Shelley Duvall większości widzów kojarzy się z głównie "Lśnieniem", ale ma w dorobku imponujące role u reżyserów takich jak Robert Altman czy Woody Allen, a także nagrodę dla najlepszej aktorki, którą przyznano jej na festiwalu filmowym w Cannes. Duvall wycofała się z życia publicznego jeszcze w latach 90. i od tej pory bardzo rzadko rozmawia z mediami. Jej najnowsza rozmowa z "The Hollywood Reporter" rzuca światło na kulisy wyczerpującej pracy na planie głośnego filmu Kubricka, który słynął z perfekcjonizmu i wyjątkowo męczącego sposobu pracy z aktorami.
Stanley Kubrick zaproponował Duvall rolę po tym, jak zobaczył "Trzy kobiety" i przerażającą scenę, w której jej bohaterka musi urodzić martwe dziecko. Zadzwonił do niej osobiście, jak aktorka wspomina: "Powiedział, że jestem świetna w płakaniu". I tego wymagał od niej przez większość zdjęć do "Lśnienia". Podkreślmy, że jego metody pracy były niestandardowe, a do tego bardzo męczące i kosztowne, choćby dlatego, że kręcenie każdej sceny trwało niezwykle długo. Zdjęcia do "Lśnienia" trwały 56 tygodni, czyli blisko 13 miesięcy. Reżyser do tego wymagał, by ekipa pracowała sześć dni w tygodniu po 12-16 godzin.
Duvall scenę, w której broni się kijem przed oszalałym Nicholsonem, powtarzała 127 razy, zanim reżyser uznał, że ma swoje idealne ujęcie. W najnowszej rozmowie z "The Hollywood Reporter" Duvall stwierdza: - To była trudna scena, ale okazała się jedną z najlepszych w filmie. Wyjaśniła też, że choć powtórzeń było dużo, to nie była to niestandardowa procedura w wykonaniu tego filmowca, który swoich aktorów potrafił doprowadzić do skrajnego wyczerpania:
Kubrick niczego nie kręcił aż do 35. ujęcia. Trzydzieści pięć ujęć płakania i biegania z małym chłopcem na rękach. Robi się trudno. No i musisz być w roli już od pierwszej próby. To trudne.
Seth Abramovitch usłyszał też od niej, jak przygotowywała się do kolejnych scen: Przed kolejnym ujęciem włączałam walkmana i słucham smutnych piosenek. Albo wspominałam bardzo smutne doświadczenia lub myślałam o tym, jak bardzo tęsknię za rodziną i przyjaciółmi.
Podkreśla też:
Po jakimś czasie ciało zaczyna się buntować. Mówi, żeby przestać mu robić takie rzeczy. Bo nie chce płakać każdego dnia. I czasem tylko ta myśl doprowadzała mnie do płaczu. Kiedy budziłam się w poniedziałek rano i myślałam o tym, że mam tylko płakać cały dzień, bo tak to zaplanowano, zaczynałam po prostu płakać. Myślałam, że już nie dam rady. I nie wiem, jak to zrobiłam, ale mi się udało. Jack [Nicholson] też mi mówił: Nie wiem, jak ty to robisz.
Zapytana wprost, czy Stanley Kubrick się nad nią znęcał, starała się pozostać dyplomatyczna:
Na pewno miał w sobie coś z takiego podejścia. Ale myślę, że to dlatego, iż sam był tak bardzo długo traktowany. W końcu jego dwa pierwsze filmy to "Pocałunek mordercy" i "Zabójstwo".
Dopytywana przez dziennikarza dodała: Był dla mnie bardzo przyjazny. Spędził dużo czasu ze mną i Jackiem. Siedział z nami i rozmawiał godzinami, a ekipa czekała. Ktoś mógł powiedzieć, że czeka 60 osób. Ale to była bardzo ważna praca.
Jak wspomina w rozmowie z "The Hollywood Reporter" Anjelica Huston, która w tamtym czasie była partnerką Jacka Nicholsona, Duvall specjalnie wynajęła mieszkanie zaraz obok studia filmowego w Hertfordshire, którym ekipa pracowała. "Nikt tak nie robi. Jeździsz tam i z powrotem z Londynu, nawet jeślibyś miał stać w korku przez dwie godziny w jedną stronę. A Shelly robiła tak przez prawie półtora roku. Załatwiła tam sobie mieszkanie i tam żyła, bo była tak skrajnie oddana". Zdaniem Huston Kubrick i Nicholson niekoniecznie to doceniali i byli wobec niej zbyt wymagający.
"Z tego, co mówił mi Jack, odnosiłam wrażenie, że Shelley ma trudności, z tym, żeby poradzić sobie z emocjonalnym wymiarem roli. A oni wcale nie wydawali się tacy współczujący. Dla mnie to wyglądało tak, jakby razem się dobrali. Być może źle to wtedy odczytałam, ale tak to czułam. I kiedy ją wtedy widziałam, wydawała się ogólnie umęczona, wstrząśnięta. Nie wydaje mi się, żeby ktoś tam o nią szczególnie dbał" - wspomina aktorka. I jednocześnie podkreśla, że jej zdaniem Duvall uciągnęła cały film na własnych plechach: Nicholson lawirował od bycia przerażającym typem do bycia nawet zabawny facetem, Kubrick był Kubrickiem w swoim najbardziej tajemniczym, interesującym i magnetycznym wydaniu. Myślę, że była niezwykle dzielna, lawirując między nimi - podsumowuje.
Film okazał się gigantycznym sukcesem komercyjnym, a Stanley Kubrick i Jack Nicholson byli za produkcję wychwalani pod niebiosa. Inaczej sprawy miały się dla Shelley Duvall, która za swój występ chwalona nie była, a otrzymała wręcz nominację do Złotej Maliny za najgorszą rolę kobiecą. Stephen King przyznał też po premierze, że to, jak Kubrick pokazał bohaterkę graną przez Duvall, jest tylko jednym z licznych powodów, dla których nie lubi tej ekranizacji swojej książki. Już w 2014 roku w wywiadzie z "Rolling Stone" mówił: Ten film jest taki mizoginistyczny. Wendy Torrance przedstawiono tam jak krzyczącą szmatę do naczyń" - w literackim pierwowzorze ta bohaterka jest dużo bardziej złożona i interesująca niż w filmie.
Tymczasem zagranie tego, co reżyser sobie dla niej wymyślił, było dla aktorki prawdziwą drogą przez mękę. Kubrick nie lubił prasy, ale swojej wówczas 19-letniej córce Vivian pozwolił na planie "Lśnienia" kręcić film dokumentalny o kulisach powstawania filmu. W jednym z ujęć widać, jak Kubrick naskakuje na aktorkę, bo zgubiła kij. W innym ujęciu widać Duvall, kiedy leży na podłodze zupełnie wyczerpana. Aktorka w 2016 roku przyznała, że miała wtedy atak paniki.
Niedługo po premierze mówiła w wywiadzie z Robertem Ebertem: "Postać Jacka Nicholsona musiała być szalona i zła cały czas. Ja grając swoją postać, musiałam płakać 12 godzin dziennie, całymi dniami, równo przez ostatnich dziewięć miesięcy nagrań, po pięć czy sześć dni w tygodniu. (...) Po całej tej pracy prawie nikt nie komentował mojego występu w filmie, ba prawie nikt o nim nie wspominał. Recenzje były całe o Kubricku, tak jakby mnie tam nie było".
Duvall po premierze "Lśnienia" coraz rzadziej pojawiała się w produkcjach kinowych, wybierała też raczej komedie i filmy rozrywkowe, zaczęła więcej pracować w telewizji - została także producentką i scenarzystką. Za prowadzenie i produkowanie programu dla dzieci "Faerie Tale Theatre" otrzymała Peabody Award - to nagroda wręczana za wybitne dokonania na polu radiowym, telewizyjnym i internetowym. Za swoje kolejne programy "Tall Tales & Legends" i "Shelley Duvall's Bedtime Stories" dostała też nominację do nagrody Emmy w 1988 roku. W latach 90. zagrała w filmach takich reżyserów jak Steven Soderbergh i Jane Campion. Jej ostatnią rolą filmową był występ w "Mannie z nieba" z 2002 roku, kiedy przeszła na aktorską emeryturę od grania. Od lat jednak mówi się, że występ w "Lśnieniu" Shelly Duvall przypłaciła zdrowiem.
Duvall nie udzielała się w mediach zbyt intensywnie. Wyjątkiem był jej głośny wywiad w 2016 roku, gdy w telewizyjnym programie "Dr. Phill" przyznała, że ma problemy ze zdrowiem psychicznym oraz halucynacje. - "Jestem bardzo chora i potrzebuję pomowcy" - mówiła wtedy. W trakcie rozmowy, która wywołała poruszenie, aktorka wyznała, że czasem widzi Robbina Williamsa, z którym przed laty zagrała razem w filmie "Poppye", podkreślała też, że nie zmarł on w 2014 roku, a jedynie zmienia postać. Publiczność usłyszała też, że Duvall prześladuje szeryf z Nottingham, czyli fikcyjna postać z książek i filmów o Robin Hoodzie.
Niedługo potem Mia Farrow skrytykowała prowadzącego program dra Phillipa C. McGrawa. "Powinno istnieć prawo, które chroni osoby chore psychicznie przed drapieżnikami z programów telewizyjnych, takimi jak Dr. Phil, który wykorzystał Shelley Duvall dla własnego zysku" - napisała na Twitterze.
Z kolei córka Stanleya Kubricka, Vivian, zaczęła nawoływać do bojkotu programu. To także ona i organizacja The Acotrs Fund zaangażowani byli w prowadzenie zbiórki na leczenie Duvall. Aktorka jednak odmawia podjęcia trwałej terapii i żyje na swoim ranczu w Teksasie.
<<Reklama>> Ebook "Lśnienie" Stephena Kinga dostępny jest w Publio.pl >>