narrację, nowy język.

Twój film dzieje się w rzeczywistości przypominającej Polskę, ale jednak mocno podkoloryzowanej i uciekającej w surrealizm. Jak budowałaś warstwę wizualną swojego filmu?

Spędziłam dzieciństwo w operze - moja mama była primabaleriną Opery Śląskiej. Oglądałam więc świat wykreowany, podkoloryzowany. To z pewnością bardzo mocno wpłynęło na moją wrażliwość estetyczną. I dziś, może nieco paradoksalnie, tak kampowy styl jest dla mnie zdecydowanie bardziej naturalny niż dokumentalne odwzorowywanie świata. Innym punktem odniesienia była rzeczywistość późnego PRL-u, która też gdzieś tkwi w moich najwcześniejszych wspomnieniach. Jeszcze jeden punkt, na który muszę zwrócić uwagę to słynny krakowski kościół Franciszkanów. Jego wnętrze zawsze mnie mocno inspirowało: światło, kolory, faktury. Spędziliśmy tam dużo czasu z Michałem i to też na pewno przeniknęło do filmu.

Plenerowe zdjęcia postanowiłaś nakręcić w Nowej Hucie. Czy to był wybór estetyczny, symboliczny, ideowy? Czy wyniknęło to tylko z powodów organizacyjnych?

Nowa Huta to miasto-labirynt, skonstruowane na zasadzie powtarzania i przekształcania tych samych motywów i modułów. Pod względem urbanistycznym jest bardzo mocno uporządkowane, ale jednocześnie niezwykle łatwo można się w nim zgubić. Uznałam, że to znakomita metafora dobrze ułożonego i sformatowanego życia mojej bohaterki. A poza tym nakręcenie filmu w Nowej Hucie zawsze było moim wielkim marzeniem. Jak można się nie fascynować miejscem, które raz wygląda jak Paryż, a innym razem - jak sztuczna dekoracja wbudowana w filmowym atelier.

"Maryjki" będą miała światową premierę na amerykańskim festiwalu SXSW. Jak to się stało?

Nie mogę nie wspomnieć w tym miejscu o Agnieszce Rostropowicz-Rutkowskiej, która zajmuje się promocją filmu. To był jej pomysł w ramach szukania miejsc otwartych na kino alternatywne. I okazało się, że trafiła w punkt: wysłaliśmy propozycję do Stanów i bardzo szybko dostaliśmy bardzo pozytywną odpowiedź. Ten film od samego początku cieszy się znacznie większym zainteresowaniem i wsparciem zagranicą niż w Polsce.

Jak ci się wydaje, dlaczego tak jest?

Myślę, ze jest to związane z naszą tradycją, silnie przesiąkniętą katolickim poczuciem kary i winy. Z uporządkowaniem świata według ról społecznych i wielkim lękiem przed szeroko rozumianym "wyzwoleniem" i zmianą. Z ciągłym zdziwieniem patrzę na to, jak tematy związane z cielesnością, seksualnością budzą w przestrzeni publicznej niezdrowe emocje. Mechanizm wyparcia ma się u nas świetnie.

Czego się spodziewasz po amerykańskich pokazach? Co musi się stać, żebyś wróciła z Austin z poczuciem zadowolenia i spełnienia?

Liczę przede wszystkim i najbardziej zależy mi na nawiązaniu dialogu z publicznością. Jestem ciekawa, na ile wizualny język mojego filmu będzie zrozumiały dla tamtejszych widzek i widzów.

Rozmawiał Przemysław Gulda

Festiwal South By South West odbędzie się w Austin w Teksasie w dniach 13-22 marca.

Więcej o: