Widzowie pokochali historię trochę niezdarnego i niezręcznego Charlesa, który nagminnie spóźnia się na wesela i śluby, nawet wtedy, kiedy sam jest świadkiem. Mimo jego przywar, otaczała go grupa oddanych przyjaciół, którzy nie szczędzili mu żartów oraz wsparcia. Komiczne były też jego trudności w relacjach z kobietami, a romans z Amerykanką Carrie wszyscy śledzili z zapartym tchem. "Cztery wesela i pogrzeb" to dziś już klasyka kina.
"Cztery wesela i pogrzeb" stał się najlepiej zarabiającym brytyjskim filmem w historii - zarobił 245,7 miliona dolarów na całym świecie. Hugh Grant za główną rolę dostał Złotego Globa dla aktora komediowego (lub musicalowego) oraz nagrodę BAFTA. Brytyjska Akademia Filmowa uznała, że "Cztery wesela i pogrzeb" jest najlepszym filmem roku, BAFTĘ zdobyli także reżyser Mike Newell i aktorka Kristin Scott Thomas za rolę drugoplanową. Produkcja doczekała się nominacji do Oscara dla najlepszego filmu i dla najlepszego scenariusza. Jednak droga do sukcesu była usiana trudnościami. Twórcy przez rok nie wiedzieli, czy dostaną na niego pieniądze. Film powstał w sześć tygodni, a jego produkcja kosztowała mniej niż 3 miliony funtów.
Reżyserią zajął się Mike Newell. To był pierwszy z serii scenariuszy Richarda Curtisa, w których zagrał potem Hugh Grant - efekty ich wspólnej pracy mogliśmy zobaczyć także w "Notting Hill" i "To właśnie miłość". Curtis wcześniej był znany jako współautor scenariusza do kultowego już dziś serialu komediowego "Czarna Żmija" z Rowanem Atkinsonem w roli głównej i Hugh Lauriem w drugoplanowej, acz niemniej ważnej, roli. Curtis wpadł na pomysł napisania scenariusza "Czterech wesel", kiedy w wieku 34 lat zdał sobie sprawę, że przeciągu ostatnich 11 lat był gościem na 65 różnych ślubach. Na jednym z nich dostał kuszącą propozycję od innej z uczestniczek zabawy, ale ją odrzucił. Twierdzi, że już zawsze będzie tego żałował - ta sytuacja posłużyła za kanwę do stworzenia romansu pomiędzy Charlesem i Carrie.
Curtis napisał 17 różnych wersji scenariusza, nim film zyskał swój ostateczny szlif. Duży wpływ miał na niego też reżyser Mike Newell, Curtis jeszcze 1994 roku w wywiadzie dla Entertainment Weekly zdradził:
Wywodzę się ze szkoły, gdzie żartowanie jest najważniejsze. Mike obsesyjnie pilnował tego, by film był jak najbardziej realistyczny. Każdy bohater, nie ważne na jak krótko się pojawia na ekranie, ma swoją historię - a nie tylko trzy zabawne linijki tekstu. To romantyczny film o miłości i przyjaźni, który pływa w morzu żartów.
Mike Newell i Richard Curtis aktorów do filmu zaczęli szukać jeszcze na początku 1992 roku. Zanim na ich radarze pojawił się Hugh Grant, zdążyli przesłuchać 70 aktorów do roli Charlesa. Podobno w tamtym czasie był gotowy zrezygnować z aktorstwa, a potem zobaczył scenariusz do "Czterech wesel". W Wywiadzie z SAG-AFTRA Foundations z 2016 roku wspominał:
Nie dostawałem wtedy żadnych ról, a scenariusz przyszedł całkiem niespodziewanie od mojego agenta. I był naprawdę dobry. Nawet do niego zadzwoniłem i powiedziałem, że musiał się pomylić, bo przysłał mi dobry scenariusz.
Co ciekawe, Richard Curtis na początku nie chciał obsadzić Granta w głównej roli, bo ta postać była wzorowana na nim samym. Jego zdaniem młody aktor był... zbyt przystojny. W 2018 roku powiedział reporterowi "Daily Mail":
Byłem przekonany, że nikt nie uwierzy, że taki facet ma kłopoty z dziewczynami. Przecież było widać gołym okiem, że nie ma. Ale był też najlepszą osobą, która się zgłosiła. Jednak ciągle nie głosowałem na niego, kiedy trzeba było wybierać pomiędzy dwoma ostatnimi kandydatami.
Scenarzysta nalegał, by zatrudnić Alexa Jenningsa - widzowie mogą go kojarzyć z filmu "Królowa" z Helen Mirren. Zagrał tam księcia Karola.
W pewnym momencie zastanawiano się też, czy nie zaproponować roli Alanowi Rickmanowi - aktor w 1994 roku miał 48 lat. Co ciekawe, Hugh Grant i Rickman zagrali potem razem w innym filmie Mike'a Newella. Był to dramat "Nieprawdopodobna historia" - ekranizacja powieści "An Awfully Big Adventure" o nastoletniej dziewczynie, która marzy by zostać aktorką i zatrudnia się w lokalnym teatrze w Liverpoolu. Tam poznaje swojego przyszłego kochanka, aktora P.L. O'Harę - w tej wystąpił Rickman, podczas gdy Grant zagrał Mereditha Pottera - narcystycznego manipulanta, szefa całej trupy, który woli jednak towarzystwo mężczyzn.
Żeby przekonać do siebie producentów, Hugh Grant pokazał nagranie z wesela swojego brata. Hugh był świadkiem i nabijał się z pana młodego, któremu nieszczęśliwie wyskoczył jęczmień na powiece. Aktor wspomina -"Richard Curtis robił wszystko, żebym nie dostał tej roli. Pamiętam, że to było bardzo traumatyczne przesłuchanie".
Ostatecznie reżyserowi i producentom udało przekonać się Curtisa, by jednak obsadzić Hugh Granta. A kiedy już to zrobili, jego agent zażądał 5 tysięcy podwyżki - aktorowi pierwotnie zaproponowano 35 tys. funtów. Budżet był na tyle napięty, że producenci początkowo nie chcieli się zgodzić, by ostatecznie ulec presji. Pozostali członkowie obsady dostali 17,5 tys. funtów za swoje występy.
Nie było też od razu oczywiste, że to Andie McDowell zagra Amerykankę Carrie. Pierwotnie rolę dostała Jeanne Tripplehorn, która w 1992 roku zagrała doktor Beth Garner w "Nagim instynkcie". Zrezygnowała jednak z powodu śmierci w rodzinie. Twórcy rozważali także obsadzenie Marisy Tomei lub Sarah Jessiki Parker.
Charlotte Coleman, która tak brawurowo zagrała współlokatorkę Charlesa, Scarlett, zmarła w 2001 roku przez ostry atak astmy. Miała tylko 33 lata. Za swoją rolę w "Weselach" dostała nominację do nagrody BAFTA i choć już w latach 80. była gwiazdą telewizji, to właśnie dzięki Scarlett została zapamiętana.
Film był robiony po kosztach - jeszcze latem 1993 roku, chwilę przed rozpoczęciem zdjęć, nie było wiadomo, czy znajdą się pieniądze, żeby "Cztery wesela" nakręcić. Studio Working Title Films wkroczyło i obcięło z pierwotnego budżetu 1,2 mln funtów. Ekipa musiała więc nakręcić całość w 36 dni z budżetem w wysokości 2,7 mln funtów. To jak na tamte warunki była bardzo niska suma, tak też statyści przychodzili na plan we własnych ubraniach. A Rowan Atkinson zagrał wikarego na dwóch ślubach tylko po to, żeby nie trzeba było płacić innemu aktorowi.
Efekt końcowy jest doskonały, zdaniem twórców właśnie dzięki temu, że musieli się tak nagimnastykować, żeby całość nakręcić. Przesłuchania do filmu trwały rok właśnie przez to, że nie było na niego pieniędzy. Producent Duncan Kenworthy powiedział w wywiadzie dla "Guardian'a":
Kręcenie jest drogie, ale rozmawianie jest tanie. Dzięki temu, że ciągle rozmawialiśmy, wyłapaliśmy wszystkie dwuznaczności, nieśmieszne dialogi i nieporozumienia dotyczące bohaterów, które mogą być bardzo szkodliwe. Ten film nie byłby nawet w połowie tak dobry, gdybyśmy tak długo nie musieli czekać na finansowanie.
Sam Hugh Grant w trakcie zdjęć do filmu miał dramatyczny katar sienny i był bardzo niepewny efektu swojej pracy. Reżyser cały czas zachęcał go do tego, żeby nie trzymał się dokładnie scenariusza, a wręcz mylił się z premedytacją - jego kwestie były celowo napisane w jak najbardziej zawiły sposób. W ten sposób Charles miał się wydawać nerwowym jąkałą. Aktor był wręcz przekonany, że zagrał beznadziejnie. W wywiadzie dla ew.com mówił o wskazówkach reżysera:
Dawał mi rady sprzeczne z tym, co wydawało mi się naturalnym rytmem komedii. Robił film ze strukturą, kładł pod nią grunt i kładł nacisk bardziej na prawdę niż na same skecze.
Kostiumograf specjalnie ubierał tego przystojnego aktora w paskudne okulary i niedopasowane ubrania - miał się wydawać trochę niedostosowany i nieobecny, stąd też wzięła się słynna rozczochrana fryzura ze zwisającą grzywką. Paradoksalnie jednak film zyskał na popularności w USA dzięki temu, że Hugh Grant - pomimo wszystkich zabiegów maskujących jego atrakcyjność - został uznany za symbol seksu, a to oznaczało dużo darmowej reklamy. Producent Duncan Kenworthy w rozmowie z "The Guardian" przeprowadzonej z okazji 20-lecia filmu wspominał:
Mieliśmy niesamowite szczęście. Kiedy Hugh trafił do mediów okazał się niesamowicie zabawny i bardzo podobny do filmowego Charlesa. To się nigdy nie dzieje.
Duże zainteresowanie wzbudzała też dziewczyna aktora, który umawiał się w tamtym czasie z Elizabeth Hurley. Wzbudziła prawdziwą sensację, kiedy na premierze filmu w Leicester Square zjawiła się w osławionej czarnej sukience Versace ze złotymi agrafkami. Na tej samej premierze kilkaset osób zjawiło się w sukniach ślubnych - na ten pomysł wpadł scenarzysta. Aktorka w swoim zmysłowym stroju przyćmiła wszystkich innych.
Elizabeth Hurley na premierze filmu 'Cztery wesela i pogrzeb' Original photograph by Dave Benett. Fair use
Hugh Grant w rozmowie z SAG-AFTRA wspominał, że pierwsze projekcje filmu w roboczej wersji wypadły koszmarnie:
Byłem pewny, że to schrzaniliśmy. Kiedy poszliśmy zobaczyć surową wersję - ja, Richard Curtis, Mike Newell, producenci - wszyscy myśleliśmy, że to najgorszy film, jaki kiedykolwiek powstał. Chcieliśmy wyemigrować do Peru po premierze, żeby nikt nas nie mógł znaleźć. A oni zrobili kilka cięć, zawieźli to do Santa Monica na próbne pokazy i wszyscy byli zachwyceni. I to była wielka niespodzianka.
I teraz uwaga, amerykański dystrybutor wymógł na twórcach, żeby nakręcić jeszcze raz pierwsze sceny filmu - te w których Charles i Scarlett odkrywają, że zaspali na ślub i powtarzają w kółko "fuck". To dlatego amerykańscy widzowie słyszeli, jak Hugh Grant wykrzykuje anglosaskie "bugger". Zresztą niemal każde przekleństwo czy dialog dotyczący seksu był dobitnie maglowany - choćby scena, w której Fiona rozmawia z młodym wikarym i mówi mu, że nic tak nie psuje ślubu jak erekcja.
Próbowano też zmienić tytuł - dystrybutorzy bali się, że "ślub" w tytule odstraszy męską widownię. W alternatywie pojawiły się "True Love and Near Misses", "Loitering in Sacred Places", "Rolling in the Aisles", "Skulking Around", "Toffs On Heat", "Charles and Chums" czy "The Wedding Season". Udało się jednak w końcu stworzyć wersję, która nie wzbudzała już większego sprzeciwu. Film utrzymał się na ekranach przez 296 dni, co przekłada się na 42 tygodnie. W samej Wielkiej Brytanii zarobił 52 700 832 dolarów, wpływy z dystrybucji na całym świecie wyniosły 245 700 832 dolarów.
W rozmowie przeprowadzonej dla magazynu "The Hollywood Reporter" Hugh Grant podzielił się swoimi przemyśleniami dotyczącymi kariery, która wybuchła dzięki sukcesowi niepozornej z początku komedii romantycznej. 59-letni aktor wyznał, że gdyby wiedział wtedy to, co wie dzisiaj, inaczej dobierałby role. - Chyba każda decyzja, którą podjąłem, była zła - stwierdził i dodał:
Po "Czterech weselach i pogrzebie" świat stał przede mną otworem. Powinienem był wybierać interesujące propozycje i robić inne rzeczy. Tymczasem, powtarzałem się, grając praktycznie identyczne postacie chyba 17 razy z rzędu.
Przyznał też, że chociaż odniósł sukces w połowie lat 90., i tak zgadzał się na prawie każdą rolę, bo nie mógł się pozbyć niepokoju towarzyszącemu mu wcześniej, gdy był bezrobotnym aktorem. "Im gorsza była rola, tym szybciej się zgadzałem" - powiedział z uśmiechem. Przyznał, że dzisiaj uważa, że jego czas jako bohatera komedii romantycznych już minął:
Zrobiłem się za stary, za brzydki i za gruby, żeby nadal w nich grać.
Zaznaczył też, że chociaż żałuje wielu aktorskich wyborów i tego, że przez lata skupiał się głównie na jednym gatunku filmowym, nie uważa, że czas spędzony na planie wielu z tych produkcji był zmarnowany. - Płacili mi mnóstwo pieniędzy. Byłem szczęściarzem. I większość z tych komedii romantycznych było naprawdę niezłych. Jedna czy dwie były kiepskie, ale mogę spojrzeć na nie dzisiaj bez żenady i ludzie je lubili - powiedział.
Zobacz też: Hugh Grant o filmie "Dżentelmeni": Postanowiłem podejść do mojego bohatera przekornie