Po tygodniach zwłoki wywołanej przez epidemię koronawirusa i zamieszania związane z wyborami prezydenckimi "Zabawa w chowanego" doczekała się wreszcie premiery na YouTube. Bracia Tomasz i Marek Sekielscy tym filmem kontynuują temat, który podjęli w głośnym dokumencie "Tylko nie mów nikomu". Nowy film nie jest jednak zwyczajną kontynuacją pierwszej części - tym razem twórcy zdecydowali się pogłębić inny, bardzo bolesny aspekt pedofilii w polskim Kościele. Na przykładzie trójki bohaterów, dwóch braci i chłopca z innej parafii, których krzywdził i molestował ten sam ksiądz, naświetlają, jak system, chroniąc oprawców, krzywdzi jeszcze bardziej tych, którzy byli już wcześniej poszkodowani.
Przed sieciową premierą bracia Sekielscy zaprezentowali "Zabawę w chowanego" dziennikarzom z różnych mediów. W sieci pojawiły się pierwsze recenzje. Zadziwiająco zgodne. Dowiadujemy się z nich, że nowy film "jest wstrząsający, być może jeszcze bardziej niż "Tylko nie mów nikomu". Bo choć nie podaje on tylu przerażających i bolesnych szczegółów molestowania dzieci, pokazuje ich samotność i bezradność - również jako dorosłych - w starciu z działającym na mafijnych zasadach systemem ukrywania i chronienia sprawców" - napisała dla Gazeta.pl Wiktoria Beczek.
Jak wyjaśniła specjalnie dla Kultura.gazeta.pl:
Bezczynność władz kościelnych i świeckich po "Tylko nie mów nikomu" można było maskować okrągłymi zdaniami o współczuciu dla ofiar i wypalaniu pedofilii gorącym żelazem. "Zabawa w chowanego" to dokument, po którym musi dojść do dymisji co najmniej jednego biskupa, który - jak się dowiadujemy - chronił dwóch pedofilów-recydywistów. Tym razem nie wystarczą deklaracje i żal.
"Sekielscy pokazują nam w swoim nowym dokumencie, jak kościelni hierarchowie chronią pedofilów przed karą, a przez to ułatwiają im dotarcie do kolejnych ofiar. Widzimy, jak osoby, które mogłyby przerwać łańcuch zbrodni i ocalić następne dzieci przed cierpieniem, udają, że nic nie wiedzą, odmawiają działania. To prowadzi do poczucia, że perfidia systemu wobec ofiar przewyższa wręcz okrucieństwem bestialstwo samych pedofilów" - opisała Beczek.
Karolina Korwin-Piotrowska w obszernym wpisie w mediach społecznościowych stwierdziła, że po obejrzeniu dokumentu "chce się krzyczeć głośniej, niż po pierwszym filmie Sekielskich. (...) Ten film, poprzez losy molestowanych ministrantów, pokazuje ohydę systemu". Dziennikarka mimo to zachęca, by każdy przekonał się na własne oczy.
- Posłuchacie nagrań. Zobaczycie zdjęcia. Zobaczycie łzy ofiar, ich rodziców, zdumienie prawników ofiar. Ten film, krok po kroku, pokazuje bezkarność i manipulacje kościoła, jego systemu, który pozwalał na przenoszenie księży pedofilów, wobec których są prowadzone postępowania karne, z parafii do parafii. I mnożenie ofiar. To jest jedna z historii. Udokumentowana. Pokazująca erozję praw - pisze Korwin-Piotrowska w swojej recenzji. Jednocześnie nie ma wątpliwości, że "czas sądu nadejdzie. A ludzie już się nie boją. Są wściekli. Ten film pokazuje, że mają powód. (...) to jedna klika i umoczeni są wszyscy, to jest bezkarna, cholerna państwowo-kościelna mafijna ośmiornica".
Niestety, to znów druzgocący film - stwierdził w Onecie Janusz Schwertner. Nie ma on wątpliwości, że "w trakcie seansu (...) będą Państwo na przemian wkurzeni, poirytowani i zwyczajnie zniesmaczeni" i podkreśla, że "to nie jest film o kolejnym księdzu pedofilu, "Zabawa w chowanego" jest o tych, którzy gwałcicieli chronią. Jedna z bohaterek filmu mówi: poszkodowani nie są tylko ofiarami pedofilów - oni zostali zdradzeni przez cały system kościelny jako taki".
Weronika Makuch w recenzji antyweb.pl napisała też uczciwie, że "oglądanie całości jest trudne i bolesne. W widzu wciąż gromadzi się frustracja i niezrozumienie całej sytuacji, która jawi się wręcz absurdalnie - procedury karne nie powinny być synonimem zabawy w chowanego."
Po seansie dokumentu pracująca dla Polsatu Agnieszka Gozdyra napisała po prostu:
Właśnie skończyłam oglądać. Wszystko mnie boli.
Katarzyna Janowska oceniła dla Kultura.onet.pl: "Ofiary nie mają przywilejów (...) Film Sekielskich nie jest formalnie efektowny, chwilami męczy, ale droga ofiar molestowania do sprawiedliwości taka właśnie jest: nużąca, żmudna, zniechęcająca".
Zdaniem prawicowego publicysty Tomasza Terlikowskiego nowy film braci Sekielskich jest bardzo ważny - nie bez przyczyny wziął w nim udział jako ekspert. Po obejrzeniu gotowego dokumentu, przyznał, że twórcom wyszedł "bardzo mocny, oskarżycielski film. Przynajmniej jeden hierarcha powinien podać się po nim do dymisji albo zostać odwołany".
To opowieść o wierzących ofiarach, o tym, jak krzywdzone były dzieci ludzi bliskich Kościołowi, systemowym kryciu przestępcy, o religijnej nowomowie służącej do usprawiedliwienia pedofilii, o układzie ponad diecezjami, który pozwala kryć pewne rzeczy, ale także o złych praktykach prokuratury. Tej prokuratury
- napisał publicysta na swoim profilu na Facebooku.
Publicysta tłumaczył też, że niezależnie od swojej opinii o braciach Sekielskich uważa, że ich praca jest potrzebna, bo o cierpieniu ofiar pedofilii należy mówić, a ma świadomość, że jedynie nacisk świeckich mediów może obecnie coś zmienić w tej sprawie.
Zgadza się z nim w tym piszący teksty dla katolickiego portalu Deon.pl Dawid Gospodarek. On też dokument obejrzał i na swoim Twitterze napisał: "kolejny film braci Sekielskich nie jest atakiem na Kościół, niezależnie od intencji twórców. Atakiem na Kościół jest zbrodnicze działanie księży wykorzystujących seksualne dzieci. Atakiem na Kościół jest skandaliczny brak wrażliwości na cierpienie ofiar wśród ludzi Kościoła".
- Filmy Sekielskich nie wzbudzą w was nienawiści ani do Boga, ani do Kościoła. Z pewnością wywołują złość na bestialskie zachowania zboczeńców w sutannach oraz wszystkich osób z ich otoczenia, które wiedziały, co się dzieje, a jednak postanowiły milczeć. Wojna z tym wszystkim nie jest łatwa i na pewno nigdy nie będzie. Oby ofiarami tej wojny nie byli wyłącznie ludzie, którym chorzy oprawcy zniszczyli życie - podsumowała w swojej recenzji Weronika Makuch.