"Milczenie owiec" mogło nie powstać. Reżyser nie chciał obsadzić Jodie Foster. Dostała za rolę Oscara

"Milczenie owiec" kończy w 2021 roku 30 lat. To film wyjątkowy, wystarczy powiedzieć, że jako trzeci w historii zdobył pięć najważniejszych Oscarów: dla najlepszego filmu, reżysera, aktorki, aktora i najlepszego scenariusza adaptowanego. Wcześniej udało się to tylko twórcom produkcji "Ich noce" z 1934 roku i ekipie "Lotu nad kukułczym gniazdem" z 1975 roku. I jak to bywa w przypadku tak znaczących produkcji, bardzo niewiele brakowało, żeby "Milczenie..." wcale nie powstało, a jego premierze towarzyszyły kontrowersje.

"Milczenie owiec" okazało się takim sukcesem, że doczekało się w ciągu następnych lat jeszcze trzech innych filmów pełnometrażowych opowiadających o doktorze Hannibalu Lecterze, głośnego serialu z Madsem Mikkelsenem w roli głównej, a także debiutującej dopiero amerykańskiej serii "Clarice", która jako pierwsza skupia się głównie na postaci agentki Clarice Starling. Nie było jednak łatwo go nakręcić.

Zobacz wideo "Milczenie owiec" kończy 30 lat. Zwiastun kultowego filmu

Jak powstało kultowe "Milczenie owiec"? 

"Milczenie owiec" to adaptacja powieści Thomasa Harrisa z 1988 roku - książka stanowiła kontynuację jego głośnego "Czerwonego smoka" wydanego jeszcze w roku 1981. I już na tym etapie przed twórcami filmu, który miał później zyskać status klasyka, stały potencjalne trudności.

Pierwsza książka Harrisa także doczekała się ekranizacji, a to oznaczało, że razem z prawami do adaptacji ktoś kupił także prawa do postaci samego Hannibala Lectera. Te należały do producenta Dino De Laurentiisa. I choć jako pierwszy wyczuł on potencjał historii stworzonej przez Harrisa, to jego film "Manhunter" z 1986 roku okazał się finansową klapą. Co ciekawe producent chciał, by wyreżyserował go David Lynch, z którym pracował przy "Diunie" - filmowiec jednak odmówił, bo uznał, że powieść jest "zbyt brutalna i zupełnie zdegenerowana". Chyba dobrze wtedy wyczuł, że publiczność nie jest gotowa na tak drastyczną fabułę. Kiedy więc film, ostatecznie wyreżyserowany przez Michaela Manna trafił do kin w 1986 roku i nie spełnił pokładanych w nim nadziei, a studio Orion i scenarzysta Ted Tally jeszcze w 1987 roku zgłosili chęć nakręcenia kolejnej adaptacji powstającej dopiero opowieści o Lecterze, De Laurentiis użyczył wytwórni prawa do tej ikonicznej postaci za darmo.

Scenarzysta dostał od pisarza prawie ukończoną wersję "Milczenia owiec" i w listopadzie 1987 roku zabrał się za pisanie scenariusza. I niedługo potem, pomimo fartu z darmowym prawem do wykorzystania istotnej dla fabuły postaci, pojawiły się niemałe trudności. Na początku film miał bowiem zostać wyprodukowany wspólnie przez wytwórnię Orion i Gene'a Hackmana. Ale aktor, który miał kluczowe znaczenie dla projektu, bo pokrył połowę kosztów praw do ekranizacji, a miał też zająć się reżyserią i potencjalnie zagrać agenta FBI Jacka Crawforda, wycofał się z produkcji. Tymczasem Ted Tally miał już połowę scenariusza!

Współzałożyciel Oriona, Mike Medavoy przekonał go jednak, by nie przerywał pracy, a wytwórnia zajęła się szukaniem nowych źródeł finansowania i reżysera, któremu nie będzie straszna praca nad tym materiałem opisującym brutalne mordy. Potencjalnie nie było to łatwe zadanie, bo przecież scenariusz nie był jeszcze gotowy, a bez tego trudno przekonać niektórych do współpracy. Na szczęście wystarczyło, że reżyser Jonathan Demme przeczytał książkę Thomasa Harrisa: zgodził się zrobić ten film. I od tego momentu sprawy potoczyły się szybko. Jak wspomina na łamach książki "Screenwriters' Masterclass: Screenwriters Discuss their Greatest Films" Ted Tally:

Demme przeczytał moją pierwszą wersję niedługo po tym, jak skończyłem pisać. Spotkaliśmy się w maju 1989 roku i byłem po prostu oszołomiony tempem wydarzeń. Zdjęcia zaczęły się już w listopadzie 1989 roku. Nie pamiętam jakichś dużych zmian czy poprawek.

Podobnie jak reżyser, powieścią zachwycona była Jodie Foster, która była zdeterminowana, by zagrać agentkę Clarice Starling. Na jej korzyść przemawiał fakt, że dopiero co w 1988 roku dostała Oscara za główną rolę kobiecą w filmie "Oskarżeni" opowiadającym o procesie w sprawie grupowego gwałtu. Mimo tego Demme nie był przekonany, iż jest odpowiednią kandydatką do roli. Ponieważ dopiero co skończył kręcić "Poślubioną mafii" z Michelle Pfeiffer, to jej zaproponował udział w ekranizacji. Aktorka propozycję odrzuciła, jeszcze w 1992 roku tłumaczyła: "To była trudna decyzja, ale poczułam się bardzo niepewnie z tematyką filmu".

Następna propozycja reżysera dziś wydaje się dziwna, bo zwrócił się do Meg Ryan. Wtedy jeszcze nie była królową komedii romantycznych, ale miała już na koncie udział w głośnym "Top Gun" i docenionym przez krytyków dramacie "Promised Land", gdzie zagrała główną rolę u boku Kiefera Sutherlanda. Nie spodobał jej się jednak scenariusz "Milczenia owiec", więc także odmówiła. Za to w 1989 roku zagrała swoją pierwszą dużą rolę w słynnej już komedii "Kiedy Harry poznał Sally", za którą też dostała swoją pierwszą nominację do Złotych Globów.

Anthony Hopkins, Jodie Foster.Anthony Hopkins, Jodie Foster. mat. dystrybutora

Jonathan Demme ciągle nie chciał zatrudnić Jodie Foster i zaproponował do roli Clarice Starling wytwórni Laurę Dern, która dziś cieszy się słusznym uznaniem i ma na koncie Oscara, pięć Złotych Globów i nagrodę Emmy. Wtedy kojarzona była z kinem bardziej awangardowym i znana była choćby z występu w ambitnym filmie "Blue Velvet" w reżyserii Davida Lyncha. Tutaj veto postawiła już wytwórnia, która uznała, że jej zatrudnienie nie będzie szczególnie opłacalne. Dzięki swojej wytrwałości Jodie Foster dostała w końcu swoją upragnioną rolę, co jak wiemy, skończyło się potem dla niej kolejnym Oscarem.

Ciekawa była też lista aktorów, których reżyser rozważał do roli Hannibala Lectera. W pierwszej kolejności zaproponował ją Seanowi Connery. Jak łatwo się domyślić, ten mu odmówił. Demme pilnie śledził dokonania Davida Lyncha, bo w następnej kolejności zwrócił się do aktora, który zaimponował mu rolą w innym filmie tego samego twórcy. Choć "Człowiek słoń" miał premierę blisko 10 lat wcześniej, to Demme dobrze zapamiętał wrażenie, jakie swoją kreacją zrobił na nim Anthony Hopkins. On już nie odmówił sobie przyjemności zagrania psychopatycznego, diabelnie inteligentnego mordercy-kanibala. W niedawnym wywiadzie z "Variety" Hopkins wspominał jednak, że kiedy usłyszał tytuł produkcji, to w pierwszym odruchu pomyślał, że ktoś właśnie wpadł na pomysł, żeby obsadzić go w filmie dla dzieci. Jednak wystarczyło mu, że przeczytał pierwszych 10 stron scenariusza, żeby zrozumieć swój błąd i dojść do wniosku, że to jeden z najlepszych materiałów, jakie widział. 

Dodajmy, że w przypadku jego odmowy, rola mogła powędrować jeszcze do Ala Pacino, Roberta De Niro, Dusstina Hoffmana, Dereka Jacobiego lub Daniela Day-Lewisa. To wszystko świetni aktorzy, ale chyba się zgodzimy, że bez Hopkinsa ten film nie byłby taki sam. Warto też wspomnieć, że rolę, którą odrzucił Gene Hackman, bo uznał, że scenariusz jest zbyt brutalny, ostatecznie przyjął Scott Glenn. A reszta to już historia.

Kontrowersje wokół "Milczenia owiec". Zarzuty o homofobię i transfobię  

Film po tym, jak trafił do kin, nie stał się od razu wielkim hitem, ale powoli zyskiwał coraz większe uznanie krytyków i publiczności. Przy budżecie wynoszącym 19 mln dolarów, zarobił 272,7 milionów na całym świecie i stał się piątym najlepiej zarabiającym obrazem w 1991 roku. Jego oficjalna premiera odbyła się podczas 41. Berlinale, gdzie Jonathan Demme dostał też Srebrnego Niedźwiedzia za reżyserię. Poza Oscarami, Jodie Foster i Anthony Hopkins otrzymali nagrody BAFTA, a sama Foster dostała także statuetkę podczas ceremonii Złotych Globów. Produkcja do dziś jest określana jednym z najlepszych i najbardziej wpływowych filmów w historii, a poza tym jako dzieło "kulturowo, historycznie lub estetycznie" ważne dla USA, trafiła do zbiorów Biblioteki Kongresu. 

The Silence of the Lambs, Milczenie owiecThe Silence of the Lambs, Milczenie owiec Fot. Orion Pictures

Musimy jednak wspomnieć, że niedługo po premierze zaczęły się protesty ze strony społeczności LGBT. W oczach wielu osób problematyczny był sposób, w jaki przedstawiono Buffalo Billa - mordercę, który nie uzyskał zgody na operację zmiany płci, w związku z czym zabijał kobiety i obdzierał je ze skóry, by uszyć sobie z nich kostium. Zwracano uwagę, że przedstawianie go jako osoby biseksualnej i transseksualnej, i to w najbardziej stereotypowy dla popkultury sposób, jest skrajnie homofobiczne i szkodliwe dla całej społeczności. 

Reżyser próbował tłumaczyć, że Buffalo Bill "nie był homoseksualną postacią. Był umęczonym mężczyzną, który siebie nienawidził i chciał był kobietą, bo to by sprawiło, że będzie najdalej od siebie, jak tylko to możliwe". Niemniej w trakcie ceremonii rozdania Oscarów w 1992 roku jednocześnie w tym samym miejscu odbywał się protest organizacji ACT-UP i Queer Nation.

W tamtym okresie globalny kryzys związany z AIDS miał znaczący wpływ na publiczny wizerunek osób nieheteronormatywnych, a przedstawiciel społeczności LGBT pokazany w oscarowym filmie jako psychopatyczny morderca nie pomagał sprawie. Nie pomagał też fakt, że w filmie Hannibal Lecter podkreśla w rozmowie z agentką Starling, iż Buffalo Bill "nienawidzi swojej osobowości i myśli, że to czyni go transseksualistą. Jego patologia jest tysiąc razy bardziej dzika i przerażająca".

Sprawę ostatnio skomentowała także Natalie Wynn, znana jako ContraPoints. To jedna z bardziej kompetentnych amerykańskich youtuberek, która w swoich rozbudowanych filmach analizuje bieżące wydarzenia polityczne i kulturalne. Zajmuje się m.in. tematyką transpłciowości, gwałtu, konserwatyzmu, polityki, sprawiedliwości społecznej i filozofii. Jej twórczość charakteryzuje duża erudycja, odwoływanie się do rzetelnych naukowych informacji i argumentów, które jednocześnie potrafi przedstawić z dużym poczuciem humoru, nie obcy jest jej też sarkazm. Do tego tworzy złożone scenografie, charakteryzacje, kostiumy i postaci, które toczą ze sobą dialogi. W jednym ze swoich najnowszych filmów, który poświęcony jest głównie sprawie J.K. Rowling i jej transfobicznych wypowiedzi, Wynn zauważa, jaki wpływ filmy takie jak "Milczenie owiec" mają na ludzi:

 "Milczenie owiec" to dobry film i nie mówię, że robienie filmów czy pisanie książek o transpłciowych seryjnych mordercach jest nieskończenie złe, ale problemem jest tu kwestia reprezentacji. Przez długie lata nikt w telewizji czy filmie nie potrafił pozytywnie pokazać społeczności osób trans. Ale mamy za to całą masę seryjnych morderców, którzy przebierają się za kobiety. I to ma wpływ na to, jak ludzie myślą. Kiedy rozmawiamy o prawach osób transpłciowych, a ludzie choćby podświadomie pamiętają tylko takie filmy jak "Psychoza" - to ma przykre konsekwencje dla społeczności trans. Z drugiej strony - dla osób transpłciowych, takich jak ja - psychologicznie nie jest korzystne to, że kiedy dorastamy, to w mediach zobaczyć możemy tylko nasze potworne karykatury.
 

O tym też warto pamiętać, kiedy "Milczenie owiec" oglądamy.

Więcej o: