"Deszczowa piosenka". Kultowy musical, w którym Debbie Reynolds tańczyła, aż zdarła nogi - dosłownie

68 lat temu na ekranach amerykańskich kin pojawiła się produkcja, która na kolejne dekady zdefiniowała, co to znaczy nakręcić dobry musical. "Deszczowa piosenka" z Gene'em Kellym, Debbie Reynolds i Donaldem O'Connorem była kaprysem dumnego tekściarza i początkowo nie zapowiadała się na wielki hit, ale historia oddała jej sprawiedliwość.
Zobacz wideo

“Deszczowa piosenka” to film w reżyserii Stanleya Donena i Gene'a Kelly'ego (przy okazji choreografa i odtwórcy jednej z głównych ról), który był promowany hasłem "Musicalowy skarb MGM w technikolorze!". Jego akcja jest osadzona w Hollywood w 1927 roku, kiedy produkcje z dźwiękiem zyskiwały na popularności, wypierając filmy nieme. Gwiazdami tych drugich są Don Lockwood (Kelly) i Lina Lamont (Jean Hagen), znani jako nierozłączna ekranowa i pozaekranowa para. Lina żywi do Dona prawdziwe uczucia, ale ten oddaje swoje serce początkującej aktorce Kathy Selden (Debbie Reynolds). 

Po tym, jak pierwszy film z dźwiękiem, "The Jazz Singer", staje się wielkim sukcesem, szef studia filmowego R. F. Simpson chce zrobić podobną produkcję z Donem i Liną. Ogromnym problemem okazuje się jednak okropny głos Liny. Kathy wraz z najlepszym przyjacielem Lockwooda, Cosmo (Donald O' Connor), namawiają gwiazdora, żeby przemienił film w musical. Co z Liną? Cosmo wpada wtedy na pomysł, żeby zdubbingowała ją Kathy…

Zobacz też: Bong Joon-Ho chce nakręcić musical, w którym postaci mówią: "P***rzyć to" i przestają śpiewać >>

"Napiszecie film pod tytułem 'Singin' in the Rain'. Wsadźcie do niego wszystkie moje piosenki"

Arthur Freed, producent "Deszczowej piosenki", był uznanym autorem tekstów piosenek do rozmaitych filmów studia MGM. Jednym z największych napisanych przez niego hitów był utwór o nazwie "Singin' in the Rain", stworzony do spółki z wieloletnim współpracownikiem - kompozytorem Nacio Herbem Brownem. Po latach spędzonych w MGM Freedowi zamarzył się film, który celebrowałby jego muzyczny dorobek. Zadanie napisania scenariusza przydzielono Betty Comden i Adolphowi Greenowi, duetowi scenarzystów, na których koncie był już film "On the Town" z Gene'em Kellym.

Otrzymali oni zaproszenie do studia, gdzie podczas spotkania z Freedem usłyszeli: "Dzieciaki, napiszecie film pod tytułem 'Singin' in the Rain'. Wsadźcie do niego wszystkie moje piosenki". Jak wspominała Comden: "Na początku wiedzieliśmy tylko tyle, że gdzieś w tym filmie ma być scena, gdzie ktoś śpiewa w deszczu". Ponieważ utwory Freeda i Browna powstały w latach dwudziestych, gdy Hollywood przechodziło transformację od kina niemego do kina udźwiękowionego, scenarzyści postanowili obrać ten okres za główną inspirację. 

Z burzliwego procesu twórczego wyłoniła się ostateczna koncepcja na film. W trakcie produkcji wprowadzono w scenariuszu kilka znaczących zmian. Słynna scena z piosenką "Singin' in the Rain" w wykonaniu Gene'a Kelly'ego mogła wyglądać kompletnie inaczej, bo w pierwotnej wersji aktor śpiewa szlagier wspólnie z Debbie Reynolds i Donaldem O' Connorem. Ich bohaterowie mieli wychodzić z restauracji po nieudanej próbie filmu "The Duelling Cavalier", ciesząc się, że zostanie on przekształcony w musical. 

Wielkie dzieło wymaga poświęceń - nawet krwawych

Efekciarski (oczywiście w dobrym tonie) jak na swoje czasy film wymagał bardzo ciężkiej pracy dziesiątek osób. Najlepszym tego przykładem jest wspomniana już scena z tytułową piosenką, w której Gene Kelly przepięknie pląsa w rzęsistym deszczu. Długo krążyła legenda, że aktor i reżyser nakręcił całą sekwencję za jednym podejściem. Prawda jest jednak taka: sfilmowanie piosenki "Singin’ in the Rain" trwało dwa-trzy dni. W każdy z nich sztuczny deszcz padał na planie przez sześć godzin.

Trudno się zatem dziwić, że notorycznie przemoknięty Gene Kelly nie cieszył się najlepszym zdrowiem. Kiedy wesoło śpiewał o śpiewaniu w deszczu, był przeziębiony i miał gorączkę, która wahała się między 38 a 39 stopniami Celsjusza. W postprodukcji tancerki Gwen Verdon, Jeanne Coyne i Carol Haney dograły do ujęć z Kellym odgłosy stepowania wśród chlapiącej wody. 

 

Donald O'Connor spędził natomiast dzień w szpitalu przez oprawę do utworu "Make 'Em Laugh". Zakładała ona akrobatyczne popisy, które grany przez O'Connora Cosmo dawał za czasów występów w wodewilu - popisowym aktem było wbiegnięcie pod ścianę i odbicie się od niej saltem. Aktor był nałogowym palaczem, a podczas kręcenia "Deszczowej piosenki" potrafił wypalić cztery paczki papierosów dziennie. Ponieważ kondycję miał co najmniej słabą, po zakończeniu zdjęć do "Make 'Em Laugh" położył się na szpitalne łóżko... tylko po to, by dowiedzieć się, że zdjęcia trzeba powtórzyć.

Nacierpiała się również młodziutka Debbie Reynolds - przed 19-letnią aktorką postanowiono karkołomne zadanie opanowania bardzo skomplikowanych układów choreograficznych, podczas gdy ona miała doświadczenie w gimnastyce artystycznej, a nie w tańcu. Pewnego dnia na planie, gdy Gene Kelly zrobił Reynolds ostrą reprymendę za jej brak umiejętności tanecznych, ta schowała się pod fortepianem i zalała łzami. Miał ją tam znaleźć Fred Astaire, który postanowił wesprzeć dziewczynę w nauce choreografii. Zaprosił ją do siebie na próbę, aby mogła podpatrzeć, jak ciężko musi pracować tancerz.

Debbie Reynolds podjęła się wyzwania - gdy przyszło do sfilmowania sceny z piosenką "Good Mornin'", dała z siebie wszystko. Po 14 godzinach spędzonych na tańcu i wielokrotnym powtarzaniu ujęcia dziewczynę trzeba było zanieść do garderoby, bo z jej stóp strumieniami lała się krew (co ciekawe, koniec końców w finalnej wersji filmu i tak użyto ujęcia numer jeden). Wiele lat później Reynolds chwaliła Kelly'ego jako "najbardziej ekscytującego reżysera, z jakim przyszło jej pracować", ale i dodała: 

Dwie najtrudniejsze rzeczy, z którymi zmierzyłam się w życiu, to poród i "Deszczowa piosenka".
 

Zobacz też: Carrie Fisher i Debbie Reynolds zmarły dzień po dniu. Zobacz zwiastun ich ostatniego wspólnego filmu >>

"Jeśli ktoś nam powie, co cały ten nonsens ma wspólnego z tym tytułem, kupimy mu nowy kapelusz"

Kiedy "Deszczowa piosenka" zadebiutowała w kinach, miała pecha, bo prawie na każdym kroku porównywano ją do innej produkcji z udziałem Gene’a Kelly’ego - "Amerykanina w Paryżu". W 1952 roku "Amerykanin" dostał siedem Oscarów, w tym dla najlepszego filmu. "Deszczowa piosenka", która ukazała się trzy tygodnie po ceremonii, blisko rok później mogła się pochwalić dwiema nominacjami - za najlepszą żeńską rolę drugoplanową dla Jean Hagen oraz za najlepszą muzykę. Żadna z nich nie zaowocowała nagrodą. 

Choć musical nie okazał się porażającym hitem, podobał się publiczności - krytykom także. Wanda Hale z "The Daily News" stwierdziła, że Arthur Freed "doskonale wie, czego chcą odbiorcy i daje im to". Według dziennikarki producent "Deszczowej piosenki" daje "rozrywkę, coś, na czym można zawiesić oko, dużo śmiechu i dobrą muzykę do posłuchania - coś, w czym można się zatracić". W recenzji opublikowanej w magazynie "Variety" tuż po premierze czytamy:

"Deszczowa piosenka" to fantazyjny pakiet muzycznej rozrywki z wielką dawką uroku i obiecującymi perspektywami na dochód. Wymyślona przez Arthura Freeda z fachowym doświadczeniem, "Deszczowa piosenka" mieni się kolorami, talentem i melodiami, a także zaraźliwą aurą, która z pewnością spodoba się kupującym bilety w każdej konfiguracji.

Z kolei m.in. tak pisał o "Deszczowej piosence" Bosley Crowther na łamach "New York Timesa":

Fabuła, jeśli można to tak nazwać, opowiada o gwiazdorze niemych filmów, który zostaje sparowany z gwiazdą o paskudnym głosie, gdy jednocześnie ugania się za pewną młodą trzpiotką. Jeśli ktoś mógłby nam powiedzieć, co to wszystko ma wspólnego z tytułem filmu, kupimy mu nowy wiosenny kapelusz. Właściwie jednak to i tak bez różnicy, bo ten nonsens generalnie jest niezły, a momentami sięga nawet poziomu pierwszoligowej satyrycznej burleski.

Dziś, sporo ponad pół wieku później, "Deszczową piosenkę" wymienia się jednym tchem wśród najlepszych musicali wszech czasów. Popkultura co rusz odwołuje się do wielu scen i piosenek z filmu - i dobrze, bo to produkcja naładowana szczerą pozytywną energią, której czasem po prostu trzeba sobie nieco podarować. To co, śpiewamy?

Więcej o: