Trudno zapomnieć o nieustraszonym przybyszu z Kazachstanu, który z workiem polował na Pamelę Anderson. Film "Borat: podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej" jednych śmieszył, innych oburzał i brzydził. Możemy się spodziewać, że podobne emocje wywoła kolejna odsłona perypetii Borata Sagdijewa, która ujrzy światło dzienne 23 października. Póki co o filmie wiadomo niewiele - pojawiła się jednak krótka zajawka oraz tytuł, który pobudza wyobraźnię.
Serwis The Film Stage jako pierwszy poinformował o tym, że sequel do produkcji "Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej" (w oryginale "Borat: Cultural Learnings of America for Make Benefit Glorious Nation of Kazakhstan") będzie nosić nazwę "Borat: Gift of Pornographic Monkey to Vice Premiere Mikhael Pence to Make Benefit Recently Diminished Nation of Kazakhstan". Tłumaczenie tego tytułu na poczekaniu jest dość ryzykowne, jednak i bez tego możemy się domyślać, że przygody Borata skupią się wokół wydarzeń politycznych w USA z ostatnich czterech lat, którym bieg nadaje administracja prezydenta Donalda Trumpa.
Najprawdopodobniej zapowiedzią filmu jest spot, który pojawił się 30 września na twitterowym profilu podpisanym "The Republic of Kazakhstan". Wideo promuje ponowną kandydaturę Donalda Trumpa na prezydenta USA. Jego narrator to - a jakże - Borat, twierdzący m.in., że Trump to "najlepszy premier w historii" oraz "obrońca kobiet", który "na pewno nie jest rasistą" i "nigdy nie miał udaru".
Oryginalny film o Boracie był komercyjnym hitem - zarobił na świecie aż 262 mln dol. Cohen za rolę tytułowego bohatera zdobył Złoty Glob, zaś scenariusz był nominowany do Oscara. Po sukcesie "Borata" Cohen nakręcił osadzonego w tej samej konwencji "Bruno" o austriackim dziennikarzu modowym. Ten film osiągnął ze sprzedaży biletów przychód rzędu 138 mln dol.
Znany ze skłonności do ryzyka Sacha Baron Cohen w zeszłym roku stworzył satyryczny program "Who Is America", gdzie wcielał się w szereg dziwacznych postaci, by wpuścić w maliny takie postaci ze świata polityki, jak Bernie Sanders, Rudy Giuliani, Dick Cheney i Jill Stein. Na potrzeby jednego z odcinków w przebraniu dostał się na konserwatywny wiec w Waszyngtonie, wszedł na scenę i nakłonił grupę ludzi do śpiewania wraz z nim rasistowskich tekstów o prezydencie Obamie, Hillary Clinton, dr. Anthonym Faucim i "grypie z Wuhan".