Odsunięty reżyser filmu o Pileckim: Piotr Gliński mnie chwalił. Wymiar filmu przerósł kompetencje ekspertów

Leszek Wosiewicz został odsunięty od reżyserowania filmu "Raport Pileckiego" po ukończeniu blisko 70 proc. zdjęć do produkcji. Ministerstwo kultury i producenci mieli uznać, że stracił główny wątek i jego opowieści nie da się zrozumieć. W ostatnim wywiadzie Wosiewicz stwierdził, że "wymiar tego filmu przerastał kompetencje i wyobraźnię niektórych ekspertów".

Leszek Wosiewicz twierdzi, że został odsunięty od reżyserowania filmu, który miał być "dziełem jego życia", bo decydujący o finansowym wsparciu eksperci nie zrozumieli jego innowacyjnej koncepcji. W ostatnim wywiadzie z Wirtualną Polską podkreśla, że decyzję o zwolnieniu podjęto za jego plecami, choć na samym początku minister Gliński nawet go chwalił.

Zobacz też: Pence: Historia Polski to historia ludzi, którzy nie stracili nadziei

Zobacz wideo

Wosiewicz: Ten film przerósł kompetencje ekspertów

Leszek Wosiewicz jest pomysłodawcą i autorem scenariusza do biograficznego filmu o rotmistrzu Pileckim. Jego "Raport Pileckiego" dostał rekordowo wysoki budżet, który szacuje się na około 38 mln zł oraz wsparcie finansowe od Polskiej Fundacji Narodowej, PISF-u i TVP - z tego samego materiału ma powstać także telewizyjny serial. Ostateczny film kształtu stoi jednak pod dużym znakiem zapytania.

Przedstawiciele resortu kultury i wytwórni filmowej po pokazie części z nakręconego przez Wosiewicza materiału, który odbył się w lipcu tego roku, stwierdzili, że to "dramaturgiczna i narracyjna katastrofa", w której nie widać głównego bohatera. Anonimowy informator, który widział fragmenty filmu, przekazał mediom:

To było źle opowiedziane, nie wiadomo, o co chodzi. Nie było głównej postaci. Jest szereg scen, ale z nich nie wynika, kto tu jest bohaterem i czego ten bohater chce. Nie ma dramatu. Temat, delikatnie mówiąc, Wosiewiczowi uciekł.

W związku z tym film podjęto decyzję, że dokończy Krzysztof Łukaszewicz, który nakręcił m.in. drugi sezon "Belfra", "Karbalę" czy "Lincz".

Tymczasem Wosiewicz postanowił się bronić i odeprzeć zarzuty."Ten 'katastrofalny' materiał, który na bieżąco oglądała moja znakomita ekipa filmowa, ekipa, która z niejednego pieca chleb jadła, uznawała za dobry, często świetny lub znakomity" - mówi w rozmowie z wp.pl. Dodaje, że decydenci nie widzieli jego zdaniem najważniejszych scen, które wymagają oprawy efektów specjalnych. Zauważa, że przesądzanie o całym projekcie na podstawie tylko ułamka materiału, jest "co najmniej odważne".  W odpowiedzi na zarzuty dotyczące zbyt długiego scenariusza, przyznaje, że jest on bardzo nietypowy, jednak to jego wielki atut:

To oryginalna, bardzo nowoczesna konstrukcja, dająca szanse na bardzo długie życie filmu, jak zresztą prawie wszystkich moich filmów - od "Kornblumenblau", przez "Cyngę", "Kroniki domowe", "Rozdroźe Cafe", "Don Juana".

I stwierdził, że jego koncepcja jest zbyt ambitna, by mogli ją zrozumieć ludzie, którzy zajmują się przyznawaniem pieniędzy:

Niestety, wymiar tego filmu przerastał kompetencje i wyobraźnię niektórych ekspertów decydujących o wspieraniu projektów filmowych.

Wosiewicz podkreślił, że napisanie tego scenariusza było dla niego wyjątkowym "wyzwaniem artystycznym", bo chciał, żeby "powstał film niezwykle gęsty, dynamiczny, wielowymiarowy, a przy tym prawdziwe dzieło sztuki". Tak bardzo się zaangażował w projekt, że nie tylko scenariusz pisał od blisko sześciu lat, specjalnie na potrzeby tej najnowszej polskiej superprodukcji opracował szereg "ambitnych nowatorskich pomysłów realizatorskich". Jednym z nim jest "specyficzna, autorska koncepcja montażu", którą opracował w związku z dużą ilością materiału - po nakręceniu 70 proc. zdjęć miał cztery godziny filmu. Krytycy zarzucali filmowcowi, że jest "nieobiektywny".

Ten podkreśla też, że po pokazie pierwszych materiałów w 2019 roku minister Gliński nawet go chwalił. Reżyser wspomina:

Minister Gliński, choć się trochę krzywił, uścisnął mi dłoń, mówiąc: - Jest bardzo dobrze, panie Leszku!

Tym bardziej dziwi go obecny obrót spraw. Teraz został mianowany opiekunem artystycznym projektu, niemniej nową wersję scenariusza dostał do wglądu tydzień po tym, jak ruszyły dokrętki, więc nie miał jak przekazać swoich uwag. Dalej jednak wierzy, że film powstanie w pierwotnej formie, sam jest gotowy śpieszyć z pomocą producentom. Złożył im następującą propozycję:

W razie kłopotów z tą nową wersją filmu wystarczy, że da mi siedem, osiem, najwyżej 14 dni (...), a dokończę film, który będzie zachwycał formą, wzruszał głębią przeżyć bohatera i edukował, pokazując prawdę historyczną, wciąż głęboko skrywaną.

Rotmistrz Witold Pilecki (1901-1948) był bohaterem Polskiego Państwa Podziemnego, współzałożycielem Tajnej Armii Polskiej, żołnierzem Armii Krajowej oraz powojennej konspiracji niepodległościowej. Zgłosił się na ochotnika do obozu w KL Auschwitz, gdzie organizował też ruch oporu. Przebywając tam, sporządził raporty o Holocauście, nazywane "Raportami Pileckiego". Po wojnie został zatrzymany przez komunistyczne władze. Skazano go i stracono strzałem w tył głowy w mokotowskim więzieniu na Rakowieckiej. Unieważnienie wyroku śmierci nastąpiło dopiero w 1990 roku. W 2006 roku rotmistrz otrzymał Order Orła Białego, a w 2013 roku awansowano go do stopnia pułkownika. Przez długi czas nie wiedziano, gdzie spoczywają jego szczątki. Dopiero badania sprzed kilku lat wykazały, że został pochowany w kwaterze na Łączce.

Więcej o: