To nie Marian Kociniak był pierwszym kandydatem do roli Franka Dolasa

"Jak rozpętałem drugą wojnę światową" w reżyserii Tadeusza Chmielewskiego to jedna z kultowych polskich komedii. Przygody pechowego żołnierza Franka Dolasa bawiły widzów do łez, zaś grającego go Mariana Kociniaka ludzie szczerze pokochali. Co ciekawe, reżyser filmu w pierwszej kolejności chciał obsadzić w tej roli kogoś zupełnie innego.
Zobacz wideo

2 kwietnia 1970 roku na ekrany polskich kin trafiła komedia "Jak rozpętałem drugą wojną światową". O jej sukcesie dużo może powiedzieć fakt, że najśmieszniejszymi cytatami z filmu ludzie przerzucają się w rozmowach do dziś. Bo też trudno się nie uśmiechnąć, gdy słyszy się "Bordello bum-bum" czy "Grzegorz Brzęczyszczykiewicz". Błyskotliwy scenariusz napisał sam reżyser, Tadeusz Chmielewski, który naprawdę musiał przekonać wielu opornych, by zrealizować ten projekt.

"Jak rozpętałem drugą wojnę światową": Franek Dolas najpierw miał na imię Adolf

Tadeusz Chmielewski teoretycznie scenariusz do filmu napisał na podstawie powieści Kazimierza Sławińskiego "Przygody kanoniera Dolasa" - jednak trzeba przyznać, że poza nazwiskiem i niezwykłym talentem do pakowania się w tarapaty niewiele łączy książkowego i filmowego bohatera. Literacki pierwowzór, Adolf Dolas, to historyk sztuki z doktoratem, mówiący płynnie po angielsku, niemiecku, francusku, uczący się w dodatku hiszpańskiego i włoskiego. I w dodatku uczył się w szkole podchorążych jeszcze przed wojną. U Sławińskiego nie pojawia się wątek, w którym bohater jest przekonany, że to on niechcący rozpętał wojnę.

Franek Dolas, którego tak wyśmienicie zagrał Marian Kociniak, to zupełnie inny typ człowieka - sprytny mieszczuch, który może i nie odróżnia krowy od byka, ale za to jest niezłym kombinatorem. Pomimo dobrych chęci w tarapaty wpada z niezwykłym talentem, ale też dzięki wrodzonemu sprytowi i dużemu szczęściu potrafi znaleźć wyjście z niemal każdej opresji. To bohater, którego widzowie pokochali, a sam Kociniak nie uwolnił się od niego na lata - sam w 45. rocznicę filmu wspominał w rozmowie z TVP Info:

Początkowo trochę marudziłem, bo rzeczywiście zrobiłem tyle wspaniałych ról w teatrze i nikt mnie nie pamięta. A jedna rola zrobiła furorę. Ale później już się przyzwyczaiłem i jestem z tego powodu szczęśliwy.

Tadeusz Chmielewski, długo też się wahał, kogo powinien obsadził w roli głównej. W wywiadzie - rzece, którego udzielił Piotrowi Śmiałowskiemu zdradził:

Franka Dolasa miał grać Wojciech Młynarski. Był wtedy bardzo popularny, miał genialne vis comica. Ubrałem go w mundur, wyglądał bardzo dobrze. Miałem już właściwie podpisywać z nim umowę, ale wtedy zaczęły się we mnie rodzić pewne wątpliwości.

Dlaczego? Filmowiec wyjaśnił: "Wiadomo było, że zdjęcia potrwają co najmniej rok, a Młynarski miał już umówione daleko do przodu nagrania w telewizji, występy w teatrach. Tego nie dałoby się chyba pogodzić z pracami nad "Dolasem", zwłaszcza że gros zdjęć miało się odbyć za granicą. Wolałem nie ryzykować. Zrobiłem zdjęcia próbne i wybrałem Kociniaka".

Nie można odmówić Chmielewskiemu świetnego instynktu, który zadziałał już na etapie pracy nad scenariuszem. Pierwotnie miał go napisać wspólnie z autorem powieści, Kazimierzem Sławińskim. Okazało się jednak, że nie są w stanie razem pracować. Reżyser wspominał, że pisarz "chciał na przykład, by Dolas miał na imię Piotr. Bo to byłby niby taki fajny żart, jakby we Francji wszyscy mówili do niego Pierdolas".

Ostatecznie literat zostawił mu pełną swobodę twórczą, a Chmielewski raczej nie krył się wtedy z opinią o jego zdolnościach. Kociniak wspominał, co od niego usłyszał przed rozpoczęciem zdjęć:

Zabawne jest to, że reżyser lojalnie uprzedził mnie, że to kiepska książka, ale nasz film na pewno będzie świetny. I nie mylił się.

"Mistrzu, jaka to stacja?". Kultowe cytaty

Franek ma do siebie to, że jest dużo sprytniejszy i inteligentniejszy niż wszyscy napotkani w czasie jego rajdu przez całą Europę obcokrajowcy. Reżyser specjalnie pokazał Niemców, Francuzów, Anglików, Arabów czy Włochów w stereotypowy sposób.

Jedną z bardziej pamiętnych scen, w których to dobrze widać jest ta, w której Franek trafia na przesłuchanie w Gestapo i przesłuchuje go niemiecki oficer. Gra sam Emil Karewicz, czyli słynny Hermann Brunner ze "Stawki większej niż życie" - widzowie doskonale zrozumieli aluzję. Dolas próbuje zyskać więcej czasu, więc przedstawia się jako Grzegorz Brzęczyszczykiewicz z Chrząszczyżewoszyc, powiat Łękołody. Niemiec nie jest oczywiście w stanie tego powtórzyć ani zapisać, więc wpada w szał, co Karewicz tak wdzięcznie odegrał.

 

Dolas uroczo ochrzania też Anglików słowami "Żebym ja was nie postraszył, herbaciarze! Fajfokloki zakichane" - warto też przypomnieć, że w roli angielskiego oficera wystąpił Kazimierz Rudzki, jeden z najlepszych aktorów w historii polskiego kina.

Inna pamiętna scena rozegrała się się we włoskim obozie wojskowym, gdzie Dolas zjawia się w angielskim mundurze, co Włosi biorą za znak ataków aliantów - robi się dziki rozgardiasz. Skonstwernowany żołnierz pyta, co się stało i słyszy "Bordello bum-bum!". Należy też docenić wymianę zdań Franka z szeregowcem przy obozowym lupanarze. Zdziwiony Polak (przebrany za angielskiego oficera) pyta - "Co jest, do wielkiej anielki?! Wojsko czy burdel?", słyszy w odpowiedzi "Tak jest, panie poruczniku. Burdel! Burdel wojskowy!". To scena godna Monty Pythona. Pełne uroku jest też socjologicznie ugruntowane stwierdzenie "Jaki bajzel! Jak po weselu u szwagra!", które wydaje się ciągle aktualne.

Nie sposób też się nie roześmiać, kiedy na samym początku filmu zaspany Franek pyta w pociągu generała Wermachtu - "Mistrzu, co to za stacja?". Kiedy Dolas uznał, że to on jest odpowiedzialny za rozpoczęcie wojny padło znamienne "Rany Julek, ale nawarzyłem bigosu", powtórzone w kwestii "Rany Julek, znowu narobiłem bigosu". Dolas też pięknie tłumaczył "Melduję posłusznie, panie pułkowniku, ja tę wojnę zupełnie niechcący wywołałem".

Dodajmy też, że "Jak rozpętałem drugą wojnę światową" to jedyny polski film, w którym pojawiają  się dialogi w dziewięciu różnych językach obcych. W czasie obydwu części słyszymy często niemiecki, francuski, angielski i włoski,  trochę rzadziej padają też słowa wypowiadane w językach arabskim, rosyjskim, serbsko-chorwackim, greckim i hiszpańskim.

Wcale nie tak łatwo było nakręcić ten film

Reżyser wspomina, że miał naprawdę duże trudności z uzyskaniem zgody na nakręcenie filmu. Historyk Jerzy Eisler w swoim tekście poświęconym kultowej komedii opisuje, że partii nie podobał się nawet tytuł produkcji. Podczas kolaudacji filmu kierownik Wydziału Kultury KC PZPR Wincenty Kraśko postulował, by wrócić do tytułu książki Sławińskiego. Dlaczego?

Jeżeli chodzi o tytuł, który mówi o rozpoczęciu II wojny światowej, to jest niewątpliwe, kto przyczynił się do tego szaleństwa, ale nie wiem, czy powinniśmy posługiwać się takimi sformułowaniami, bo to nasi wrogowie mogliby potraktować jako sugestię, że Polacy przyznają się do swojej winy, a po co są nam potrzebne takie rzeczy.

Długie dyskusje wywołał też dialog Dolasa z sierżantem Kiedrosem, który podczas ucieczki z Legii Cudzoziemskiej zapytał głównego bohatera "O jaką Polskę chcesz walczyć?", na co usłyszał "O jaką Polskę? Przecież Polska jest tylko jedna…". Ponoć partia była wściekła, że cenzorzy przegapili tę kwestię. 

Chmielewski opisywał też w rozmowie z TVP Info, że w czasie produkcji nawet statyści byli niesforni:

Miałem także problem ze statystami, którzy chcieli statystować tylko tam gdzie im się podoba. Nie podobały im się mundury, role itp.

W trakcie pracy na planie poważnemu wypadkowi uległ też sam Marian Kociniak, który prawie miesiąc nie mógł chodzić. Ponoć lekarze ze szpitala w Odessie leczyli go tak, że bał się, czy przeżyje swoją hospitalizację. Aktor miał ponoć poważnie zastanawiać się nad rezygnacją z roli, na szczęście oparł się tej pokusie.