Animatorzy pracowali przy "Shreku" za karę. "Jeśli ktoś zaliczył wpadkę, zsyłali go do lochu"

"Shrek" wygrał pierwszego Oscara przyznanego filmowi animowanemu, jednak twórcy na samym początku nie wierzyli w jego sukces. Tak bardzo wątpili w powodzenie historii o "romansie najbrzydszych istot świata", że biorący udział w projekcie animatorzy byli delegowani do tego zadania w ramach kary za wpadki przy innych filmach, a sama produkcja trwała latami.
Zobacz wideo

"Shrek" jest jedną z najbardziej kultowych i przełomowych animacji w historii kina, widzowie uwielbiają oglądać ten film nawet po latach od premiery. Pierwsza część była takim sukcesem, że trzy pierwsze części z serii zarobiły razem 2 miliardy dolarów. O dziwo, sami twórcy nie wierzyli, że ich produkcja komukolwiek się spodoba. Film powstawał więc przez długie lata, a pracownicy wytwórni musieli go animować za karę - donosi "New York Post".

Animatorzy pracowali przy "Shreku" za karę

Historia filmu sięga już początku lat 90. Niedługo po tym, jak w 1991 roku ukazała się książka dla dzieci autorstwa Williama Steiga, prawa do jej ekranizacji wykupił Steven Spielberg. Nie zrealizował jednak projektu, więc jego prawa wygasły. Kilka lat później panowie Jeffrey Katzenberg, David Geffen razem ze Spielbergiem założyli słynną już wytwórnię DreamWorks Pictures. Wtedy też Katzenberg ponownie nabył prawa do książki, a proces produkcji filmu zaczął się już w 1995 roku! Na "Shreka" przeznaczono ograniczony budżet w wysokości 20 mln dolarów.

Jak można przeczytać w książce "The Men Who Would be King: An Almost Epic Tale of Moguls, Movies and a Company Called DreamWorks", wytwórnia szybko straciła zainteresowanie "Shrekiem", kiedy w 1996 roku zaczęła realizować "Księcia Egiptu" - swoją pierwszą klasyczną animację (która nawiasem mówiąc okazała się straszną klapą). To miał być też ich pierwszy duży film.

Tymczasem "Shreka" od samego początku realizowano w technice grafiki komputerowej, która w latach 90. ciągle była niezbadaną ziemią. Disney pokazał przecież "ToyStory" dopiero w '95 roku, animatorzy DreamWorks byli daleko w tyle za Pixarem. Katzenberg ograniczył nie tylko budżet do 20 mln, zmniejszył liczbę też liczbę postaci do 17, nalegał również, by zatrudniać tylko świeżych absolwentów uczelni. Musieli pracować w paskudnym kompleksie w Glendale, a to, że zajmowali się grafiką komputerową, która wtedy miała status podrzędnej sztuki, sprawiał, że pozostali pracownicy wytwórni traktowali ich jak wyrzutków.

Doniesienia mówią, że status "Shreka" był tak niski, że jeśli jakiś animator coś zawalił przy "Księciu Egiptu", odsyłano go za karę do pracy nad filmem o zielonym ogrze właśnie. Animatorka Nicole Laporte zdradziła:

Mówiliśmy o tym 'gułag'. Jeśli ktoś zawalił przy 'Księciu Egiptu', odsyłali go do lochu, żeby pracował nad 'Shrekiem'.

Wspomina też:

'Shrek' wziął się z próżni. Ciągnął się przez lata bez wigoru. Wszystko, co mogło źle pójść, poszło źle. Nikt się nie spodziewał takiego sukcesu.

Na początku film faktycznie nie wzbudzał entuzjazmu wśród ekipy. Jak podaje "New York Post" jeden z animatorów z obrzydzeniem wyszedł ze spotkania koncepcyjnego i powiedział:

To w zasadzie historia najbrzydszego faceta świata, który spotyka najbrzydszą babkę świata i mają razem najpaskudniejsze dzieci świata.

"Shrek". Ten film nie miał prawa się udać

Co chwila zmieniali się też scenarzyści i reżyserzy. Shreka miał pierwotnie zagrać Chris Farley, który posłużył za wzór pierwszego projektu postaci ogra. Katzenberg zobaczył te pierwsze próby, uznał, że graficy zawalili, bo to wygląda nierealistycznie i przypomina bardziej Simpsonów niż to, co pokazał Disney w "Toy Story".

Produkcja została wstrzymana, a ekipa filmowa zwolniona. DreamWorks wydał miliony i nie miał nic do pokazania. Półtora roku później zmarł Farley - przedawkował kokainę i morfinę, miał też chorobę serca. Produkcja zawisła na włosku, szef wytwórni podjął jednak kilka dobrych decyzji.

'Shrek 2'"Shrek 2" Fot. mat. prasowe

Przeniósł produkcję do studia w Północnej Karolinie, gidze Shrek uzyskał bardziej realistyczny wygląd. Udało mu się też zatrudnić genialną obsadę - Mike Myers, popularny wtedy dzięki komediom o szpiegu Austinie Powersie, zgodził się zagrać głównego bohatera, dołączyli do niego Cameron Diaz (księżniczka Fiona) i Eddy Murphy (Osioł). Wszyscy oni dostali dość niskie wynagrodzenia - zapłacono im po 350 tys. dolarów.

Twórcy nie ukrywają, że Murphy wiele wniósł w dialogi, które dzięki niemu stały się tak zabawne. Ważna była decyzja Mike Myersa, który nalegał, żeby nagrać jego dialogi od nowa, ale z innym akcentem - to kosztowało dodatkowe 4 mln dolarów, ale dzięki temu film trafił do kin w tej postaci, która zagwarantowała mu sukces.

"Shreka" po raz pierwszy zobaczyli uczestnicy festiwalu filmowego w Cannes. Ekipa umierała ze strachu, nie miała pewności, czy pomysł na postmodernistyczną przeróbkę klasycznych bajek chwyci. Katzenberg wspomina:

Przez pierwszych minut nic się nie działo. Serce mi waliło, polo zalał pot. Byłęm pewny, że spalą kino.

Jednak na koniec filmu widownia szalała z zachwytu. "Shrek" dostał owację na stojąco, a film w pierwszy weekend wyświetlania w USA zarobił 42 mln dolarów. Pierwsza część zarobiła na całym świecie 484 mln dolarów, wygrała pierwszego w historii Oscara dla animacji. Aktorzy za udział w drugiej części dostali już po 10 mln dolarów, "Shrek 2" zarobił 919 mln dolarów, czym przebił "Gdzie jest Nemo".

Więcej o: