Pamiętacie, jak Zbigniew Cybulski podpalał kieliszki w filmie Wajdy? To wcale nie był spirytus

Andrzej Wajda był czwartym reżyserem, który wziął się za powieść Jerzego Andrzejewskiego - obowiązkową wtedy lekturę szkolną. Stworzył obraz, który jest klasyką kina polskiego i światowego. Scena z kieliszkami to prawdziwy majstersztyk, a przecież nawet nie było jej w scenariuszu.

Tekst opublikowany po raz pierwszy w lipcu 2020 roku.

***

Gdy rozbrzmiewają pierwsze słowa "Czerwonych maków na Monte Cassino" - śpiewane niedbale, z pewną rezygnacją w głosie przez Grażynę Staniszewską — już mam "gulę" w gardle. Ta piosenka jest poruszająca i przygnębiająca, idealnie pasuje do tego, co za chwilę zobaczymy na ekranie. Maciek Chełmicki (w tej roli Zbigniew Cybulski) przesuwa po blacie stołu kieliszki ze spirytusem. Podpala je po kolei, a siedzący przy barze jego dowódca Andrzej wylicza: "Haneczka, Wilga, Kosobudzki, Rudy, Kajtek..." - to imiona ich poległych w wojnie towarzyszy broni. Potem zdmuchuje zapałkę i mówi: "My żyjemy!", a Chełmicki wybucha śmiechem, który wydaje się zupełnie nie na miejscu.

To miała być sałatka śledziowa, nie spirytus

Legenda głosi, że tę scenę wymyślił drugi reżyser filmu - Janusz Morgenstern. To on podpowiedział Andrzejowi Wajdzie, że Cybulski byłby świetnym Chełmickim i to on miał wymyślić podpalanie "świeczkowych zniczy". Rzadziej pomysł jest przypisywany samemu Cybulskiemu. Bo na początku ten fragment "Popiołu i diamentu" miał wyglądać zupełnie inaczej. - W scenariuszu było napisane, że siedzi Maciek Chełmicki razem z Andrzejem i jedzą sałatkę śledziową, i rozmawiają o tym, o czym rozmawiają, że zginęli ich najlepsi przyjaciele - wspominał w 2010 roku Wajda i żartował:

Z sałatki śledziowej nawet Bergman by nic nie wydusił.

Wajda opowiadał, że to Morgenstern zasugerował zmiany w scenariuszu - właśnie jemu przypisywał pomysł nawiązania do uniwersalnego symbolu pożegnania zmarłych, jakim jest zapalenie ognia. - Byliśmy młodzi, ambitni i zdolni, tak - cholernie zdolni - mówił z uśmiechem Wajda, podkreślając, że tego typu sceny były m.in. sposobem na ominięcie cenzury: pewnych rzeczy nie można było napisać i powiedzieć wprost, ale z pomocą przychodził obraz. Podczas 36. Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni w 2011 roku drugi reżyser "Popiołu i diamentu" podkreślał jednak pracę zespołową, także przy tej scenie.

Spirytus nie chce się palić? Potrzebne drobne oszustwo

Przesuwanie kieliszków po blacie to była podobno inwencja Cybulskiego, ale kto wpadł na to, by alkohol podpalić? Pewności nie ma, ale na pewno wiadomo, że jedna z najsłynniejszych scen kina polskiego nie wyglądałaby tak efektownie, gdyby nie drobne oszustwo filmowców. Okazało się bowiem, że spirytus wcale nie jest tak łatwo podpalić.

Filmowcy wymyślili, że zastąpią go zdecydowanie bardziej łatwopalną benzyną. Cybulski musiał bardzo uważać przy przekładaniu kieliszków, by przez pomyłkę nie napić się trującego płynu. Dzięki roli Maćka Chełmickiego ten wcześniej mało znany aktor stał się ikoną, bożyszczem, polskim Jamesem Deanem. - Byłem oczarowany tym filmem - mówi o "Popiele i diamencie" Martin Scorsese, jeden z najbardziej cenionych na świecie reżyserów. - Mistrzowską reżyserią, pełną mocy historią i powalającymi efektami wizualnymi, a także fantastyczną kreacją Zbigniewa Cybulskiego - wspomina i przyznaje:

Byłem pod tak wielkim wrażeniem tego filmu, tak mnie poruszył, że złożyłem mu niewielki hołd, dając Charliemu z "Ulic nędzy" podobną parę okularów do tej, którą nosił Chełmicki.

To postać z "Ulic nędzy" z 1973 roku, którą u Scorsesego zagrał Harvey Keitel. "Popiół i diament" otrzymał w 1958 roku Złotą Kaczkę - nagrodę czytelników tygodnika "Film" w plebiscycie na najlepszy film roku, był także nagrodzony przez Międzynarodową Federację Krytyki Filmowej FIPRESCI na XX MFF w Wenecji.

Zobacz wideo Wojciech Pokora przez lata był szufladkowany jako odtwórca głównej roli w "Poszukiwany, poszukiwana" (Popkultura Extra)
Więcej o: