"25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy". W życiu nie wyszłam z sali tak roztrzęsiona i wściekła [RECENZJA]

"25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy" to produkcja, którą trudno oglądać bez emocji. Świadomość, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, jest brutalnie przytłaczająca. Obserwowanie kolejnych etapów koszmaru, przez który Komenda przeszedł, było niemal nieznośne, dlatego też z sali kinowej wyszłam sfrustrowana i wściekła. Tomaszowi Komendzie zwyczajnie należał się dobry film i taki też od Jana Holoubka i jego ekipy dostał.
Zobacz wideo

Sfilmowanie historii, o której według badań opinii publicznej słyszało prawie 90 proc. Polaków, nie należało do łatwych zadań. W dodatku prace nad filmem zaczęły się wyjątkowo szybko po tym, jak Tomasza Komendę oczyszczono z zarzutów i wypuszczono na wolność. Obawy, że na ekranie zobaczymy produkt wycyzelowany na tanie granie emocjami, były uzasadnione. Ale Janowi Holoubkowi i scenarzyście Andrzejowi Gołdzie udało się stworzyć dobrze złożony i poprowadzony scenariusz, któremu daleko do pustej pompatyczności.  

>>> Polskie kino umie opowiadać prawdziwe historie. Tomaszowi Komendzie dobry film się po prostu należy<<<

Koszmar, który nie powinien się wydarzyć 

Twórcy planowali ponoć zacząć film o Tomaszu Komendzie od cytatu z "Procesu" Franza Kafki: "Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo mimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany". Nie zrobili tego jednak i myślę, że to dobrze - dzięki temu historia Tomka została prawdziwa i nie znika nam z oczu najważniejsze, czyli ludzki dramat. Choć może wydawać się w ponury sposób idealnym odzwierciedleniem tego, co Kafka opisał 106 lat temu.  

Komenda faktycznie został aresztowany na podstawie donosu sąsiadki jego babci, a całe śledztwo i kolejne etapy procesu były coraz bardziej absurdalne. Niewinny chłopak został kozłem ofiarnym w sprawie, która była niewygodna dla policji i prokuratury. Przez długie trzy lata nie udało się znaleźć mordercy 15-letniej Małgosi, która została brutalnie zgwałcona i pobita w sylwestrową noc 1997 roku. Trudno zrozumieć, dlaczego padło akurat na Komedę, ale w 2000 roku cała machina ruszyła przeciwko niemu.  

Policjanci brutalnym pobiciem wymusili na nim przyznanie się do stosunku z niepełnoletnią tej samej nocy i w tym samym miejscu, gdzie doszło do morderstwa. Komenda cały sylwestrowy wieczór spędził ze swoją rodziną w mieszkaniu – w czasie procesu 12 osób zeznawało, że nie opuścił domu ani na chwilę. Zignorowano to, łącznie z zeznaniami osoby, która nie piła wtedy alkoholu. 

Kolejne dowody w magiczny sposób świadczyły przeciwko oskarżonemu, a wyrok zapadł. Pierwotnie skazany na 15 lat Komenda, po odwołaniu dostał jeszcze wyższy wymiar kary – 25 lat. Nigdy nie przyznał się do morderstwa i nikt nie chciał mu uwierzyć. Czekał 18 lat, aż znajdzie się ktoś, kto odważy się ruszyć tę sprawę ponownie i pokazać, do jak obrzydliwej manipulacji doszło. Komenda musiał przetrwać ten czas w więzieniu, gdzie nikt nie ma litości dla osób osadzonych za pedofilię. To, co przeszedł, można śmiało porównać do tortur. 

>>> "25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy". Spędził w więzieniu 6540 dni przez donos sąsiadki. Dopiero przed śmiercią przyznała, że jest niewinny<<<

Jak opowiedzieć taką historię bez wpadania w śmieszność?  

Twórcy zrezygnowali z prostej chronologii i prowadzą kilka wątków równolegle. Zaczynamy od sceny niezrozumiałego aresztowania, a dopiero później dowiadujemy się, jak do niego doszło. Fabuła zgrabnie kontrastuje i uzupełnia wątek głównego bohatera pobocznymi nitkami narracyjnymi, które budują szerszy obraz systemu, który skrzywdził tak wiele osób.  

Z jednej strony widzimy dramatyczne zmagania Komendy w więzieniu i jego matki, która bezskutecznie próbuje coś wskórać w sprawie syna. Z drugiej, powoli odsłania się przed nami obraz wydarzeń związanych z morderstwem 15-latki, który ostatecznie wprowadza do historii kluczowe dla szczęśliwego zakończenia postaci. To tylko chwila oddechu, bo nowi bohaterowie też muszą się zmierzyć z gniewem wobec systemu, którego są częścią. Nic tu nie jest łatwe do przetrawienia, ale film płynie wartko - nie ma w nim bodaj ani jednej niepotrzebnej sceny.

Duża oczywiście w tym wszystkim zasługa rewelacyjnej obsady. Piotr Trojan gra Tomasza Komendę z uderzającą prostotą, bez zbędnego przerysowania. Nienachalnie buduje obraz prostego i dobrego chłopaka, który zostaje wplątany w coś, czego nie może pojąć. I chyba dlatego szczególnie trudne do oglądania są brutalne sceny z więzienia, bo on tam naprawdę wygląda i zachowuje się jak niewinna owieczka rzucona na pastwę dzikich wilków.

Bardzo przekonująca jest też ekranowa relacja pomiędzy Trojanem a Agatą Kuleszą, która gra panią Teresę, matkę Tomasza Komendy. Faktycznie silna więź pomiędzy nią i synem jest czymś, co pozwala zrozumieć, jak nasz bohater przez te wszystkie lata po prostu nie oszalał. A oni to bardzo ciepło i z wyczuciem pokazali na ekranie; im po prostu się wierzy, im się też współczuje i im się kibicuje. Tak naprawdę w tym filmie chyba nie ma kiepskiej roli - mogłabym złośliwie napisać, że grający policjantów, którzy wrobili Komendę, aktorzy wypadli gorzej. Podobnie z kolejnymi prokuratorami, strażnikami, więźniami, adwokatami. Ale zasadniczo bardzo dobrze spełnili swoje zadanie - nie lubi się ich, bo stoją po stronie systemu.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to jeden z najważniejszych filmów, jakie dane było mi obejrzeć. Nie dlatego, że powstał w dobrym "tajmingu", a dlatego, że pokazuje przeraźliwą historię swojego bohatera w uniwersalny i czytelny sposób.

Trudno mi się nie zgodzić z Piotrem Trojanem, który powiedział:

Lektura scenariusza wywołała we mnie ogromną złość i bezradność. Dlaczego nikt nic wtedy nie zrobił? Dlaczego w ogóle to wszystko się wydarzyło? Z kolei finał to wielkie wzruszenie, niezmienne przy każdej kolejnej wersji tekstu. Jestem przekonany, że widzowie podzielą te emocje.

Pozostaje pytanie, jak na film zareaguje osoba o mniejszej skłonności do empatii. Wydaje mi się jednak, że Janowi Holoubkowi udało się stworzyć przekonujący film nawet dla widza pozbawionego kontekstu. A to za sprawą wywarzonej gry aktorskiej z dobrymi dialogami, które napisane są prostym, ludzkim językiem. Tutaj nie ma żadnego górnolotnego uderzania w wysokie C, są proste uczucia, proste słowa. W połączeniu ze świetną muzyką, pięknymi zdjęciami, udaną charakteryzacją i skrupulatnie stworzoną scenografią, dostajemy solidną całość.

Na sam koniec zostawię Państwa z samym Tomaszem Komendą:

Zgodziłem się na ten film, bo darzę dużym zaufaniem jego twórców. Wiem, że nie zrobią niczego przeciwko mnie i że w filmie pokażą całą prawdę – od pierwszej do ostatniej minuty. Zero fałszu. Chcę, aby ludzie zobaczyli, co tak naprawdę się ze mną działo. Ku przestrodze. Bo ta historia mogła przydarzyć się każdemu, a że padło akurat na mnie, to cóż… Żyję dalej, z podniesioną głową. Jestem wolny. Czuję, jakbym urodził się po raz drugi
Więcej o: