Amerykański reżyser Spike Lee w rozmowie z BBC skomentował to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych po śmierci George'a Floyda. Podkreślił, że reakcja Donalda Trumpa na protesty pokazała, że "jest gangsterem i stara się być dyktatorem". Przypomnijmy, że amerykański prezydent zagroził wysłaniem wojska i z jego pomocą stłumieniem demonstracji.
W poniedziałek Trump udał się do pobliskiego kościoła, który został zniszczony w czasie zamieszek. Na jego tle pozował z Biblią. Żeby mógł tam dojść, protestujący zostali usunięci z jego drogi m.in. za pomocą gazu łzawiącego.
Oglądałem tę ostatnią noc z rodziną i wszyscy krzyczeliśmy z niedowierzaniem, że to wszystko zostało zainscenizowane. Ten pokaz siły, gazowania, bicia niewinnych, pokojowych przechodniów, aby oczyścić ulicę i móc przejść się do kościoła. To było śmieszne
- powiedział Spike Lee. Dodał, że ani Biblia "nie pasowała" do rąk Trumpa, ani Trump do Biblii. - Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem, zwłaszcza jeśli chodzi o światowego przywódcę - podkreślił reżyser.