Peter Jackson zapisał się w historii kinematografii swoją ekranizacją trylogii powieści J.R.R. Tolkiena. Zrobił to najdokładniej, jak mógł, więc wszystkie filmy w wersji kinowej trwają łącznie dziewięć godzin i 48 minut. Reżyser i tak cierpiał, że nie zmieściły się wszystkie sceny, na których mu zależało. Na szczęście potem mógł wypuścić na rynek wersje reżyserskie z dodatkowymi sekwencjami, których w kinie nie widzieliśmy. Reżyser zdradził na łamach książki "Peter Jackson: Podróż filmowca", że pierwotnie planował zupełnie inne zakończenie dla Froda i Golluma.
Czytaj też: Christopher Tolkien nie żyje. Syn autora "Hobbita" miał 95 lat
W całej opowieści Tolkiena z grubsza chodziło o to, żeby zniszczyć pierścień w Górze Przeznaczenia. Dzielnie dążył tam hobbit Frodo ze swoim pomocnikiem Samem, narażając się przy tym na liczne niebezpieczeństwa. Kiedy jednak ostatecznie udaje się im trafić w odpowiednie miejsce i są o krok od wrzucenia pierścienia do niszczycielskiej lawy, Frodo poddaje się mrocznej magii i chce zatrzymać artefakt dla siebie. Zakłada obrączkę i staje się niewidzialny, jednak zjawia się opętany przez tę samą magię Gollum.
Dostrzega hobbita i wskakuje mu na plecy. Dochodzi do szarpaniny, a Frodo traci palec z pierścieniem - Gollum go odgryza. Kiedy ma już swój upragniony "skarb" w dłoniach, skacze w ekstazie i niechcący spada w przepaść wypełnioną lawą - ginie, a razem z nim zniszczony zostaje zgubny dla całego świata pierścień. Taką wersję zobaczyliśmy w kinie.
Peter Jackson jednak na samym początku nakręcił to zupełnie inaczej, o czym opowiedział na potrzeby książki Briana Sibley'a. Reżyser chciał pierwotnie pokazać, jak bardzo pierścień opętał Froda - dlatego też miał zabić Golluma. Filmowiec zdradził:
Kiedy nakręciliśmy pierwszą wersję sceny, Gollum odgryzł palec Froda, a Frodo zepchnął go z krawędzi prosto do lawy. To było morderstwo pierwszego stopnia, ale wtedy nie mieliśmy z tym problemu: wydawało się nam, że wszyscy chcieli, by Frodo zabił Golluma.
Jackson zdecydował się jednak to zmienić:
Ale to było oczywiście bardzo nie-tolkienowskie, bo absolutnie szargało jego wyobrażenie o bohaterach.
Reżyser zdradził, że nakręcili scenę jeszcze raz i to na dwa różne sposoby. Jedna z nich wygląda dokładnie tak, jak to opisał Tolkien - Gollum tańczy ekstatycznie z pierścieniem po tym, jak odgryzł palec i wpada niechcący do wulkanu. Reżyser uznał jednak, że w ten sposób "kontekst dramatyczny" filmu "stawał się wielkim rozczarowaniem".
Czytaj też: Sean Bean nie chce już umierać w filmach, więc odrzuca role bohaterów skazanych na śmierć
W wywiadzie z Jeffrey'em Overstreetem z Uniwersytetu w Seattle, Jackson dokładnie wyjaśnił, dlaczego zdecydował się zmienić trochę książkowe rozwiązanie:
Mieliśmy wrażenie, że spora część widzów - zwłaszcza tych, którzy nie czytali książek - czułaby się bardzo zawiedziona i źle oceniała Froda, za to, że po prostu siedzi i patrzy, jak pierścień zostaje zniszczony. Czuliby, że Frodo kompletnie zawalił swoją misję i wyszło tylko przez przypadek. Uważaliśmy na to, żeby Frodo nie wypadł w filmie źle właśnie przez to.
Dlatego też zdecydował się na bardziej ambiwalentne zakończenie filmu - Frodo biegnie za Gollumem. Reżyser powiedział Elijah Woodowi, żeby zagrał to dwuznacznie, tak byśmy ostatecznie nie mieli pewności, czy postąpiłby słusznie, gdyby odzyskał pierścień - relacjonuje Digitalspy. Jackosn skonkludował:
W ten sposób próbowaliśmy zachować myśl ważną dla Tolkiena - że to litość stanowiła rozwiązanie konfliktu. I nic tego nie przesłania - Gdyby nie było tam Golluma, którego wcześniej Frodo uratował przed śmiercią, hobbit zachowałby pierścień. Obecność Golluma cały czas była katalizatorem, który doprowadził do zniszczenia pierścienia.