Peter Jackson i Harvey Weinstein zaczęli współpracować w 1994 roku, kiedy po wielkim sukcesie filmu "Niebiańskie istoty" zawarli tzw. first-look deal - to umowa między twórcą danego tytułu a producentem, wedle której potencjalny nabywca nienapisanego jeszcze scenariusza lub powstającego filmu czy projektu telewizyjnego daje autorowi fundusze na dalsze prace w zamian za pierwszeństwo w kolejce do obejrzenia nowego materiału, zanim zobaczy go reszta branży. Drew McWeeny pisze w tekście dla portalu Polygon, że Peter Jackson po latach pożałował takiej decyzji - z jednej strony dostał pieniądze na rozwój, ale z drugiej wpakował się we współpracę z Weinsteinem, który później dał mu popalić.
Kiedy powstawał "Władca Pierścieni", McWeeny pracował dla Ain't It Cool News, pionierskiej w tamtym okresie strony filmowej, dzięki której - jak pisze autor - filmowcom łatwiej było przekonać szefów wytwórni, że jest publiczność, która chce oglądać kino gatunkowe wyprodukowane na poważnie, przy wykorzystaniu wszystkich koniecznych zasobów. Z takiej możliwości skorzystała też ekipa Petera Jacksona, która po rozmaitych perturbacjach na przestrzeni lat przekonała się, że "LOTR" nie może powstać w całej okazałości pod okiem Weinsteina.
Jak wspomina McWeeny. Weinstein zażyczył sobie, żeby adaptacja serii Tolkiena składała się z dwóch filmów, na które producent był gotowy przeznaczyć 75 mln dol. (dla porównania - w ostatecznej wersji na trzy filmy wydano 281 mln dol.). Jackson w trakcie półtorarocznej przeprawy z adaptacją książek nie wiedział o tym, że Miramax mógł przeznaczyć na "Władcę Pierścieni" tylko tyle, bo w ryzach trzymał go Disney. "Współpracując z nowozelandzkim dramaturgiem Stephenem Sinclairem, Jackson i Fran Walsh stworzyli dwa scenariusze, 'Drużyna Pierścienia' i 'Wojna o Pierścień'. W ciągu trzech spotkań i 18 miesięcy zdali sobie sprawę, że nigdy, przenigdy, pod żadnym pozorem nie nakręcą tych filmów z Harveyem Weinsteinem" - opisuje McWeeny, który miał okazję przeczytać wspomniane scenariusze.
Peter Jackson miał kontakt z Ain't It Cool, plus było wielu ludzi w WingNut i WETA [firmach Jacksona - przyp. red], którzy również się do nas odzywali. Czuli, że tworzą coś wspaniałego i martwili się, że nie będą w stanie znaleźć studia chętnego do współpracy. Podjęto więc decyzję o wycieku scenariuszy do Ain't It Cool w taki sposób, któremu wszyscy mogliby później zaprzeczyć. Teksty nie pochodziły bezpośrednio od nikogo i nikt nigdy oficjalnie nie poprosił nas, żeby kogoś kryć, więc kiedy na mnie naciskano, mogłem szczerze odpowiedzieć, że to nie inicjatywa Petera ani Fran [Walsh]. Jasne jest jednak, że otrzymałem dostęp do tych tekstów, żeby opisać moje przemyślenia na ich temat dokładnie w momencie, gdy New Line Cinema miała podjąć decyzję
- zdradza dziennikarz.
Pierwotna wersja tego, co dziś znamy jako trylogię, zawierała większość obecnych dziś w filmach elementów, ale "nie było czasu, by naprawdę cieszyć się Shire, nie było miejsca, w którym Pippin i Merry mogliby pojawić się jako postacie, a tym bardziej nie było miejsca na fakturę Śródziemia". Elfy pojawiały się tylko na chwilę, podobnie jak Arwena i Aragorn. Na tym, że "LOTR" stało się trylogią, najbardziej według McWeeny'ego skorzystał Gollum, który przeszedł od narzędzia fabularnego do w pełni zrealizowanej postaci. "Kluczowe jest to, że wersja złożona z dwóch filmów sprawiała wrażenie, jakby każdy wybór twórców miał na celu przekształcenie filmów w bardziej konwencjonalne hity, kosztem bogatej historii i poezji, która definiuje twórczość Tolkiena" - dodaje McWeeny.
Co zatem sprawiło, że stery nad produkcją przejęła wytwórnia New Line Cinema? Weinsteinowie zaczęli domagać się zmian, których Jackson i Walsh nie mogli wprowadzić. Przełom nastąpił, gdy zażyczyli sobie od Jacksona, żeby złożył "LOTR" w jeden czterogodzinny film. Kiedy reżyser odmówił, Miramax pozwolił mu pójść z projektem gdziekolwiek indziej - pod warunkiem, że kolejne chętne studio odda wytwórni wszystko, co już wydała (z nawiązką, która zrekompensowałaby "zmarnowany" czas Harveya).
Bob Shaye i Michael De Luca z New Line przeczytali scenariusze i wyciągnęli z nich szeroką wizję - dopytywali o te elementy, które Weinsteinowie kazali wyciąć. Studio ochoczo przystało na stworzenie trylogii i przeznaczyło na to o wiele większy budżet niż ten ze wstępnych szacunków - McWeeny podkreśla, że według WETA na zrobienie dwóch filmów potrzebne było co najmniej 150 mln dol., ale to i tak nie wystarczyłoby na ukazanie wszystkich pomysłów. Po przejściu "LOTR" do New Line na pokładzie scenarzystów pojawiła się Philippa Boyens, dzięki której twórcy przyjrzeli się całej historii jeszcze raz, od samego początku - i tak np. filmową sagę otwiera słynny monolog Galadrieli, którego w wersji z dwoma filmami nie uwzględniono.